Korepetycje z litości
Przed laty ona zaszła w ciążę, teraz on wszedł na dach, żeby skoczyć. Łączy ich jedno – oboje zrobili coś niestosownego Liczył na czyjeś niedbalstwo, może ktoś nie przekręcił klucza. Wybrał ulicę w centrum, tylko kilka pięter, żeby go było dobrze widać. Wspinał się na czwarte piętro, jedno szarpnięcie za kłódkę wystarczyło. Kłódka odgradza wejście na dach. Dopiero w piątym domu kłódka ciężko upadła na podłogę. Huk. Nikt nie uchylił drzwi. Niedzielny poranek, nikomu nie chciało się wyglądać. Poprawił włosy i powoli zaczął wspinać się po drabince. Płaszcz hamował ruchy, ale przecież na dachu na pewno będzie zimno. Dobrze jednak, że zamienił sweter na białą koszulę. Zobaczą go od razu. Podszedł do brzegu dachu. W dole dopiero zaczęła się poruszać ulica. W wieżowcu naprzeciwko jakaś kobieta sennym ruchem uchylała drzwi balkonowe. Dwa piętra niżej chłopak palił papierosa, strzepywał popiół, wychylał się, pewnie sprawdzał, czy w nocy nie stracił samochodu. Nad tym dwojgiem mieszkała młoda matka, która właśnie wytoczyła na balkon podwójny wózek. Potem wniosła stos prania i zaczęła powoli rozwieszać. Kobieta rozwiesiła pranie, potem nerwowo chybotała wózkiem. Nawet nie spojrzała na drugą stronę ulicy. Więc zaczął krzyczeć “Hej, hej”, ale wydało mu się to zbyt frywolne. W końcu ci ludzie naprzeciwko nie są znajomymi przypadkowo spotkanymi na wczasach. Zaczął wyć. Trzy trudne rodziny Ci z szóstego piętra byli skłóceni od tak dawna, że nawet kłócić się im nie chciało. Córkę wydali za mąż i coraz częściej, kiedy odkrywali, że nie muszą ściszać głosu, wrzeszczeli na siebie od rana, ale szybko tracili energię i epitety. – Nie powinnaś wychodzić za mąż, bo brzuch ci rośnie – mówiła dwadzieścia lat temu przyjaciółka. Racja. Szlafrok rozchylił się, ale nie poprawiła go, kto ją zobaczy w niedzielny poranek. I nagle usłyszała ten bełkotliwy głos. Podniosła głowę. Na dachu domu naprzeciwko stał mężczyzna, starszy, w białej koszuli. To on wydawał ten dźwięk. Może żona mu umarła, pomyślała. Przecież są jeszcze mężczyźni, którzy nie potrafią żyć bez żony. Gdyby ona umarła, Jan zapewne zamówiłby skrzypka i wieniec jak młyńskie koło. Ze szczęścia. Więc też zaczęła rozpaczliwie krzyczeć. Dwa piętra niżej chłopak palił papierosa. Matka już dwa razy znalazła folię po marihuanie, dobrze, że nie widziała haszu. Ojciec coś podejrzewał, w szkole trzy razy był wzywany do dyrektorki. Marnie. Trzeba się wymknąć, póki starzy śpią. Może Kajtek pożyczy działkę. Papieros wydał mu się słaby. Dobrze, że chociaż ojciec nie zabrał mu kluczyków. Wychylił się. Samochód stał tuż pod blokiem. Rzężący dźwięk z dachu przypominał mu narkomana z wakacji, który o coś żebrał. Dobrze, że on taki nie będzie. Wie, kiedy powinien przestać brać. Mężczyzna w białej koszuli go ucieszył. No, wreszcie coś się dzieje. Młoda kobieta potrząsnęła wózkiem raz jeszcze. Była tak zamyślona, że sama krzyknęła, gdy usłyszała wycie. Chłopcy obudzili się z podwójnym wrzaskiem. Podniosła głowę. Nie miała wątpliwości. Na dachu stał jej wychowawca z liceum, zwany Linijką, bo ciągle powtarzał, że w życiu trzeba wszystko mieć “pod linijkę”. No to chyba mu się nie udało, pomyślała kobieta. I zestarzał się. Ale to on. Misja wyrzuconej Jan wpatrywał się w mężczyznę. Czuł, że ich oczy się spotkały. – Posłuchaj, trzeba mu pomóc. To jakiś porządny człowiek. Na pewno ma rodzinę – żona szarpała go za rękaw. – No to niech się nim ta rodzina zajmie, a poza tym porządni ludzie nie wyją na dachach. – Co ty wiesz, co ty wiesz, do czego jest zdolny człowiek – zaszlochała. – Po latach z tobą już wiem. – Tu człowiek chce się zabić, a ty znowu zaczynasz mnie wykańczać. – Jakby chciał się zabić, to by skoczył po cichutku i ludzi nie budził w niedzielę. A ten wyje. Pewnie jakiś świr na przepustce. Teraz wszystkich psychicznych wypuszczają, bo mają się integrować ze środowiskiem. No to on się integruje. Może byś się ubrała, bo tu zaraz będzie policja. – Policja? U nas. – Przecież z naszego balkonu najlepiej widać. Chłopak zgasił papierosa w doniczce. Za chwilę będzie tu policja i nigdzie nie wyjdzie. A z takim dziadkiem to i do wieczora będą negocjować. Chwycił kurtkę. Diabli nadali. Kobieta równym rytmem kołysała wózek. Jak ona









