Jestem realistą… Chcę przede wszystkim dobrze grać. Nie zwariowałem, nie uwierzyłem we własną nieomylność Rozmowa z Kazikiem Staszewskim – Powstają o tobie książki i prace magisterskie – kiedy po raz pierwszy zrozumiałeś, że jesteś kimś ważnym, że jesteś symbolem pewnego pokolenia? – Powstała tylko jedna książka… – …„Kult Kazika” – już sam tytuł potwierdza tezę zawartą w moim pytaniu… Czy łatwo być idolem? – Bardzo łatwo i bardzo przyjemnie! Pracowałem kiedyś na budowie w Anglii, więc wiem, że może być gorzej. Pisanie piosenek i śpiewanie ich w towarzystwie przyjaciół to zupełnie sympatyczne zajęcie, które nawet trudno nazwać pracą, choć czasami dosłownie padam z wyczerpania… „Kult Kazika” to tylko gra słów. Nie jestem własnym wyznawcą ani nawet szczególnym wielbicielem. Lubię siebie – rzekłbym – w normalnym stopniu. Książka jest biografią zespołu, chyba czterokrotnie autoryzowaną, nie jest więc dla mnie zaskoczeniem. Leszek Gnoiński pisał ją po kilkunastu długich rozmowach ze mną i z muzykami, więc jest tam sporo prawdy. Całej prawdy o sobie, zwłaszcza o swojej prywatności, nie chcę wystawiać na sprzedaż… Prace magisterskie? (Doktoratu chyba nikt jeszcze na mnie nie zrobił?!). Kilka z nich czytałem – rzadko trafiają w dziesiątkę, najczęściej mijają nawet tarczę. Nie szkodzi, w sztuce nie ma obiektywnych ocen – ja sam jestem najgorszym recenzentem. – Wróćmy jeszcze na chwilę do początków twojego grania… – To było już dwadzieścia parę lat temu, kiedy punkowałem. W naszej punk-rockowej załodze były trzy ekipy: pierwsza ekipa to po prostu kapela, druga – ludzie od fanzinów i trzecia – frakcja żulowska, tak ją trzeba nazwać. I właśnie taki kolo, autentyczny żul, przyszedł kiedyś do mnie i nawija, że chce być moim menago. I wtedy po raz pierwszy zrozumiałem, że to, co robię, nie pozostaje bez wpływu na ludzi. Że to kogoś interesuje, może dotyka, ale nie jest obojętne. – Czy czujesz odpowiedzialność za własne słowa? Czy zastanawiasz się nad tym, że mogą one mieć wpływ na bardzo młodych ludzi? Znam rodziców, którzy nie pozwalają swoim dzieciom słuchać twoich nagrań. – Gdyby im kazali słuchać, byłoby znacznie gorzej! Moje nagrania nie są – na szczęście – lekturą obowiązkową. Nikogo nie indoktrynuję i nie uzurpuję sobie prawa bycia nauczycielem. Ani nie moralizuję, ani nie nawołuję do rewolucji… A rodzice, podobnie jak dzieci, są i mądrzy, i głupi. Zakazany owoc wydaje się najsłodszy! Jestem realistą, a to bardzo dalekie od pojmowania sztuki w kategoriach posłannictwa. Chcę przede wszystkim dobrze grać. Nie zwariowałem, nie uwierzyłem we własną nieomylność… Wiem, że przez lata pracy zdobyłem pewną popularność, że mam własną publiczność. Ale nie dostałem zawrotu głowy od sukcesów, bo one sączyły się bardzo powoli przez długi czas, były dawkowane przez życzliwy los. To po prostu jest moje życie, nie wiem, jak może być inaczej… – Właśnie zostałeś Idolem Roku! Przyjąłeś nagrodę „Machiny”, choć wielu innych nie odbierasz. Dlaczego niektóre wyróżnienia przyjmujesz, a inne totalnie lekceważysz? – Poziom pisania o kulturze jest zatrważający! Generalnie – im gorzej, im większy magiel, żenada i popelina, tym większy nakład i audytorium. Kiedyś przyjąłem Paszport „Polityki”, teraz wyróżnienie „Machiny”. Dlaczego nie? Raz piszą mądrze, raz głupio, ale mają swoje zdanie i poszukują czegoś więcej niż tylko… Nie, nie chcę tak wartościować pracy dziennikarzy. Sztuka może być oceniana tylko subiektywnie i jeśli ktoś potrafi bronić własnej opinii, własnego zdania, to już jest wartość. Fakt, że nie odbieram takiej czy innej nagrody, nie musi być odbierany jako jakaś manifestacja. Mam prawo wyboru, mam prawo do osobistych zachowań, nawet pewnych urazów… Nie jestem własnością ani mediów, ani krytyków, ani wytwórni płytowych, ani nawet moich fantastycznych słuchaczy. – Ale to właśnie słuchacze decydują o kolejności na listach przebojów. Jaki sens ma zestawienie na jednej liście twojej „Kobiety żołnierza”, piosenek Arki Noego, Natalii Kukulskiej, a ostatnio przebojów z pogranicza disco polo? – Głosowanie publiczności zawsze jest konkretne i wiarygodne. Każdy wykonawca sam decyduje, jaki gatunek chce uprawiać i nie powinien oceniać innych… Zresztą listy przebojów są bardzo różne – zupełnie inna jest lista Trójki, a zupełnie inna w Radiostacji. Na około
Tagi:
Ewa Gil-Kołakowska









