Lincz w Odrze

Lincz w Odrze

Prezesa ZPO Odra pobili szczecińscy stoczniowcy. Potem przyznali, że poniosły ich emocje, ale… ludziom trzeba płacić za pracę Szczecinianie przyzwyczaili się już do pokojowych manifestacji stoczniowców ulicami miasta. Od czerwca wielokrotnie demonstrowali swoje niezadowolenie z powodu upadku stoczni, największego zakładu na Pomorzu Zachodnim. Marsze przebiegały spokojnie, bez incydentów. Tak było do ostatniej środy. Jak zwykle rano kilkutysięczny tłum stoczniowców spotkał się na porannym wiecu na terenie stoczni. Przyszły na niego także przedstawicielki szczecińskich Zakładów Przemysłu Odzieżowego Odra SA, które opowiedziały, że są w równie trudnej sytuacji jak stoczniowcy, bo od kilku miesięcy nie otrzymują wynagrodzeń. Strajkują już dwa tygodnie, ale bez rezultatu. – Pomożemy kobietom – zadecydował Janusz Gajek, przewodniczący komitetu protestacyjnego. Stoczniowcy wyszli na ulicę. Dotarli do ZPO Odra SA. Kilku spośród nich wtargnęło do gabinetu prezesa Henryka Walusia. Chcieli go wywieźć na taczkach. Doszło do szarpaniny i przepychanek. Prezes wzywał policję, obiecywał, że złoży rezygnację. Nie pomogło. Kilku wzburzonych stoczniowców siłą wywlokło go z gabinetu. Na placu Waluś został obrzucony jajami, pobity, zdarto z niego marynarkę i koszulę. Policja nie interweniowała. Te sceny obejrzała cała Polska w relacjach telewizyjnych. Na pierwszych stronach niemal wszystkich gazet

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2002, 32/2002

Kategorie: Kraj