Somalijscy islamiści odparli atak najlepszych żołnierzy świata Prezydent Obama wysłał swoich ludzi przeciw terrorystom. Doborowe oddziały komandosów w ciągu kilku godzin przeprowadziły akcje w Somalii i w Trypolisie. Fiasko pierwszej z tych operacji świadczy o tym, że wywiad supermocarstwa nie jest doskonały i nawet najlepsi żołnierze świata nie zawsze zwyciężają. Komentatorzy zwracają też uwagę na trudności z wykorzenieniem terroryzmu czy islamskiego ekstremizmu. Miejsce zlikwidowanych przywódców zajmują nowi. Prezydent potrzebuje sukcesu Barack Obama z pewnością po to zarządził akcje sił specjalnych, aby po serii niepowodzeń odnieść jakiś sukces. Na skutek zabiegów Rosji Stany Zjednoczone musiały zrezygnować z interwencji zbrojnej przeciw reżimowi Baszara al-Asada w Syrii. Jednak w sytuacji, gdy rząd USA pozostawał „zamknięty”, gdy nastąpiło zawieszenie funkcjonowania administracji federalnej, ponieważ Republikanie chcący storpedować reformę opieki zdrowotnej prezydenta nie zgodzili się na kompromis w sprawie budżetu, gospodarz Białego Domu pilnie potrzebował zwycięstwa. Podobno przygotowania do obu operacji trwały wiele tygodni. Prezydent wydał rozkazy po ataku 21 września terrorystów z somalijskiej milicji Asz-Szabab na centrum handlowe Westgate w stolicy Kenii, Nairobi. Zanim po trzech dniach zostali unieszkodliwieni, zabili ponad 60 osób. Lądowanie o świcie W sobotę 5 października ok. 20 komandosów z owianej legendą jednostki Navy Seals zeszło przed świtem z okrętu do szybkich łodzi motorowych, aby wylądować na plaży somalijskiego miasta Baraawe, ok. 180 km na południe od Mogadiszu. To właśnie wszechstronnie wyszkoleni żołnierze Navy Seals w maju 2011 r. zabili ukrywającego się w pakistańskim mieście Abbottabad przywódcę Al-Kaidy Osamę bin Ladena. Baraawe jest kontrolowane przez radykalnych somalijskich islamistów z organizacji Asz-Szabab (Młodzi), mającej powiązania z Al-Kaidą oraz ugrupowaniami ekstremistów muzułmańskich w Kenii i w Afryce Północnej. Członkowie Asz-Szabab ponieśli ostatnio kilka porażek, ale wciąż są panami znacznych obszarów w południowej i środkowej części kraju. Akcja Navy Seals została przygotowana starannie. Lądowanie zaplanowano na godz. 2.30 rano, zanim jeszcze islamscy bojownicy wstaną na poranne modły. Celem ataku była położona na wybrzeżu piętrowa willa, w której, jak zakładał wywiad Stanów Zjednoczonych, ma kwaterę Abdikadir Mohamed Abdikadir, znany jako Ikrima. Według kenijskich służb specjalnych, ten trzydziestokilkuletni obywatel Kenii somalijskiego pochodzenia planował zamachy na gmach parlamentu, placówki ONZ, lotnisko oraz restaurację etiopską w Nairobi (ostatecznie żaden z tych ataków nie został przeprowadzony). Ikrima uważany jest za łącznika organizacji Asz-Szabab z Al-Kaidą oraz z dżihadystami w Kenii, Tanzanii i Jemenie. Zdaniem zachodnich wywiadów, ma liczne powiązania i werbuje w szeregi Asz-Szabab zagranicznych ochotników. Podobno przygotowywał zamachy terrorystyczne wspólnie z tajemniczą „białą wdową”, Brytyjką Samanthą Lewthwaite, która przyłączyła się do dżihadystów i, przynajmniej według relacji prasowych, odgrywa wśród nich poważną rolę. Komandosi wyposażeni w broń z tłumikami wtargnęli do willi. Ludzie z Asz-Szabab jednak nie dali się zaskoczyć i stawili zacięty opór. Walka z użyciem granatów ręcznych trwała ok. 20 minut. Islamiści zaczęli ściągać posiłki. Według oficjalnego komunikatu Waszyngtonu, żołnierze USA przerwali akcję, aby nie spowodować strat wśród cywilów, zwłaszcza kobiet i dzieci. Nie wiadomo jednak, czy można brać takie wyjaśnienia za dobrą monetę. Komandosi osłaniani ogniem z helikopterów, które wystartowały z okrętów wojennych, bezpiecznie wrócili na łodzie. Według różnych źródeł, po stronie Asz-Szabab zginęło od jednego do siedmiu ludzi, kilku zaś zostało rannych. Mohamed Abdikadir ocalał. Podobno w czasie ataku w ogóle nie było go w willi. Islamiści początkowo myśleli, że desantu dokonali komandosi brytyjscy i tureccy. Oczywiście ogłosili zwycięstwo nad białymi żołnierzami. „Nasi mudżahedini odparli atak i ścigali ich aż na plażę”, ogłosił rzecznik somalijskiej milicji, Abdiasis Abu Musab. Pokazano też kilka sztuk zdobytej amerykańskiej amunicji, kamizelkę kuloodporną oraz granat ręczny. Także rzecznik Pentagonu George Little chwalił się sukcesem: „Siły zbrojne USA przeprowadziły tę operację z niezrównaną precyzją i udowodniły, że Stany Zjednoczone mogą wywrzeć bezpośredni nacisk na przywódców Asz-Szabab, kiedy tylko zechcą”. Wielu publicystów dziwi się jednak, że komandosi Navy Seals, wytrawni żołnierze, mający za sobą mordercze treningi, nie dali sobie rady
Tagi:
Jan Piaseczny









