Znaczenie Jerzego Giedroycia dla literatury polskiej i jej twórców Najważniejszą rolę wśród polskich emigrantów politycznych w pierwszych kilku latach po II wojnie światowej odgrywało środowisko londyńskie. W stolicy Anglii była siedziba rządu RP i jego organów, tu też ukazywały się „Wiadomości” Mieczysława Grydzewskiego, które skupiały emigracyjnych twórców literatury. Mentalność przedstawicieli tego środowiska bardziej sprzyjała zamykaniu się w kręgu emigracyjnego getta, marzeniom o powrocie do niezmienionej przedwrześniowej Polski (choćby za cenę III wojny światowej) i nostalgicznym wspomnieniom o pięknym życiu na wschodnich ziemiach międzywojennej Polski niż podejmowaniu problemów, przed którymi stanął naród polski (zarówno w kraju, jak i na emigracji) poddany skutkom decyzji mocarstw, które ustanowiły powojenny ład polityczny w Europie. Któż był bardziej powołany i predestynowany do podsunięcia emigrantom londyńskim zwierciadła prawdy jeśli nie autor „Ferdydurke”, który na emigracji zobaczył Polaka in essentia, wyzwolonego z różnych cech przypadkowych, oczyszczonego z okoliczności, które zamazywały ostrość obrazu, „inżyniera wyzutego z fabryki, ułana wyzutego z konia, rejentową wyzutą z rejenta”. Toteż większość literackich środowisk emigracyjnych okazywała niechęć do Witolda Gombrowicza. „To jest człowiek, który się wyobcował z emigracji! To jest człowiek, który się wyobcował z Polski!”, mówił o Gombrowiczu jeszcze w 1963 r. Zygmunt Nowakowski. „Trans-Atlantyk” Gombrowicza Środowisko, którego poglądy on wyrażał, traciło jednak na znaczeniu. Już po kilku latach po wojnie ustępowało ośrodkowi stworzonemu przez Jerzego Giedroycia. To właśnie redaktor „Kultury” i twórca Instytutu Literackiego, świetnie rozpoznający talenty literackie i wartość dzieł, dostrzegł w „Trans-Atlantyku” cechy arcydzieła. Opublikowanie go w „Kulturze” wywołało oburzenie i ostre napaści na autora na łamach „Orła Białego”, „Dziennika Polskiego i Dziennika Żołnierza”, „Wiadomości”. Giedroyc zabiegał więc o komentarz do powieści, który by zapobiegał dalszym nieporozumieniom, uprzedził nieuzasadnione ataki i wyjaśnił emigracyjnemu odbiorcy, na czym polegają nieprzeciętne wartości utworu. Zwrócił się do Józefa Wittlina o napisanie do niego przedmowy. O wyborze autora zadecydowało to, że Wittlin doceniał Gombrowicza, wśród emigrantów miał wysoką pozycję moralną i literacką, a przy tym, mieszkając w Nowym Jorku, współpracował z londyńskimi „Wiadomościami”. Wittlin napisał „Apologię Gombrowicza”, którą Giedroyc opublikował w „Kulturze”, a nieco później jako „Uwagi wstępne” zamieścił w książkowym wydaniu utworu, który był jednym z pierwszych tomów serii „Biblioteka Kultury”. Po otrzymaniu pierwszych „Notatek” Gombrowicza Giedroyc dostrzegł w nich formę najlepiej odpowiadającą talentowi pisarza. Zachęcał go: „Forma fragmentów z dziennika jest bardzo dobra i namawiałbym Pana na jej kontynuowanie”. Takie były początki „Dziennika” Witolda Gombrowicza. Dla Giedroycia zawsze „Trans-Atlantyk” i „Dziennik” były najlepszymi i najważniejszymi jego utworami. Do innych jego dzieł, aczkolwiek je wydawał i cenił, przywiązywał mniejszą wagę. Zajął się też wysyłaniem utworów Gombrowicza do Polski. O „Trans-Atlantyku”: „Wysyłam go do kraju przy każdej pewniejszej okazji i powinien on już kursować w krajowym światku literackim”. Również „Dziennik”, gdy już ukazał się on w wydaniu książkowym, ekspediował Giedroyc do Polski. Pisał do jego autora w liście z 27 lipca 1957 r.: „Twój Dziennik przenika do kraju bardzo dobrze. Co prawda wysyłka pocztą jest teraz (więcej nawet niż przedtem) zawodna, gdyż cenzura uległa ogromnemu zaostrzeniu, ale za to w Paryżu i w Londynie jest nieprzerwane mrowie przejezdnych, którzy są doskonałymi kolporterami. Myślę, że dziś nie ma choć trochę ważniejszej redakcji czy ciekawszego pisarza, który by Twojej książki nie posiadał lub nie miał możności jej przeczytania”. Azyl dla Miłosza Jerzy Giedroyc odegrał zasadniczą rolę w dojrzewaniu Czesława Miłosza do decyzji, by zerwać z rządem warszawskim i zwrócić się o azyl polityczny na Zachodzie. Pierwsze kroki – z jego upoważnienia – poczynił Józef Czapski, gdy objeżdżał Stany Zjednoczone, popularyzując „Kulturę” wśród tamtejszych polskich emigrantów. Spotykał się wówczas z Miłoszem. W decydującym momencie Miłosz znalazł schronienie w siedzibie „Kultury”, a na jej łamach obronę przed gwałtownymi atakami emigracji. Mógł więc Giedroyc napisać: „Załatwiliśmy wybranie wolności przez Czesława Miłosza, który nawiał i obecnie siedzi ukryty w Maisons-Laffitte”. Śmiałym posunięciem Giedroycia było udzielenie poparcia Aleksandrowi Jancie, który – jak prawdziwy reporter – chciał zobaczyć naocznie Polskę powojenną i wybrał się do niej wbrew emigracyjnym zakazom wszelkich kontaktów z krajem. Po opublikowaniu fragmentu jego reportażu w „Kulturze” rozległa
Tagi:
Marian Stępień









