Za granicą czujemy się jak paniska, ale eksporterzy płaczą Parę tygodni temu rada nadzorcza spółki Boryszew zmniejszyła prawie o połowę produkcję w należących do niej toruńskich zakładach Elana. Elana robi włókno poliestrowe i plastik na butelki. Drożejący złoty plus rosnące ceny surowców i energii to zabójcze połączenie. Elana zanotowała 15 mln zł straty w pierwszym kwartale roku, perspektywy są złe. Nikt, a zwłaszcza główny akcjonariusz Roman Karkosik, nie zamierza kontynuować nieopłacalnej działalności. Część linii zostanie wyłączona, nieużywane hale i maszyny będą sprzedane. Pracę straci ponad 600 osób spośród załogi liczącej ok. 1,1 tys. osób. Widmo mocnego złotego krąży nad gospodarką. Huta Szkła Krosno, producent eleganckiego szkła stołowego, z powodu mocnego złotego ogranicza wytwarzanie szkła, formowanego tradycyjną metodą ręczną. To wizytówka firmy, eksportującej ponad 70% swych wyrobów do 60 krajów świata. Teraz wizytówkę tę zastąpi produkcja mechaniczna, bo spółka wykorzystała już wszystkie inne sposoby znalezienia oszczędności. Pracę straci 1,2 tys. spośród prawie 3,5 tys. ludzi. Drogi złoty boleśnie zmniejsza zyski spółki Stolarka produkującej w kilku zakładach okna, drzwi i podłogi. Firma co najmniej o rok przesunęła wejście na giełdę, zwolniła ponad 300 pracowników, zamknęła dwa z trzech swoich tartaków. Oj, bo tąpnie Przedsiębiorstw, które przeżywają podobne kłopoty, są już tysiące. Niekorzystne zmiany w naszym handlu zagranicznym dają się we znaki od początku roku. Najnowsze dane GUS sięgają tylko do maja. W ciągu pierwszych pięciu miesięcy roku eksport zwiększył się o 8%, import o 9%, saldo ujemne zaś osiągnęło 29,6 mld zł. W tym samym okresie 2007 r. saldo ujemne wynosiło 25,9 mld zł. Te statystyki jeszcze nie wyglądają groźnie. Tyle że coraz bliżej do naprawdę potężnego, eksportowego tąpnięcia. Wartość zamówień eksportowych ciągle spada. Wielu producentów goni resztkami sił, redukując zyski niemal do zera, byle tylko nie wypaść z zagranicznych rynków i przetrwać trudny okres. Gdzie tylko można, tnie się zatrudnienie, przedsiębiorcy sprowadzają z Azji coraz więcej składników produktów eksportowych, zamiast wytwarzać je w kraju. Nie ma mądrego, który by przewidział, jak wysoki kurs złotego są jeszcze w stanie wytrzymać eksporterzy, ale nie widać, by rząd lub bank centralny podejmowały jakiekolwiek kroki, by im pomóc. A jeśli zaczną padać, setki tysięcy ludzi stracą pracę. Wyraźnie już obniżył się udział dziedzin eksportowych w ogólnym wzroście produkcji przemysłowej (widać to zwłaszcza w branży meblarskiej oraz RTV). Mocny złoty nie jest tu jednak jedyną przyczyną kłopotów. Słabnące tempo wzrostu w Wielkiej Brytanii, stagnacja w USA i – przede wszystkim – sygnały spadku produkcji w Niemczech, u naszego głównego partnera handlowego, to dodatkowe przyczyny polskich trudności. Wiele artykułów pochodzących z naszego kraju wchodzi w skład finalnych produktów, wytwarzanych przez firmy zachodnie. Na Niemcy przypada aż jedna czwarta polskiego importu i eksportu, jednak udział tego kraju w naszej wymianie zagranicznej spada, a kryzys znad Renu odbije się negatywnie i nad Wisłą. Żyć na Zachodzie Ekonomiści coraz częściej uważają, że złoty jest zbyt drogi i niebezpiecznie odchylił się od tzw. kursu równowagi. Kurs równowagi to taki kurs, który – twierdzą eksperci – pozwala skutecznie hamować inflację, a jednocześnie nie dławi eksportu ani całej gospodarki. Rzecz w tym, że nikt nie wie, ile ten kurs powinien wynosić. I nie wiadomo nawet, czy mocny złoty przynosi generalnie więcej szkody, czy pożytku. Skutki, jakie niesie wysoka cena polskiego pieniądza, są, jak mówią ekonomiści, niejednoznaczne. W ubiegłym roku nasze zarobki liczone w złotówkach zwiększyły się średnio o ok. 13%. Liczone w euro o 14%, w dolarach zaś – o 17%. Euro i dolar wciąż tanieją. Jeśli utrzymane zostanie dotychczasowe tempo wzrostu płac, to w okresie od stycznia do grudnia 2008 r. zarobki liczone w euro zwiększą się o kolejne 16%, w dolarach zaś już prawie o 20%. W tym momencie ekonomiczny sens zarabiania za Wielką Wodą i wysyłania kasy do kraju całkowicie straci sens. Opłaci się natomiast po prostu tam
Tagi:
Andrzej Dryszel









