Kosowo nie jest czarno-białe

Kosowo nie jest czarno-białe

Bojan Nakalamić, ur. w 1980 r., serbski polityk, jako jedyny Serb zasiada w kosowskiej radzie miejskiej w Rahovecu, miejscu rzezi Serbów na Albańczykach w trakcie konfliktu w 1999 r. w Kosowie. Reprezentant enklawy serbskiej w Velikej Hocy, gdzie uzyskał w wyborach 70% głosów poparcia, w radzie miejskiej pełni funkcję zastępcy burmistrza ds. społeczności lokalnej. Najbardziej irytuje mnie ta postawa roszczeniowa, niezależnie od narodowości – jestem ofiarą, to mi się należy – Zasiadasz w kosowskiej radzie miejskiej jako jedyny Serb, do tego z enklawy. – Nie lubię tego słowa. Brzmi, jakbyśmy byli otoczeni drutem kolczastym. Po prostu Velika Hoca – serbska wieś w Kosowie. – W której słychać modły muezinów z Rahoveca. Nie drażnią cię? – Nie, przyzwyczaiłem się. – Opowiesz mi, jak było z tą bijatyką? – Stare dzieje. – Podobno na wsi do dziś się ją wspomina. – Była zabawa, jak to na wsi, tańce, hulanki i swawole. I nagle pojawiają się Albańczycy. – Czekaj, oni byli z Velikej Hocy? – Nie, w Hocy nigdy nie mieszkali Albańczycy, jedynie Serbowie. I podchodzi do mnie jeden z nich, i mówi bezczelnie, żebym mu załatwił na noc taką jedną serbską dziewczynę. Jak byś zareagował? – Byłeś o nią zazdrosny? – Nie! To była żona mojego przyjaciela. A on był tam jeszcze z dwójką dzieci, więc stanąłem w jego obronie. I zaczęła się awantura na całego. Pogoniliśmy ich. A do tego to wszystko działo się kilka dni przed moim ślubem. – W ruinach monastyru św. Kosmasa i Daniela w Zociste. – Wysadzili go w powietrze Albańczycy, do dziś nie wykryto sprawców. Na szczęście nikt nie zginął. – Co ci strzeliło do głowy, żeby zrobić to w takim miejscu? – Życie jest cudem (wskazuje palcem na niebo). Impuls. Byłem pierwszy, potem brały tam śluby następne pary. – To wszystko działo się już po wojnie? – Po konflikcie. – Mam na myśli wojnę w Kosowie między Serbami i Albańczykami i naloty NATO na Serbię w 1999 r. – Czyli konflikt. – A to nie to samo? – Kiedy walczą ze sobą dwie równorzędne siły, masz wojnę. Kiedy stoisz na ziemi, 10 km nad tobą samoloty zrzucają na ciebie bomby, a ty nie możesz zrobić nic, żeby je zestrzelić, to jest konflikt. – Co robiłeś w czasie bombardowań? – Grałem w karty. – W trakcie nalotów?! – A byłeś kiedyś bombardowany? – Nie. – Stoisz wtedy na z góry straconej pozycji. Nie wiesz przecież, gdzie spadnie bomba, więc co – masz skakać, czołgać się, uciekać? Nawet schronów nie było. – Byłeś wtedy w Velikej Hocy? – Nie, studiowałem prawo w Prisztinie, którego zresztą nie skończyłem, ale nie przez konflikt. Wieczny student byłem, we Vranje, w Mitrovicy, nie udało się nic w końcu skończyć. W każdym razie kiedy serbscy żołnierze zaczęli wypędzać Albańczyków z domów, to nawet mnie się to już mocno nie podobało. – Nawet? – W końcu byłem wtedy nacjonalistą. Z pewnych rzeczy się wyrasta. Ale nie zrozum mnie źle – to, że uważałem się za nacjonalistę, nie oznaczało, że nienawidziłem Albańczyków. Przecież my na studiach normalnie w koszykówkę razem graliśmy, no problem. Po prostu kocham swój kraj, nie mam kompletnie nic do innych. Ja nie jestem żaden Miloszević czy Karadzić. Oglądałeś pewnie w telewizji w latach 90. wojnę w krajach byłej Jugosławii. W mediach pokazywano taki obraz Serba: przyjdź do niego do domu, to cię zarżnie nożem. To nie było fair. Kiedy Miloszević doszedł do władzy, Serbowie dostali do rąk broń, to wszystko miało na nas jednak jakiś wpływ. Moje dzieciństwo, które zresztą wspominam fantastycznie, zleciało na zabawie i czyszczeniu broni. – Kałasznikow? – To jest zabawka. Mieliśmy wielkiego, austriackiego gnata. – Bawiłeś się z albańskimi dzieciakami? – Raczej nie, trzymałem z Serbami. – Wróćmy do Prisztiny. – Wróciłem stamtąd na wieś miesiąc po rozpoczęciu nalotów. W Velikej Hocy wszyscy ciągle byli gotowi do ucieczki. Z 1,4 tys. mieszkańców przed konfliktem zostało 700. Velika Hoca była wyjątkiem, reszta serbskich wiosek w okolicy opustoszała. Moja matka też chciała uciekać, ale mówię jej: gdzie ty chcesz iść, dokąd? Została. Mieszkamy razem do dziś. Na domiar złego NATO zrzuciło przez pomyłkę na Veliką Hocę kilka

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2010, 31/2010

Kategorie: Wywiady