Kuliki znad Brzozówki

Kuliki znad Brzozówki

Nad tą niepozorną rzeką żyje ponad połowa populacji biebrzańskiej, i to tej niechronionej granicami parku narodowego

(…) Rzeczne doliny od lat zachwycały fotografów przyrody. Ten zachwyt był jeszcze większy w czasach sprzed melioracji. Bagna Tykocińskie, po których nie ma praktycznie śladu – zostało jedynie wielkie pastwisko – przyciągnęły Włodzimierza Puchalskiego. W swoim albumie „Ptaki naszych pól, łąk i wód” wspomina: „Pamiętam, że jeszcze tak niedawno na łąkach nad Narwią, Biebrzą, Bugiem widywałem olbrzymie stada batalionów, które na widok jastrzębia czy sokoła wędrownego – tak, proszę Czytelnika, autentycznego sokoła, którego już dziś prawie nie ma w Polsce – wzbijały się w powietrze stadami liczącymi paręset sztuk, a często powyżej tysiąca. Gdzież się one w ciągu tych kilkunastu lat podziały?”. (…)

Wskutek rozwoju cywilizacji pierwotne środowisko łąkowe coraz bardziej zmienia swój wygląd, co zagraża bytowi jego mieszkańców. Z roku na rok jest ich coraz mniej. Zmiany te nie ograniczają się do ubytku jednego czy dwu gatunków, bo taki ubytek pociąga za sobą dalsze zmiany.

Te zmiany w dolinach rzek między Narwią i Biebrzą zachodziły najgwałtowniej tuż po II wojnie światowej. Słowa Puchalskiego, pisane jeszcze pół wieku temu, były ostatnim ostrzeżeniem przed katastrofą, która dotknęła nie tylko rzeki i mokradła, lecz także ich ptasich mieszkańców.

Znikało ekstensywne rolnictwo. Na odwodnionych torfowiskach powstały pastwiska. Część ptaków próbowała adaptować się do zmian – i wciąż próbuje – jednak jest im coraz trudniej. Bo jak się odnaleźć na polu kukurydzy, które ktoś urządził w miejscu, gdzie jeszcze niedawno rozciągała się zalewana okresowo łąka i gdzie pasły się krowy? Jak przetrwać tam, gdzie wkracza ciężki sprzęt, a wcześniej to człowiek kosił najzwyklejszą kosą, i to dopiero po tym, jak opadła wielka woda? (…)

Jednym z bardziej spektakularnych gatunków ptaków związanych z dolinami rzek, który znika z krajobrazu, jest kulik wielki. Piotr Dombrowski, pracownik Biebrzańskiego Parku Narodowego, nazywa kuliki „nosaczami”, a to za sprawą ich charakterystycznie wygiętego dzioba. Kiedy nagrywałem wypowiedzi Piotra do cyklu krótkich filmów o ptakach Biebrzy, dowiedziałem się, że „kulik buduje gniazda na wysepkach pośród rozlewisk, często obok innych gatunków ptaków. Korzysta z ochrony, którą gwarantują sąsiedzi”. Na czym to polega? Im więcej ptaków wypatruje potencjalnych intruzów i niebezpieczeństw, tym większa szansa na uniknięcie zagrożenia przez kuliki wysiadujące jaja. „Jednak, jak typowy szlachcic, który nie miesza się z pospólstwem, kulik wielki buduje gniazda w pewnej odległości od tej reszty”, zaznaczył Piotr.

Mimo tego dystyngowania kulik współpracuje z innymi gatunkami. Każdy może skorzystać na tym układzie samopomocy sąsiedzkiej. Dombrowski alarmował, że kuliki znikają znad Biebrzy. Okazuje się, że ważnym miejscem lęgowym tego gatunku stała się niepozorna Brzozówka – uregulowana rzeka w otoczeniu zmeliorowanej doliny. Wie o tym dobrze Grzegorz Grygoruk, ornitolog z Towarzystwa Przyrodniczego Dubelt.

Grzegorz

Ptaki są w centrum zainteresowań Grzegorza. Żyje nimi – swoją pasję połączył z pracą, gdyż jest zawodowym ornitologiem. Potrafi o nich mówić długo, a jeszcze dłużej za nimi chodzi, wypatrując w terenie. Można go spotkać w różnych rejonach północno-wschodniej Polski. (…) Jak mówi Grzegorz, ornitologiem został z pasji. Za chwilę jednak dodaje, że wszystko zaczęło się od sikory bogatki, którą zobaczył na drzewie, kiedy szedł do szkoły. Wtedy zaczął szukać informacji o ptakach, przyglądać się im – a w końcu został zawodowym ptasiarzem.

Dziś jego ulubionymi rewirami są doliny rzek i tereny otwarte. To głównie tam działa i pracuje, nie tylko zbierając dane, lecz także podejmując konkretne działania na rzecz ratowania zagrożonych gatunków ptaków. Jednym z nich jest kulik wielki. Dzięki pracy zespołu ornitologów, którego członkiem jest Grzegorz, gatunek ten może liczyć na szczególną ochronę.

Kulik wyróżnia się charakterystycznym głosem. Trudno wykonać jego transkrypcję, ale jeśli posłuchamy nagrania, z łatwością zidentyfikujemy to zawołanie w terenie.

Jeszcze łatwiej rozpoznać tego ptaka po łukowato wygiętym dziobie. Grzegorz nie nazywa kulika „nosaczem”, jak Piotr Dombrowski, ale „słoniem wielkim”. Jest jeszcze drugi gatunek kulika w Polsce – kulik mniejszy – ale ten tylko przelatuje przez nasz kraj. Nie lęgnie się u nas, wędruje dalej do Skandynawii i na północne rubieże Rosji, gdzie zakłada gniazda.

Kulik wielki jest szarobrązowy, na górze pstrokaty z brązowymi plamkami w różnych odcieniach. Od dołu jest jaśniejszy i gęsto kreskowany. Kiedy leci, widać długi, biały klin między skrzydłami oraz szarobrunatny, gęsto kreskowany ogon. Przymiotnik „wielki” nie pojawił się w nazwie tego gatunku bez powodu – ptak rzeczywiście ma imponujące rozmiary. Może osiągać wagę do ponad kilograma (średnio powyżej pół kilograma), a rozpiętość jego skrzydeł wynosi nawet metr; jest więc wielkości kury domowej. Ma od 50 do 60 cm wysokości, a jego dziób mierzy od 10 do 16 cm, przy czym jest dłuższy u samic niż u samców. Co ciekawe, pisklęta nie mają jeszcze charakterystycznie zakrzywionego dzioba. Ten formuje się z wiekiem. Dziób ułatwia ptakom żerowanie na bezkręgowcach, ślimakach, dżdżownicach, owadach, czasami nasionach i drobnych kręgowcach. Zdarza się, że kuliki zbierają je z powierzchni, ale potrafią też zagłębić dziób w miękkiej glebie lub w wodzie, w której często brodzą w poszukiwaniu pokarmu. W suchych latach, kiedy grunt bywa ubity jak blat, kuliki mają problemy ze zdobywaniem pokarmu i wyprowadzeniem lęgów.

Trzyrzecze

Na rozmowę o kuliku umówiłem się z Grzegorzem w Trzyrzeczu. Spotykamy się na skraju wsi i na skraju doliny Brzozówki. Już sama nazwa miejscowości sugeruje obecność rzek. Samo miejsce nie wydaje się nadzwyczajne. Po horyzont ciągną się łąki, gdzieniegdzie widać uprawy kukurydzy. Krajobraz nizinny, niezbyt urozmaicony, można by nawet rzec: dość monotonny. Wszędzie widać skutki melioracji przeprowadzonej w rzecznej dolinie.

Okazało się jednak, że i w takim miejscu ornitolodzy mogą dokonać ważnego odkrycia. W 2017 r. rozpoczęto realizację projektu ochrony kulika wielkiego, zainicjowanego przez Towarzystwo Przyrodnicze „Bocian”. Wtedy Grzegorz pojawił się nad Brzozówką. (…)

Mój rozmówca zaczyna opowieść: „Widzimy tu same łąki. Tymczasem kulik wielki kojarzy się z innymi obszarami, takimi jak Bagno Wizna i Grądy-Woniecko, czy też z doliną Biebrzy. Przed 2017 r. wiedzieliśmy, że w dolinie dość niepozornej Brzozówki mogą być kuliki. Dopiero jak weszliśmy w ramach projektu do tego miejsca, okazało się, że jest to jedna z głównych ostoi tego gatunku w Polsce pod względem liczby par i ich zagęszczenia. Ten areał występowania kulików zaczyna się dziś na wysokości wsi Brzozowa i ciągnie się aż do ujścia rzeki do Biebrzy. Szacujemy, że występuje tu ponad 20 par kulików wielkich. Dodam tylko, że w o wiele większej dolinie Biebrzy mamy od 40 do 50 par, co oznacza, że nad tą niepozorną Brzozówką żyje ponad połowa populacji biebrzańskiej, i to tej niechronionej granicami parku narodowego”.

Jak wyjaśnia Grzegorz, nad Brzozówką obserwujemy też duże zagęszczenie kulików. Szacuje się, że na kilometr kwadratowy może się lęgnąć około czterech, pięciu par. Czasami na gniazdo tych ptaków można trafić co kilkaset metrów. Kuliki potrzebują średnio wilgotnych terenów, ale ważne jest też dla nich użytkowanie łąki przez jej wykaszanie bądź wypas. Niska trawa i dobra widoczność stanowią warunek niezbędny do założenia gniazda. Ptaki poszukują niewielkich górek w terenie, gdzie się osiedlą, ale i zagłębień, w których będą żerować.

Rolniczy krajobraz doliny może sprzyjać kulikom, które pod Trzyrzecze zlatują już pod koniec marca. Jak mówi Grzegorz: „Jedna para wyprowadza lęgi 200 m od domu miejscowego sołtysa, który nas zawiadamia, jak tylko ją zobaczy z okna. Ma przez cały czas kuliki na oku. Bardzo się z tej współpracy cieszę, bo sołtys pomaga nam chronić ptaki. Wiele gruntów w dolinie Brzozówki ma różnych właścicieli i ustalenie, do kogo należy łąka, nie jest łatwym zadaniem. Tym bardziej że gniazda grodzimy na prywatnych polach i nie możemy tego zrobić bez zgody rolników. Musimy uzyskać ich akceptację na czasowe wyłączenie kwadratu o boku długości 10 m, gdzie ustawiamy pastucha wraz z akumulatorem. Tego terenu nie można skosić do czasu wyprowadzenia lęgów przez ptaki.

Grzegorz nie kryje satysfakcji, że współpraca z właścicielami łąk układa się na ogół bezproblemowo. To bardzo ważne, ponieważ przy intensywnym użytkowaniu łąk koszenie zaczyna się wcześniej – zanim pisklęta opuszczą gniazdo. Dziś stosuje się nawozy, woda znika z łąk szybciej niż kiedyś, a co za tym idzie – może na nie wjechać ciągnik. Dlatego ustalenie, gdzie kuliki mają gniazda, i dogadanie się z rolnikiem to nierzadko walka z czasem. „W czasie takich rozmów często słyszymy, że rolnik te kuliki widywał już od lat, a my staramy się mu uzmysłowić, jaki ma skarb na swojej łące, i że w Polsce, gdzie dziś żyje łącznie ok. 150 par kulików wielkich, aż jedna trzecia ich populacji lęgowej występuje w dolinach Biebrzy i rzek należących do jej zlewni”, dodaje Grzegorz.

Dojrzałe płciowo kuliki co roku wracają grupami do tych samych lęgowisk. Zakładają gniazda w niewielkich skupiskach po kilka par. W pierwszej połowie kwietnia zaczynają się toki kulików nad Brzozówką. Samce zaczynają mościć dołki na gniazdo, wykładając je delikatnie trawą. Odbywają też loty tokowe. Nie przypomina to rywalizacji, a raczej popisywanie się przed samicami i wabienie ich do gniazda. Grzegorz opowiada mi o tych ptasich zwyczajach: „Samiec stara się pokazać samicy niewielki dołek wygrzebany w darni, przekonać, że oferuje jej dobre miejsce, czasami rzucając za siebie wyrwaną trawę. Liczy się moment rozpoczęcia lęgów. Jest to czas, kiedy trawa jest niska jak na boisku. Wtedy wkraczamy my. Najpierw wypatrujemy kulików i ich gniazd przez lunetę. Chociaż jest to największy w Polsce przedstawiciel rodziny bekasowatych, nie daje się tak łatwo wypatrzyć. Musimy też ustalić, czy ptaki złożyły już jaja. Najczęściej jest tak, że jedna osoba patrzy przez lunetę i nakierowuje drugiego członka naszego zespołu na gniazdo. Po jego odnalezieniu zaznaczamy koordynaty GPS. Jeśli w gnieździe jest już pełen lęg, a przyjmuje się, że kuliki wielkie składają cztery jaja, wtedy rozstawiamy wokół nich pastucha i podłączamy go do akumulatora”.

To jednak jeszcze nie koniec operacji, której celem jest ochrona lęgów kulika. Ornitolodzy obserwują z bezpiecznej odległości, czy ptasi rodzice zdołają pokonać barierę, co zajmuje im od kilku minut do około pół godziny. „Nigdy się nie zdarzyło, żeby ptaki nie wróciły do gniazda – zapewnia Grzegorz. – Po takim wygrodzeniu informujemy właściciela pola, który podpisuje zgodę na zainstalowanie pastucha”.

W czasie wysiadywania jaj kuliki wymieniają się i zastępują w lęgowych obowiązkach. Pisklęta zaczynają się wykluwać po ok. 26 dniach wysiadywania. Dziś sukces lęgowy gatunku jest w dużej mierze uzależniony od tego, czy gniazdo w odpowiednim czasie dostrzegą ornitolodzy. Jak mówi mi Grzegorz, w wypadku gniazd ogrodzonych przez jego zespół sukces gniazdowy wynosi ok. 90%.

To oznacza, że większość piskląt zdąży się wykluć i bardzo szybko opuści miejsce swojego urodzenia – kuliki są zagniazdownikami. Zupełnie inaczej wygląda sytuacja w wypadku niezabezpieczonych lęgów. Bez grodzenia zdecydowana większość jest niszczona, i to pomimo maskującego koloru jaj. W dolinie Brzozówki kulikom zagrażają drapieżne ssaki, ale też inne gatunki ptaków, w tym bociany, błotniaki stawowe i wrony. Te ostatnie są bardzo inteligentne. W opinii Grzegorza nie powodują nad Brzozówką takich strat jak w populacji kurpiowskiej. Tam wron jest więcej, a kuliki pomimo swojej waleczności nie są w stanie odpędzić więcej niż kilku wron jednocześnie. (…)

To, że kuliki się wyklują, nie gwarantuje pisklętom przetrwania. Rozpoczyna się wtedy kolejny trudny okres w ich życiu, a pierwsze dwa tygodnie są decydujące. Młode szybko wychodzą z gniazda i pod opieką rodzica ruszają w świat. Zwykle zajmuje się nimi samiec.

Po wykluciu się piskląt i ich usamodzielnieniu się samica często opuszcza swój przychówek. W pierwszych dniach pisklęta są narażone na wiele niebezpieczeństw, co wynika głównie z ich nieporadności. Jeśli łąka, na której przebywają, jest akurat koszona, nie uciekają przed maszyną rolniczą, tylko odruchowo przysiadają na ziemi, gdzie mogą zginąć. Przez pierwsze dni są też ogrzewane przez dorosłe ptaki. Dopiero po około dwóch tygodniach maluchy zaczynają radzić sobie lepiej – w tym okresie już biegają i sprawniej unikają zagrożeń.

W okresie dorastania pisklęta przeczesują brzegi starorzecza, wilgotne obniżenia terenu i miejsca, gdzie rośnie wyższa trawa, która je chroni. O ile to możliwe, na wczesnym etapie życia piskląt warto rozmawiać z rolnikami i prosić ich, żeby unikali koszenia terenu, na którym przebywają małe kuliki. Czasami pomaga opóźnienie koszenia choćby o kilka dni. (…) Ważne również, żeby kosić łąkę od środka do zewnątrz. Dzięki temu pisklęta przemieszczają się w kierunku zewnętrznej strony koszonego obszaru i nie są zaganiane w pułapkę.

Jajo od ornitologa

Grzegorz Grygoruk zwraca uwagę na jeszcze jeden aspekt związany z lęgami kulików wielkich. Otóż są takie gniazda, które kuliki zakładają tuż przy drodze, gdzie szanse na pomyślne wyprowadzenie lęgu są znikome. W odległości 5, może 10 m od jezdni. Tych gniazd się nie grodzi, bo przy ruchliwej drodze zwracałyby uwagę ludzi. W takiej sytuacji ornitolodzy podbierają ptakom jaja. W zamian zostawiają im inne pomalowane jaja – dawniej drewniane, obecnie zwykle kacze, które przypominają jaja kulików. Prawdziwe zawożą zaś do inkubatora w Biebrzańskim Parku Narodowym. Kiedy zaczyna się klucie i z jaj dochodzą głosy piskląt, ornitolodzy odwożą je do gniazd.

Jeśli nie ma takiej możliwości – bo macierzyste gniazdo zostało opuszczone przez ptaki, zniszczone lub pojawiły się inne okoliczności – jaja są przewożone pod Kolno, do klujnika. Tam u Karola Trzcińskiego, świetnego i doświadczonego ornitologa, przez kolejne miesiące kuliki dorastają w specjalnej wolierze. Nie są w niej oswajane z obecnością człowieka. Potem odbywają ostatnią podróż z ludźmi – nad Brzozówkę, do miejsc, gdzie zostały złożone jaja, z których się wykluły.

Ornitolodzy znają dokładne lokalizacje gniazd, z których pochodzą podrośnięte kuliki. W połowie lipca młode są już lotne i zostają wypuszczone tam, gdzie wcześniej ich rodzice chcieli wyprowadzić lęg. „To jest ten najfajniejszy moment – mówi Grzegorz o przywracaniu kulikom wolności. – Po wypuszczeniu w dolinie Brzozówki mają okazję przebywać wśród innych ptaków swojego gatunku, ale również wśród młodych rycyków i czajek. Przyłączają się do nich i można zaobserwować, jak wspólnie żerują”.

(…) Pisklęta z inkubatora zawsze dostają obrączki. Jak tłumaczy Grzegorz: „Rzadziej obrączkuje się ptaki, które wykluły się w gniazdach. Kuliki lecą na zachód Europy. Do Francji, Wielkiej Brytanii, krajów Beneluksu, Hiszpanii i Portugalii, a nawet dolatują do kontynentu afrykańskiego. W trzecim roku życia, po osiągnięciu dojrzałości płciowej, po raz pierwszy wracają do miejsc, w których się wykluły. Zanim nastąpi ich powrót, grozi im spore niebezpieczeństwo ze strony ludzi. We Francji do niedawna zabijano kuliki. Z rąk myśliwych ginęło tam nawet 700 ptaków rocznie, i to tylko tych zaraportowanych. Były wabione i bezmyślnie zabijane pomimo tak wielu wysiłków na rzecz ich ochrony w Polsce. Część zabitych ptaków mogła pochodzić znad Brzozówki, a na pewno były tam ofiary z naszego kraju. Na szczęście ostatnio wprowadzono we Francji moratorium wstrzymujące polowania na kuliki”.

Jeśli kulikowi uda się przeżyć pierwsze lata życia na zachodzie Europy, wraca do miejsca swojego wyklucia. Czy wiemy, co dzieje się potem? Grzegorz wyjaśnia: „Pierwsze kuliki z inkubatora zaobrączkowaliśmy w 2017 r. Przez kolejne dwa lata nie mogliśmy wiedzieć, czy chociaż jeden z nich wróci. Wreszcie przyszedł 2020 r. I przyleciały! Mieliśmy pierwszy sukces. Zaczęliśmy odczytywać obrączki, które zakładaliśmy kulikom z wolier. Co więcej, te wolierowe kuliki zaczęły tworzyć pary w miejscu, gdzie je wypuściliśmy, z kulikami niewolierowymi. (…)

Ornitolodzy zakładają ptakom nie tylko obrączki. Część kulików zostaje wyposażona w specjalne nadajniki GPS. Dzięki temu badacze wiedzą wszystko o konkretnym ptaku. Poznają jego zwyczaje, przywiązanie do miejsc lęgowych, trasę wędrówek. Grzegorz nie kryje entuzjazmu, gdy opowiada o tych obserwacjach: „Po paru latach od założenia nadajnika jedziemy do kulików nad Brzozówkę trochę jak do naszych ptaków. Wiemy już, gdzie będą siedzieć nasze samce. Co ciekawe, okazuje się, że o ile samce są konserwatywne, przywiązane do miejsca lęgowego i wracają na tę samą łąkę, o tyle samice wcale nie muszą być im wierne. Obserwujemy samice, które w kolejnych sezonach lęgowych zmieniają partnerów”.

Okazuje się, że od dwóch lat nad Brzozówkę przylatuje kulik zaobrączkowany na zimowisku w Anglii. Za każdym razem próbuje założyć gniazdo, ale narazie jest przeganiany przez inne samce. Inna historia dowodzi, że w kulikowym świecie zdarzają się szczęśliwe zakończenia. Pod Karpowiczami pojawiła się samica z uszkodzoną nogą. „Myślałem, że to już jej koniec – opowiada Grzegorz. – Tymczasem okazało się, że przetrwała. Wiem o tym dzięki temu, że stworzyła parę z samcem, który miał nasz nadajnik. Jej noga jest wykrzywiona, ale się zrosła. Grodziliśmy już gniazdo tej pary. Udało się jej wyprowadzić lęg”.

Fragmenty książki Pawła Średzińskiego Rzeki. Opowieści z Mezopotamii, krainy między Biebrzą i Narwią leżącej… Paśny Buriat, Kielce 2023

Fot. Shutterstock

Wydanie: 2023, 36/2023

Kategorie: Zwierzęta

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy