Zmarł Lechosław Goździk (1931-2008), symbol polskiego Października ’56 Lechosław Goździk… Pierwszy raz miałem okazję porozmawiać z nim w roku 2006, w Sejmie, podczas sesji o polskim Październiku, zorganizowanej przez Wojciecha Olejniczaka. Pierwszy raz i ostatni. To nie było spotkanie z kimś nieznajomym, o Goździku wiele mówili mi wcześniej Karol Modzelewski i Andrzej Celiński, to była legenda Października. Jak to jest, pytałem ich, że nagle pojawia się 25-letni chłopak, robotnik, i słuchają go starzy majstrowie, cała wielka fabryka, słucha go ulica, słuchają inteligenci? A on, 25-latek, potrafi ich przekonać do swoich racji? Wie, jakie są jego racje! Pytałem o to Goździka, w roku 2006, a on, 75-letni pan, ciepło się uśmiechał… – Wie pan – mówił – ludziom nie trzeba schlebiać, nie trzeba mówić tego, co chcą usłyszeć. Ludziom trzeba mówić prawdę. Uczciwie. Ba! Łatwo powiedzieć! Ale taki był Goździk. Nie krzyczał, nie atakował, tylko poważnie z ludźmi rozmawiał. Miał dar, by jednym słowem spuentować rzeczywistość. Karol Modzelewski opowiadał historię z wiecu na Żeraniu, podczas którego czytał skład nowego Biura Politycznego. Poza Gomułką nie było tam nowych działaczy, ludzie zebrani na wiecu nie ukrywali rozczarowania. Akurat w tym momencie ulicą Stalingradzką, kilka metrów od FSO, przejechała kolumna czołgów i wozów pancernych. I wtedy Goździk powiedział: „Zauważmy, że w proponowanym składzie kierownictwa partii nie ma marszałka Rokossowskiego. I jeżeli pod naszą bramą jeżdżą samochody pancerne, to nie dzieje się to bez jego rozkazu”. Każdy te słowa natychmiast zrozumiał. 11 lat po wojnie, 12 lat po rzezi powstania warszawskiego, nie trzeba było więcej mówić. Polacy w Październiku wygrali, ale potem przegrał Październik. Przegrali reformatorzy. Stalinizm w Polsce się skończył, ale to, co proponował Gomułka, to było dla nich o wiele za mało. Rady robotnicze, polski socjalizm, społeczna własność – to wszystko pozostało w sferze marzeń. Goździk, I sekretarz Komitetu Zakładowego PZPR, najpierw został ograny przez partyjny aparat, a potem wyjechał do Świnoujścia. Gdy w roku 1980 odnaleźli go dziennikarze, okazało się, że o jego przeszłości nie wiedziały ani żona, ani córka. Przegrał? W roku 2006 na przegranego nie wyglądał. Owszem, jako człowiek lewicy ubolewał, że Polska jest prawicowa, ale wierzył, że kolejne wybory to zmienią. Był zadowolony ze swego życia, że nie wszedł w tryby partyjnego aparatu. Dobrze z tym się czuł. I był dumny z Października. Że nie polała się krew. „Lepsza jest historia bezkrwawa niż krwawa”, mówił. Świadom, że w wielkim stopniu przyczynił się do tego, że Polska skończyła z tradycją nieudanych, krwawych powstań. To mówił w Sejmie, w 2006 r. Spokojnym, pewnym siebie głosem. Jeszcze był zdrowy, choroba nowotworowa przyszła później… Wystąpienie Lechosława Goździka w Sejmie na sesji poświęconej 50. rocznicy polskiego Października ’56 Dziękuję za zorganizowanie spotkania w 50. rocznicę Października. Jak to się zaczęło wszystko? Przypadek zrządził, że poznałem się ze Stanisławem Kozińskim siedzącym tutaj dzisiaj, który zapoznał mnie z realizacją planu sześcioletniego, ale raczej nieudaną jego realizacją. Jak się wyraził wtedy: „Połknęliśmy żabę, która długo nam się będzie jeszcze odbijała”. Zaczęliśmy się zastanawiać, skąd to się wzięło. Dlaczego tak szczytne cele, jakie były w tym planie zawarte, nie zostały zrealizowane? Były to długie nocne Polaków rozmowy, na których zastanawialiśmy się, gdzie tkwią przyczyny tego, co się wydarzyło. W tym czasie odbył się XX zjazd KPZR i dostaliśmy do ręki słynny, tajny referat Chruszczowa o kulcie jednostki. Dla nas, młodych, to był szok. To było ogromne przeżycie. Wiedzieliśmy, że coś się dzieje nieprawidłowo, ale że w takiej skali pod szczytnymi hasłami, na których myśmy się wychowywali, można było dokonywać takich rzeczy? To dla nas była rzecz nie do zaakceptowania. Wtedy zaczęliśmy rozmawiać, żeby w przyszłości nie było możliwe powtórzenie takich historii. Jak do tej pory nam się udało. Skąd się brała nasza determinacja? Mieliśmy wiedzę o stanie państwa polskiego i jako młody człowiek zadawałem sobie pytanie: co można zrobić i co trzeba zrobić, wiedząc, jak wygląda nasza gospodarka, mając świadomość położenia geopolitycznego państwa polskiego. Byłem człowiekiem, który przeżył II wojnę światową. W styczniu 1945 r. miałem
Tagi:
Robert Walenciak









