Pasja kilku zapaleńców sprawiły, że niewielkie Kutno stało się symbolem europejskiego bejsbolu Pięćdziesięciotysięczne Kutno, niegdyś najprężniej rozwijające się miasto w regionie słynęło z jednego z najważniejszych w Polsce węzłów kolejowych. Tu zmieniały się drużyny konduktorskie w pociągach kursujących ze wschodu na zachód. Wszechobecna restrukturyzacja pomniejszyła znaczenie kutnowskiego węzła, ale miejscowi nadal chwalą się, że można stąd dojechać bez przesiadki do Moskwy, Paryża i Berlina. Wiatry odnowy nie oszczędziły grodu nad Ochnią. Zmierzyć przyszło się przede wszystkim z bezrobociem. Czarę goryczy przepełnił upadek odlewni, wskutek czego bez pracy zostało ponad 600 osób. Chociaż wciąż narzekają na problemy z budownictwem, kanalizację – a raczej jej brak – przede wszystkim zaś na starzenie się społeczeństwa, miasto wychodzi na prostą. Zlokalizowane niemal na przecięciu dwóch szlaków komunikacyjnych o znaczeniu międzynarodowym, czyli dróg E 30 Moskwa-Berlin i E 75 Gdańsk-Wiedeń, chlubi się mianem środka Europy. Najwyższa kategoria „A” w rankingu Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową świadczy o tym, że warto tu inwestować. Jeszcze do niedawna słynęło przede wszystkim z hodowli nowych gatunków róż. Dzisiaj za kutnowski marketing i promocję odpowiada bejsbol. Odrobina szczęścia, szerokie horyzonty władz i pasja kilku miejscowych zapaleńców sprawiły, że niewielkie Kutno stało się miastem europejskim. W oczach Amerykanów natomiast uzyskało status miasta symbolu. Symbolu bejsbolu. „Palantów” pilnie obserwować Historia kutnowskiego bejsbolu zaczęła się dokładnie 20 lat temu od jednej pałki, czterech rękawic i kilku piłek. Sławomir Podemski, nauczyciel wychowania fizycznego w Zespole Szkół nr 1 i trener pierwszego zespołu MKS Kutno, kiedyś wielokrotny reprezentant Polski w bejsbolu, wspomina: – We wrześniu 1984 r. pracę w biurze warsztatów Technikum Mechanicznego w Kutnie rozpoczął Kubańczyk Juan Echevarria. To on powiesił na szkolnej tablicy ogłoszeń artykuł prasowy o rodzącym się na Śląsku polskim bejsbolu i zachęcał uczniów do zapisywania się na listę chętnych. Podemski nie wpisał się na listę, chociaż ta szybko zapełniła się nazwiskami reprezentantów szkoły w piłce nożnej i koszykówce. Przypadek sprawił, że zjawił się na stadionie, kiedy kilku kolegów ćwiczyło rzuty i chwyty piłeczki bejsbolowej. Często rozmawiali z Juanem o niuansach bejsbolu, przepisach i taktyce. Pożyczali rękawice, by każdą wolną chwilę wykorzystywać na trening. – Jako „palanty” byliśmy pilnie obserwowani – opowiada Podemski. Ich wspólną ambicją stało się wystąpienie w rozgrywkach o mistrzostwo Polski. Ostatecznie zostali zarejestrowani jako sekcja w klubie i zgłoszeni do rozgrywek o mistrzostwo Polski. Na inaugurację podejmowali w Kutnie TKKF Jastrzębie Zdrój. Zwyciężyli 35:5. Od tego czasu seniorzy z Kutna dziewięciokrotnie zdobywali tytuł mistrzów Polski, osiem razy – puchar kraju. Od lat są powoływani do zespołów reprezentacyjnych we wszystkich kategoriach wieku. – Na razie nie ma w kraju miasta o podobnym dorobku. Choć zdobywanie laurów przychodzi nam coraz trudniej – mówi Zdzisław Bartol, prezes Miejskiego Klubu Sportowego Kutno. Bejsbol całkowicie zdominował kutnowski sport. Obok MKS, trenuje się go w Miejskim Szkolnym Związku Sportowym – w kilku drużynach gra tu blisko 150 dzieci z Kutna i najbliższych miejscowości – oraz w Szkole Podstawowej nr 9, w klasie z rozszerzonym profilem wychowania fizycznego. Piłka nożna sięga tu poziomu V ligi. W powijakach jest lekkoatletyka. – Liczymy jednak, że wraz z rozwojem bazy treningowej (nowoczesny stadion z zapleczem i trybunami na kilka tysięcy miejsc robi wrażenie – red.) przyjdą wyniki – ocenia Bartol. Chociaż za kolebkę bejsbolu uważana jest Ameryka, z legend możemy się dowiedzieć, że za wszystkim stoją polscy emigranci, którzy wyjechali do USA i do reguł palanta dodali „głębszą filozofię”. Inna wersja mówi, że prekursorami byli polscy wędliniarze, którzy z powodu braku towaru na półkach wychodzili na ulicę i pałkami odbijali piłkę. Takich opowieści bejsbolowych można usłyszeć w Kutnie mnóstwo. Żartują, że pierwszy strajk w Polsce powojennej miał miejsce właśnie tutaj. A wszystko za sprawą „strefy strajku” – jednej z podstawowej pozycji w bejsbolu (celny narzut miotacza, nieudany zamach pałkarza, odbicie piłki poza wyznaczone pole gry). Ponoć SB sugerowało, by niefortunną nazwę zmienić… Amerykańska inwestycja Prawdziwym wydarzeniem było jednak
Tagi:
Tomasz Sygut