Jeśli konserwatyści wejdą w koalicję z ekstremistami, może się powtórzyć sytuacja z lat 30. XX w.
Volker Weiss – badacz skrajnej prawicy w Niemczech
Czy niemiecka skrajna prawica to, krótko mówiąc, faszyści?
– Zaznaczając, że jestem nie politologiem, tylko historykiem, zwrócę uwagę na to, że w Niemczech działają różne ruchy neofaszystowskie, które jednak w założeniach nie dążą do rewolucji faszystowskiej. Ich celem nie jest powrót do narodowego socjalizmu. Niemiecka prawica zmodernizowała się i dostrzegła, że odnosząc się wprost do Hitlera, nic nie uzyska. Stara się jednak reaktywować elementy teorii jeszcze sprzed powstania narodowego socjalizmu. Stawia na ultranacjonalizm, co przypomina czasy Republiki Weimarskiej, bo z historii wiemy, że na końcu tej długiej drogi pojawił się jednak narodowy socjalizm. W Republice Weimarskiej był to ostatni etap rozwoju ekstremistycznej prawicy.
Niebezpieczna alternatywa
A konkretnie, czy neofaszyzm to ruch jednorodny?
– Nowa prawica prezentuje spektrum dosyć zróżnicowane. Do roku 2013 formowały się duże środowiska skupiające się pod hasłami prawicowego populizmu. Główną organizacją była Alternatywa dla Niemiec (Alternative für Deutschland – AfD), która rosła w siłę i dziś ma już reprezentacje w parlamentach krajowych i w Bundestagu. Ona stanowi silną prawicową opozycję. Ciekawe jest to, że AfD trafiła do polityki, zabierając krytyczny głos w sprawach polityki walutowej Unii Europejskiej. Dopiero w latach 2014-2015 przestawiła się na ogromną krytykę polityki imigracyjnej i niechęć do uchodźców – tu dostrzegam analogię do tego, co się dzieje w Polsce. To właśnie przyniosło AfD prawdziwe sukcesy.
Przeciwnicy przyjmowania uchodźców nie muszą od razu stać się neofaszystami.
– Dostęp do AfD uzyskały różne struktury nowej prawicy. Trafiają więc do tej partii rozmaite koncepcje polityczne, a ona czerpie swobodnie z zasobów intelektualnych prawicowego podglebia. Osoby o skrajnie radykalnych poglądach, typowi ekstremiści, stają się naraz ekspertami AfD. Można podać konkretne przykłady. Od 30 lat wychodziło w Niemczech czasopismo „Junge Freiheit” („Młoda Wolność”). Przez dziesięciolecia był to izolowany, mało znaczący element krajobrazu medialnego. Grupa ludzi skupionych w tym środowisku czekała jednak na swój czas i teraz on nadszedł. W Austrii dał o sobie znać w partii FPÖ, której liderem był Jörg Haider, a w Niemczech „Junge Freiheit” stała się nieoficjalnym organem prasowym AfD, jej sprzedaż z niecałych 10 tys. w latach 90. wzrosła do powyżej 30 tys. Jeden z ważnych autorów tego pisma, Götz Kubitschek, został spin doktorem partii.
Czyli AfD się radykalizuje?
– Patrząc na środowisko „Junge Freiheit”, można tak powiedzieć. Doszło tutaj do rozłamu. Odłączyła się grupa jeszcze bardziej radykalna, która popiera koncepcje dawno już zmarłego prawnika Republiki Weimarskiej i III Rzeszy Carla Schmitta, będącego m.in. prokuratorem i szefem nazistowskiego czasopisma dla prawników. Grupa ta utworzyła czasopismo „Sezession”, jeszcze bardziej skrajne w swoich enuncjacjach programowych – można powiedzieć typowo faszystowskie. To oczywiście nie prowadzi jeszcze do zbrodni, bo publikuje się różne rozważania czysto teoretyczne. To ruch umysłowy, intelektualny, a nie „maszerujący”. Główni autorzy jednak są często tak radykalni jak Björn Höcke, lokalny lider AfD o poglądach neofaszystowskich.
Nowy typ zamachowca
Ale chyba propagowanie ideologii faszystowskiej jest w Niemczech prawnie zakazane?
– Tak. Ci ludzie nie są głupi. Wspominałem już, że ruchy neofaszystowskie – czy ogólnie nowa prawica – nie odnoszą się do narodowego socjalizmu ani do Hitlera. Zachowują się tak, jakby w ogóle go nie było. Odwoływanie się do autorów z czasów Republiki Weimarskiej nie jest nielegalne ani zakazane, to raczej zaproszenie do dialogu z teoriami Carla Schmitta i innych autorów z tego okresu. To środowisko dystansuje się od przemocy, od metod stosowanych w III Rzeszy, ale z drugiej strony obsesyjnie posługuje się terminem stan wyjątkowy i preferuje słowo czyn w opozycji do dyskusji. Dla niepoznaki chętnie kieruje nowe koncepcje w stronę kultury, a nie polityki. Dostrzega np. potrzebę prawicowej rewolucji kulturowej.
Głosi się hasła antyobywatelskie i forsuje termin tabula rasa, przez co rozumie się cofnięcie zegarków do czasów sprzed liberalizmu. Nie postuluje się przemocy w działaniu, chyba że w formie nieagresywnej, np. blokad, czy w warstwie słownej. Wyśmiewa się założenia demokracji parlamentarnej i przywołuje znane w cywilizacji zachodniej przykłady państwa nieliberalnego.
I są efekty takiego mieszania w umysłach?
– Z takich działań bierze się nowy typ zamachowca, wzorowany może na Breiviku. W Niemczech np. dokonano próby zamachu na synagogę w Halle. Mocne drzwi świątyni uchroniły potencjalne ofiary, ale na zewnątrz zginęły dwie przypadkowe osoby. Zamachowca ujęto, a jego poglądy są spójne z hasłami nowej prawicy, takimi jak antyfeminizm, walka z kulturą marksistowską i wreszcie antysemityzm, w tym szerzenie poglądu, że za rozpad społeczeństwa i dekadencję odpowiadają Żydzi.
Dziennikarze zrobili z niego bohatera?
– Media nie przeprowadzały z nim wywiadów, ale na stronach internetowych ukazał się kilkustronicowy manifest, w którym pojawiają się hasła antyimigranckie, antyfeministyczne i antysemickie. Do tego manifestu dołączone zostały zdjęcia wszystkich egzemplarzy posiadanej przez zamachowca broni wraz z adnotacjami, jak w komputerowych strzelankach, kogo trzeba zabić, by wejść na wyższy poziom rozgrywki. Co przerażające, zasugerowano, że „gracz” uzyskuje specjalny bonus za zabicie żydowskiego dziecka.
Czy zamachowcowi dano odpowiedni odpór?
– Nowa prawica oczywiście się zdystansowała, bo musiała, ale np. były polityk AfD próbował w pewnym stopniu zminimalizować winę zamachowca, twierdząc, że nie było w tym intencji antysemickiej, bo żaden Żyd nie zginął. A przecież niewiele brakowało, by doszło do masakry.
Co jeszcze musi się zdarzyć, aby zrozumiano, że pobłażanie takim wybrykom jest niebezpieczne?
– Można przypuszczać, że nie ma w Niemczech środowiska lepiej i częściej penetrowanego przez służby specjalne niż takie grupy neofaszystowskie. Zapewne działają w nich tajni informatorzy, śledzi się i prześwietla każdego, kto wydaje się podejrzany, mimo to wciąż słyszy się o jakichś akcjach. Wiadomo, że działa nielegalne neonazistowskie, nacjonalistyczne ugrupowanie Socjalistycznego Podziemia (NSU) odpowiedzialne za krwawe zamachy. Doszło do zabójstwa konserwatywnego polityka Waltera Lübckego z partii Angeli Merkel, a teraz mieliśmy zamach na synagogę. Wszystko to są wydarzenia z roku 2019. Nie daję się wciągnąć w snucie teorii spiskowych, ale dziwić może nieudolność aparatu bezpieczeństwa.
Karmić się kryzysami
Na jak duże poparcie mogą liczyć w Niemczech nowa prawica i AfD?
– To oczywiście się zmienia, myślę, że poparcie oscyluje wokół 20%. Mniejsze jest na północy kraju, większe na południu. Ostatnio wybory lokalne w Turyngii dały AfD 24%.
Czy w sympatii dla skrajnej prawicy przodują landy dawnego NRD?
– Nie można powiedzieć, że wschód Niemiec jest większym sprzymierzeńcem prawicy niż zachód. Zauważa się co innego. Strukturami AfD na wschodzie najczęściej kierują osoby przybyłe z zachodnich landów. Większe zainteresowanie znajdują w małych ośrodkach niż w dużych miastach. Nie ma określonej granicy wieku. Sympatyzują z nową prawicą zarówno młodzi, jak i starsi. Średni wiek sympatyka to 50 lat.
Jakie ma pan prognozy na przyszłość? Czy Niemcy czeka gwałtowny zwrot w prawo?
– To oczywiście nie jest problem tylko mojego kraju. Zjawiska te mają charakter globalny. Tak się dzieje w USA, na podobnej zasadzie działają polityczne organizacje islamistyczne i ruchy antyeuropejskie w krajach Starego Kontynentu. Co będzie dalej? Ruchy neofaszystowskie w Niemczech i Europie nie napędzają się same, karmią się sytuacją wewnętrzną. Gdyby ona na to nie pozwalała, nie miałyby szans na rozwój, na nabieranie dynamiki i radykalizację. Wszelkie zaburzenia i kryzysy, które pozwalają użyć określenia stan wyjątkowy czy sytuacja wyjątkowa, są pożywką do działania. Ciągłe zachłystywanie się rozmaitymi kryzysami znane jest doskonale z przeszłości. Zasadnicze pytanie dotyczy tego, jak do skrajnych organizacji odniosą się konserwatyści. Oni odegrają tutaj kluczową rolę, bo jeśli wejdą w koalicję z ekstremistami, a nie z organizacjami liberalnymi, może się powtórzyć sytuacja z lat 30. XX w. W sumie najistotniejsza będzie postawa partii konserwatywnych.
Czy badanie ekstremistycznych organizacji prawicowych jest niebezpieczne?
– Jestem akademikiem, działam w środowisku naukowym i choć dostaję czasami pogróżki, to kontaktuję się głównie z osobami, które są wykształcone i w miarę kulturalne. Większe zagrożenie odczuwają osoby ze środowiska dziennikarskiego, które opisują działania neofaszystów i starają się dotrzeć do ich tajemnic. Nawet krytycy zajmujący się muzyką rockową wykonywaną i słuchaną w radykalnych kręgach prawicowej młodzieży bardziej się narażają. Ja rozmawiam z osobami, które choć prezentują bardzo skrajne poglądy, unikają przemocy i nie będą walczyć na ulicach. Mają wpływ intelektualny na AfD, ale nie pociąga ich działalność terrorystyczna. Myślą o przejęciu państwa z jego wszystkimi strukturami. I to wydaje mi się o wiele bardziej niebezpieczne.
Volker Weiss – niemiecki historyk i publicysta, zajmuje się historią ekstremalnych ruchów prawicowych w Niemczech oraz historią Niemiec w XIX i XX w. Do 2014 r. zatrudniony był jako wykładowca na uniwersytetach w Hamburgu i Lipsku, obecnie pracuje jako niezależny autor i publicysta m.in. „Die Zeit” i „Zeit Geschichte”. W berlińskim tygodniku „Jungle World” pisze o ekstremalnej prawicy w Niemczech. Jego wydana w 2017 r. książka „Die autoritäre Revolte. Die Neue Rechte und der Untergang des Abendlandes” („Autorytarna rebelia. Nowa prawica i zmierzch Zachodu”) była nominowana do Nagrody Lipskich Targów Książki. Jest członkiem Forum Badań nad Narodowym Socjalizmem, Rasizmem i Antysemityzmem oraz Centrum Badań nad Antysemityzmem w Berlinie.
Fot. Krzysztof Żuczkowski
Dla kapitalistycznych elit otworzenie granic dla masowej imigracji z krajow Trzeciego Swiata byl prawdziwym majstersztykiem politycznym. Gdyby liberalna wiekszosc Niemcow zaakceptowala miliony obcych kulturowo imigrantow ktorzy konkurowali o te same swiadczenia socjalne, mieszkania i zatrudnienie co rodowici Niemcy kapitalistyczne elity moglyby liczyc na rozladowanie presji placowych rodzimych pracownikow i oslabienie solidarnej pozycji zwiazkow zawodowych. Rzeczywistosc rozegrala inny choc rownie korzystny dla elit scenariusz: spoleczenstwo niemieckie en masse odrzucilo masowa imigracje co na arenie politycznej skonczylo sie dyskredytacja niemieckiej socjaldemokracji i idei solidarnosci ze slabszym i narodzinami partii ultra prawicowych ktore przez caly powojenny okres wegetowaly pod pregierzem historii nazismu. Teraz w majestacie demokracji ultra prawica rozprawiac sie bedzie z pozostalosciami lewicy a kapitalistyczne elity beda odgrywaly w mediach role przyzwoitki powstrzymujacej ultra prawice przed rozwinieciem pelnego arsenalu swoich metod. Rozgrywki pomiedzy oba koncami spektrum politycznego pozostawia kapitalistyczne wieprzki w blogoslawionym spokoju i cieniu reflektorow szukajacych przyczyn obnizajacych sie standardow zycia klasy pracujacej. Jesli ja, robotnik budowlany potrafilem przed pieciu laty przewidziec mozliwe konsekwencje niekontrolowanej imigracji z Afryki i Azji to czy ktos moze watpic ze zastepy socjologow, politologow, historykow, ideologow czy dziennikarzy w sztabach partii politycznych nie potrafily przewidziec tych konsekwencji? Masowa imigracja byla swiadomie zaplanowanym procesem ktory byl pocalunkiem smierci dla europejskiej socjaldemokracji ktora oferowala godziwa altenatywe dla modelu dzikiego kapitalizmu amerykanskiego.