Nie jestem muzykiem awangardowym ani rewolucjonistą Hadrian Filip Tabęcki – Najbardziej zaskakujące w pańskiej twórczości jest to, że kompozytor bogoojczyźniany, który pisze „Mszę Polską wg ks. Jana Twardowskiego”, który kończy musical „Krzyżacy”, który stara się iść tropem myśli historyczno-martyrologicznej, który tworzył do tekstów Jacka Kaczmarskiego, wybiera sobie na temat pierwszej opery „Dzień świra” Marka Koterskiego, który szydzi i obśmiewa całe to polskie zadęcie historyczno-romantyczne, hipokryzję i zawistną mentalność. – Nie widzę tu wielkiej sprzeczności. Proponowałbym także zastanowić się, z czego szydzi ten film. Czy z prawdziwego patriotyzmu, czy z jego bylejakości? Czy z polskiego romantyzmu, czy z zawłaszczania go przez różnej maści hipokrytów? Zainteresował mnie przede wszystkim problem, jak taki temat przełożyć na język operowy, jak pewne symbole i natręctwa oddać w teatrze, który nie pokazuje zbliżeń i detali. Konieczne byłyby więc pewne wyolbrzymienia, doprowadzenie do paradoksu i groteski monologów świra o Polsce i o życiu. W rozmowach z Markiem Koterskim doszliśmy do przekonania, że jest to temat z jednej strony bardzo polski, ale z drugiej uniwersalny. Okazuje się, że ten film fenomenalnie sprawdza się w Rosji, tam jego odbiór jest nawet mocniejszy niż w Polsce. To, co wydaje się zatopione w naszym klimacie, przy niewielkim wysiłku może być przeniesione do każdego innego kraju, bo tu chodzi przecież o nieprzystawanie ideałów do życia. Modlitwa całkiem świecka – Ale są tu także akcenty mocno związane z Polską, jak „modlitwa Polaka”. – To była reakcja Koterskiego na otaczającą nas rzeczywistość. Ktoś powiedział, że jesteśmy mistrzami świata w układaniu krzyża ze zniczy. Każdemu z nas załatwia to na rok albo dłużej potrzeby patriotyczne. A zaraz potem nie idzie się na wybory, bo przecież są wakacje. Frekwencja pod Pałacem Prezydenckim była pewnie wyższa niż przy urnach, bo to, kto będzie nas prowadził i reprezentował w przyszłości, wydaje się mniej istotne. A więc ta „modlitwa Polaka”, która była trafieniem w dziesiątkę, jest dla nas tak trudna do przyjęcia jak każda prawda powiedziana prosto w oczy. Być może dodatkowe trudności wyjdą w trakcie realizacji opery w Poznaniu, który jest bardzo mieszczański, tymczasem Koterski szydzi silnie z mieszczańskości, z życia w blokowisku, w otoczeniu nienawistnych sąsiadów. – Myśląc o operze, do której scenariusz tworzy pan wspólnie z Markiem Koterskim, ma pan już pewnie pojęcie, z jakiego materiału muzycznego będzie korzystał. – Spektrum muzyczne jest bardzo szerokie, od wyrazistych odniesień do Chopina, którym sąsiad od świtu do nocy zamęcza głównego bohatera, aż po świdrujący łomot młota pneumatycznego, który co jakiś czas odzywa się za oknem. Użyjemy więc fortepianu, ale spotkanie z Chopinem nie będzie miłe, nawet trochę nienawistne, oczywiście nie z winy Chopina, prócz tego jest do dyspozycji cała orkiestra operowa. Aby zwielokrotnić doświadczenia bohatera, myślę, że nie powinien on być jeden, ale wręcz stworzy się chór pięciu-sześciu równoległych bohaterów, którzy wspólnie wykonują poranną gimnastykę i jednym głosem wygłaszają absurdalne hasła. Albo mieszają cukier w herbacie, trzy razy w lewo, cztery w prawo, razem siedem, jak w balecie. – I jak się do tego ma „Msza Polska”? – Wbrew pozorom zawiera się w niej podobna postawa jak w „Dniu świra”. Ks. Jan Twardowski był księdzem osobnym. Bardzo przeżywałem gwałt, jaki uczyniono temu poecie, składając jego szczątki, wbrew jego woli, w Świątyni Opatrzności Bożej. Także jego podejście do liturgii i do życia było osobne. Uprosiłem ks. Twardowskiego, by pomógł stworzyć „Mszę”, jaką sam chciałby odprawić. Dla niego „Credo” zawierało się w słowach „Śpieszmy się kochać ludzi…”, „Graduale” zaś to dla niego wiersz o sercu ludzkim pod baldachimem, gdy człowiek zostaje sam na sam z Bogiem, a wszystkie trąby i dzwony nie są potrzebne. Taką liturgię przeżywa się w samotności i tym różni się postawa ks. Twardowskiego od tych księży i arcybiskupów wypowiadających się politycznie i chcących być źródłem wiedzy dla mas. Wokół „Mszy Polskiej” narosło sporo nieporozumień, bo to nie jest utwór „bogoojczyźniany” i nie nadaje się na tego typu uroczystości jak 11 listopada, 1 sierpnia czy 1 września, choć nierzadko otrzymywałem propozycje, aby z takiej okazji to wykonać. I wywoływałem zdziwienie, że to jest o czymś zupełnie innym. A nazwa „Msza Polska” wynika z tego, że to jest po polsku. Ku czci? – Czyli nie ma pan
Tagi:
Bronisław Tumiłowicz









