„Zemsty” Fredry nie można już bezkarnie odczytywać jako landszafciku z życia szlachty Andrzej Wajda przenosi na ekran „Zemstę” Aleksandra Fredry. Pytanie, czy będzie to pogodny obrazek z życia drobnej szlachty, czy studium narodowej degeneracji i obłudy? Do obu tych celów „Zemsta” nadaje się znakomicie. Zajadły spór dwójki szlachciurów o kawałek muru granicznego to bynajmniej nie wytwór fredrowskiej wyobraźni. Wręcz przeciwnie – to kawał polskiej historii, który Fredro na użytek własnej komedii znacznie ugłaskał. Rzeczywisty spór nie miał w sobie nic z farsy – był pasmem pełnych nienawiści burd sąsiedzkich. Rzecz toczyła się przez kilka dziesięcioleci XVII wieku na zamku w Odrzykoniu, który Aleksander hrabia Fredro otrzymał jako posag wniesiony w 1828 r. przez jego żonę Zofię z Jabłonowskich Skarbkową. Z dokumentów przechowywanych w rodzinnych archiwach wynikało, że zamek miał dwóch panów. Jego dolną częścią zarządzał dumny i bogaty wojewoda Piotr Firlej, a partię górną zamieszkiwał Jan Skotnicki, szlachcic ubogi, ale tym bardziej skłonny do zwady i procesu. Wojewodzie nie w smak było sąsiedztwo chudopachołka, więc starał się go z zamku różnymi szykanami wykurzyć, a Skotnicki nie pozostawał mu dłużny. Wpadł na przykład na pomysł, aby rynny ustawić tak, by woda ściekała na zamek dolny. W odpowiedzi wojewoda Firlej wysłał swych ludzi, by napadli na murarzy remontujących mury górnego zamku i przy okazji zniszczyli rynny. Skotnicki w skardze sądowej napisał, że Firlej „pospołu z pachołki i wspólniki swymi, dla dokonania zamyślonej zbrodni pościąganymi, ręką zbrojną na zamek wyższy wtargnął i rzemieślniki tamże pracujące rozpędził, a »canales« alias rynny piłą przetrzeć i podrzezać ku największej zagładzie budynków kazał, przez co iśćcowi szkodę na dziesięć tysięcy zł p. wyrządził”. Skotnicki tę fazę procesu wygrał, ale spór ciągnął się dalej. Kres położyło mu dopiero małżeństwo syna wojewody z kasztelanką Zofią Skotnicką w 1638 roku. Zupełnie jak w szkolnej lekturze. „Zemstę” (napisaną w 1833 roku, a wystawioną rok później we Lwowie) znudzona młodzież odczytuje zazwyczaj jako krotochwilę z udziałem dwójki szlagonów, pary zakochanych oraz żołnierza-samochwały. Tę pogodną historyjkę wieńczy pojednanie przeciwników i mocny akcent religijny. Kiedy jednak utwór przeczytać wnikliwiej, jak uczynił to w latach 20. Boy-Żeleński, okaże się, że przed czytelnikiem otwiera się otchłań bezprawia, obłudy i bigoterii. Boy wyśmiewał sądy literaturoznawców, którzy, jak prof. Chrzanowski, uważali iż „Zemsta” „kończy się Bogiem, odzwierciedla obyczaj staropolski i duszę staropolską”. Przyjrzyjmy się więc temu obyczajowi. Cześnik tylko pozornie jest panem połowy zamku. Szybko dowiadujemy się, że naprawdę jest on własnością niepełnoletniej Klary, jego bratanicy, nad którą sprawował opiekę do czasu uzyskania przez dziewczynę pełnoletności. Klara dorasta, a Cześnik wpada w panikę, ponieważ jego interesy nie idą najlepiej. Już w pierwszej scenie zastajemy go w trakcie przymierzania się do ożenku, mającego poprawić jego fatalną sytuację materialną. Pierwszą kandydatką na żonę jest Podstolina, o której sądzi, że wniesie spory posag. „Co za czynsze! – To kobieta!” – zachwyca się po zrekapitulowaniu stanu majątkowego kandydatki. Oczywiście nie wie, że Podstolina jest takim samym bankrutem jak on. Jednak na wszelki wypadek ten schorowany dziadyga, co wypomina mu Dyndalski, myśli także o ożenku z Klarą. Nie przeszkadza mu, że to jeszcze prawie dziecko, dziewczyna trzy razy od niego młodsza. Wszystko, byle tylko zachować prawa do zamku. W dodatku Cześnik wywodzi się z drobnej szlachty, a małżeństwo z Klarą, córką kasztelana, byłoby dla niego sporym awansem społecznym. Jego bezwzględność w pilnowaniu własnych korzyści nie zna granic. Aby schwytać w pułapkę Wacława, syna największego wroga, posuwa się do sporządzenia fałszywego listu, który ma rzekomo pochodzić od Klary. W tamtych czasach zwabianie chłopca na schadzkę kompromitowało dziewczynę w stopniu ostatecznym i Dyndalski próbuje to Cześnikowi uświadomić. Daremnie. Honor dziewczyny oddanej mu pod opiekę liczy się bez porównania mniej niż chęć zemsty na osobistym wrogu. A z lektury szkolnej zapamiętujemy tylko ten słynny fragment zaczynający się od słów: „Bardzo proszę, mocium panie… ” Warto zauważyć, że taka miernota jak Cześnik przyciąga miernoty jeszcze niższego stanu w osobie Papkina. Ów drobny kombinator, przydatny do załatwiania ciemnych interesów, reprezentuje ogromną rzeszę „ludzi
Tagi:
Elżbieta Szymańska









