Choroba, czyli rewolucja w rodzinie

Choroba, czyli rewolucja w rodzinie

Warszawa 05.03.2021 r. Pani Maria Labedz z mama Wladyslawa. fot.Krzysztof Zuczkowski

W kraju jest ok. 2 mln osób, które pełnią funkcję domowych opiekunów Maria Łabędź wstała jak zawsze o wpół do szóstej. Usiadła w kuchni, wypiła kawę. Mama, Władysława, budzi się zwykle o ósmej. Maria zaniosła jej kawę do łóżka, usiadła obok, żeby jej potowarzyszyć i porozmawiać. Zwraca się do niej: „Mamciu” albo „Mamuś”. Głos ma spokojny. Uśmiecha się do mamy, a ona odwzajemnia ten uśmiech. Gdyby nie medyczne łóżko regulowane za pomocą pilota, może nikt by się nie domyślił, że Władysława jest poważnie chora. Z jej twarzy bije taka radość, jakby cieszyła ją każda minuta. Jest małomówna, ale jeśli już mówi, to okrasza zdania uśmiechem. Łóżko stoi tak, żeby Władysława mogła obserwować balkon i okoliczne domy. Ten balkon to jedyny jej kontakt ze światem zewnętrznym. Poza telewizorem. Na wiosnę Maria sadzi w skrzynkach różowe pelargonie. Dlaczego różowe? – Bo to ładny kolor, mój ulubiony – mówi Władysława. Dlatego regał na przybory medyczne, kosmetyki i środki higieny też jest w kolorze różowym i białym. Maria otwiera drzwi regału, żeby pochwalić się zawartością: tu jak żołnierze w szeregu poukładane pampersy, tam kosmetyki, pianki do mycia, maści, złożony materac przeciwodleżynowy. Władysława w sierpniu skończy 91 lat, a od ośmiu jest pod opieką córki. Osiem lat temu Maria właściwie z dnia na dzień porzuciła dotychczasowe życie i stała się domową opiekunką. Porzuciła podróże Mieszkanie w bloku, nie za duże. Maria tu się wychowała. Teraz mieszka z mamą. Jeszcze osiem lat temu mama mieszkała sama i dawała sobie radę. Kiedyś Maria zauważyła, że mama ma przepuklinę, ale ona za każdym razem machała ręką i mówiła, że to nic ważnego. Jednak ból stawał się coraz bardziej dokuczliwy. Zatem wizyta u lekarza, szpital, poważna operacja, bo okazało się, że przepuklina to tylko jeden z problemów – jelita były zaatakowane przez nowotwór. Kiedy Władysława opuszczała szpital, Maria dostała plik ulotek o prywatnych ośrodkach opiekuńczo-leczniczych i hospicjach, które zajmują się osobami przewlekle chorymi. Chyba dopiero wtedy tak dojmująco uświadomiła sobie, że mama nie wróci do stanu sprzed operacji i musi być pod stałą opieką. – Pacjenci i rodzina słyszą w takich przypadkach: „Medycyna nic więcej nie może zrobić” – mówi Maria. – Ale to nieprawda. Nie medycyna, lecz onkologia nic nie może zrobić. Ale jest jeszcze medycyna paliatywna. Ona może pomóc zatrzymać chorobę. Wybór był taki: albo mama trafi do specjalistycznego ośrodka, albo Maria będzie się nią stale zajmować. Drugi wariant oznaczał, że zmieni drastycznie swoje życie. – Kiedy mamę przywieźli ze szpitala do domu, widziałam, że się ucieszyła – wspomina Maria. – Była u siebie! I wtedy pomyślałam, że będę przy niej trwać i opiekować się nią. Ale wieczorem, kiedy mama zasnęła, usiadłam przy stole w kuchni i rozpłakałam się. Koleżanki doradzały: „Pomyśl o sobie”, pytały: „Czy naprawdę powinnaś tak się poświęcać? Jak będzie wyglądało twoje życie?”. Nie chciała słuchać podszeptów, że nie powinna wszystkiego podporządkować mamie. Bardzo świadomie wybrała. Ona, miłośniczka podróży, miała od tego momentu ugrzęznąć w domu. Ponieważ perfekcyjnie zna język francuski, przez ponad 20 lat była pilotem wycieczek. I bardzo jej się podobał ten styl życia, że ciągle była w drodze. Nagle miało to się skończyć. – Ucięłam kontakty z koleżankami, które przekonywały mnie, że powinnam myśleć o sobie – mówi Maria. – Żeby zarabiać, podejmowałam się tłumaczeń z języka francuskiego, udzielałam korepetycji. Tuż po operacji mamy kolejny cios w rodzinę – okazało się, że brat Marii ma nowotwór trzustki. Wprowadził się do mamy, Maria otoczyła go opieką. Wspomina, jak często nawet w nocy oboje jednocześnie ją wołali: – Byłam wykończona. Słaniałam się ze zmęczenia. Zrozumiałam, że bez pomocy nie dam sobie rady. Brat po dwóch miesiącach zmarł. Ale opieka nad mamą też jest pracochłonna. Ona nie chodzi, nawet nie siedzi na wózku inwalidzkim. Właściwie całe życie spędza w łóżku. Potrzebna jest dodatkowa para rąk, kiedy trzeba ją umyć, przebrać, zmienić pościel.Wtedy dowiedziała się o Warszawskim Hospicjum Społecznym. – Do tej pory

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 12/2021, 2021

Kategorie: Kraj