Komputerowe badanie uczuć

Nie żałuje kiepskich romansów. Nagrodą pocieszenia bywa miłość – Zobacz, znowu jest coś nowego. Jakiś “Amorek”. Co to jest! Nowa moda? Powariowali, wszyscy zakładają biura matrymonialne. Przecież to nas wykończy – Monika zapaliła trzeciego papierosa, a Krzysztof pomyślał, że zaraz się udusi. Nie tylko od dymu. – Porozmawiamy w biurze – powiedział. Nad bramą starej kamienicy wisiała informacja, że biuro matrymonialne “Już we dwoje” powstało w 1946 r. Krzysztof uważał, że jego ojciec miał świetny pomysł, zakładając w zrozpaczonym mieście biuro matrymonialne. – Ci ludzie potrzebowali uczuć – powtarzał ojciec. – Snuli się bezradni, bo przecież każdy kogoś stracił. Chciałem im pomóc. Chciałem, żeby znaleźli kogoś, dla kogo warto żyć. Z dzieciństwa Krzysztof pamiętał segregatory i matkę, która układała ludzkie losy według upodobań. W poczekalni, jak u dentysty, czekali samotni. Biuro kwitło, bo ojciec miał intuicję i oszczędzał ludziom zbyt wielu niepotrzebnych spotkań z niepotrzebnymi partnerami. Poza tym nie miał konkurencji. Od początku było wiadomo, że Krzysztof przejmie setki ludzkich losów. Skończył psychologię i po prostu zaczął pracować w biurze. Im dłużej wysłuchiwał kobiecych nadziei, tym bardziej umacniał się w przekonaniu, że wystarczą mu krótkie spotkania z pewną mężatką. – Pamiętaj, że właściciel biura matrymonialnego nie może być samotny – żartował ojciec. W dwa tygodnie później rodzice zginęli w wypadku samochodowym. Krzysztof przestał spać i jeść. Tylko ze względu na ojca otwierał biuro. Ożenił się z klientką biura. Ożenił się, bo tego chciała. To właśnie była Monika. Komputer zapyta o seks Ostry dzwonek zamienił się w monotonny jęk. Zerwał się. Potrafił godzinami wyobrażać sobie, o ile lepsze byłoby życie bez Moniki. Ale, jak na razie, zapowiadało się, że razem splajtują, bo w Warszawie rosła im młoda konkurencja. Nowe biura. – Nie mam czasu – powiedziała Iza. Krzysztof jeszcze nie wiedział, że było to jej ulubione zdanie. Po za tym w ogóle zapomniał, że się z nią umówił. A przecież, tak jak jego ojciec, z każdym klientem rozmawiał osobiście. – Nie mam czasu – powtórzyła Iza. Po godzinie Krzysztof zadzwonił do Moniki: – Słuchaj, nie ma na co czekać. Kupujemy ten system doboru komputerowego, ale ten najnowszy, który analizuje też poprzednie związki. Ludzie teraz nie mają czasu na poszukiwania. Trzeba im dać wydruk z komputera. Błyskawicznie. – Będą na mnie eksperymentować – Iza była zachwycona. Już wszystkie koleżanki w firmie wiedziały, że to nie Iza wybierze sobie faceta. Zrobi to za nią komputer i to taki, który przeanalizuje jej przeszłość. – Powiesz mu wszystko – matkę Izy to najbardziej zafascynowało. – Ja nawet w komputerze wstydziłabym się przeczytać o tym, jak wyszłaś z obiadu u przyszłych teściów, bo nie rozumieli twojej miłości do papużek. – I bardzo dobrze, że wyszłam. Wiedzieli, że jestem wegetarianką, więc zrobili wątróbkę, bo to nie mięso. A poza tym, daj spokój. Chyba się cieszysz, że wyjdę za mąż. – No, jeśli ten komputer coś dla ciebie znajdzie. Iza odłożyła słuchawkę. Miała 30 lat, czarne włosy, właśnie odchudzała się bardziej niż kiedykolwiek, bo komputer na pewno zapyta o wagę. – Muszę ci jeszcze coś powiedzieć – matka zadzwoniła wieczorem. – Nawet komputerowi nie powtarzaj w kółko, że nie masz czasu. W parę dni później Iza odpowiadała na pytania obszernej ankiety. Programista z Niemiec, gdzie takie komputerowe biura matrymonialne są najpopularniejsze, pracował długo nad polską wersją. Iza była pierwszą klientką. Za nią ustawiła się długa kolejka. Monika napisała nowy tekst reklamowy. Zachwalała komputer i tradycję. Wreszcie udało im się urwać od konkurencji. Tyle że byli spłukani. Program zjadł wszystkie oszczędności. – Ciekawe, co komputer powiedziałby na nasze małżeństwo – głos Krzysztofa był smutny. Wreszcie, przed północą, wyszli z biura. – Nam nie jest potrzebny komputer – odpowiedziała. – My już jesteśmy małżeństwem, więc nie mamy żadnych wątpliwości. Za światłami zatrzymał go policjant. Krzysztof zapomniał o zmianie przepisów. – A ja pana znam – ucieszył się. – Wczoraj to pan w telewizji tak ładnie mówił o miłości. Ale czy to możliwe, tak z komputera? – Na pewno to lepsze niż ślub, bo dziewczyna

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 05/2001, 2001

Kategorie: Przegląd poleca