Kto płacze po Wildsteinie

Kto płacze po Wildsteinie

Nosił Wildstein razy kilka, ponieśli i jego. Odwołanie prezesa TVP nie zaskakuje. Powołali go politycy PiS i oni go zdjęli. Różnica między tymi decyzjami jest tylko taka, że jak PiS Wildsteina powoływało, to mówiono, że powołuje niezależnego fachowca, a jak go w nocy odwołano, to Wildstein mówi, że ta decyzja jest zamachem na niezależność telewizji publicznej. Bezczelne odwracanie kota ogonem z myślą, że ciemna publika to kupi. Gdyby zrobić listę instytucji, z którymi Wildstein rozstawał się w atmosferze skandalu i konfliktów personalnych, wystarczyłaby za cały tekst. Jako prezes TVP po raz kolejny potwierdził to, co od dawna jest znane. Brak kompetencji menedżerskich, zwłaszcza gdy zestawi się jego dorobek ze sprawnością byłego prezesa, Roberta Kwiatkowskiego, w zarządzaniu telewizją, i przekonanie o własnej nieomylności, którego w takim natężeniu nie miał żaden z byłych prezesów. Kierowanie telewizją poprzez wywoływanie niekończących się konfliktów i odsądzanie od czci i wiary większości dziennikarzy z Woronicza skutecznie paraliżowało tę instytucję. Rację, nowe programy i preferencyjny dostęp do środków finansowych mieli tylko ci, którzy przyszli do telewizji wraz z nim. Kilkanaście osób spadło na telewizję, wyobrażając sobie, że są misjonarzami w jakimś dzikim, wymagającym ucywilizowania kraju. Łatwo było ich poznać po niebywałej stronniczości i zacietrzewieniu. A po wyrzuceniu Wildsteina jeszcze łatwiej, bo są to najgłośniejsi

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 10/2007, 2007

Kategorie: Felietony, Jerzy Domański