SMS-y śmierci

SMS-y śmierci

Przez komórki używane za kierownicą giną ludzie

– Mamy zespół, nawet popularny w okolicy. Jechaliśmy niedawno zagrać koncert za miasto, jakieś półtorej godziny drogi. Kolega wsiadł za kółko zespołowego busa, wyciągnął komórkę i wsadził ją w uchwyt. Pomyślałem: OK, może facet potrzebuje nawigacji. Ku mojemu zdziwieniu Adam włączył YouTube’a i film, komentując przy tym, że ten akurat trwa tyle, ile będziemy jechać, więc rozrywka jak znalazł. Odparłem, że chyba go poj… – wspomina Karol, który na szczęście nie stał się jedną z ofiar wypadków drogowych spowodowanych używaniem komórek za kierownicą. Badania wskazują, że smartfony odpowiadają już za 25% wszystkich wypadków. Wiele takich zdarzeń ma skutek śmiertelny. We wrześniu ub.r. zaostrzono kary dla piratów drogowych. Uwzględniono również zmianę punktacji za rozmawianie przez telefon bez zestawu głośnomówiącego – z 5 pkt karnych do 12 pkt. Do tego 500 zł mandatu. Gdy jednak patrzy się na statystyki, nadal wydaje się to za mało w kontekście komórkowej patologii za kierownicą. Telefony za kółkiem powinny być po prostu zakazane, bo połączenie ludzkiej głupoty z technologią i rozpędzonym półtoratonowym pojazdem może skutkować czyjąś śmiercią.

Dwie sekundy do zgonu

– Koleżanka z pracy wypadła z drogi na zakręcie. Pisała SMS-a, odłożyła telefon na siedzenie pasażera, ten spadł na podłogę, a ta kretynka schyliła się po niego, kiedy usłyszała dźwięk komunikatora. Była tak zajęta komórką, że w tym czasie nie było komu skręcić kierownicą – opowiada Barbara, która pracuje w korporacji i pokonuje służbowym samochodem kilkadziesiąt tysięcy kilometrów rocznie jako przedstawicielka handlowa. Oderwanie wzroku od drogi zaledwie na dwie sekundy podwaja prawdopodobieństwo uczestnictwa w wypadku. Rozmowa przez telefon przytknięty do ucha zwiększa to ryzyko nawet 10-krotnie. Pisanie SMS-a wydłuża czas reakcji kierowcy o 30%.

Warto przytoczyć wyrok Sądu Okręgowego w Kaliszu z maja ub.r. 22-latka została skazana za spowodowanie śmiertelnego wypadku na rok więzienia w zawieszeniu na trzy lata (groziło jej osiem lat). W 2019 r. oskarżona zjechała na przeciwległy pas ruchu i zderzyła się z innym pojazdem. Kierowca samochodu jadącego z naprzeciwka zginął na miejscu. Tuż przed zdarzeniem kobieta miała kichnąć i stracić w ten sposób panowanie nad samochodem. Przy kichaniu ludzie najczęściej zamykają oczy, można śmiało założyć, że ten odruch bezwarunkowy trwa około dwóch sekund. W tym krótkim czasie samochód jadący z prędkością 50 km/godz. przejeżdża 28 m. To dokładnie tyle, ile trwa droga hamowania z tej prędkości do pełnego zatrzymania. Taka drobnostka jak kichnięcie zamienia się za kółkiem w poważne zagrożenie dla uczestników ruchu drogowego.

Teraz przyjrzyjmy się SMS-om. Badania Virginia Tech Transportation Institute wykazały, że pisanie i czytanie wiadomości w samochodzie zwiększa ryzyko wypadku o 23%. Przeglądanie SMS-ów angażuje skupienie kierowcy średnio na 4,6 sekundy. Auto rozpędzone do 50 km/godz. przejedzie w tym czasie aż 70 m bez żadnej kontroli! Zauważmy też, że wiadomości mają różny ładunek emocjonalny. Gdy pisze szef albo bliska osoba, możemy przeczytać wiadomość kilka razy lub zupełnie się rozkojarzyć.

Nawet rozmawianie przez zestaw głośnomówiący jest niewskazane. Według specjalistów od bezpieczeństwa ruchu drogowego rozmowa telefoniczna obniża zdolność skupienia kierowcy na drodze. Po pierwsze, aby zadzwonić, musimy spojrzeć w ekran czy to komórki, czy samochodowy, odrywając wzrok od drogi. Po drugie, stajemy się rozproszeni – przenosimy większość uwagi na narząd słuchu, co wpływa na spowolnienie reakcji za kółkiem. Po trzecie, kierowca skupiony na rozmowie przestaje wyłapywać potencjalne zagrożenia. – Jeśli podczas jazdy rozmawiamy przez telefon, nasz czas reakcji na zdarzenia drogowe jest opóźniony. Taki kierowca reaguje wolniej niż ten, który ma we krwi 0,8 promila alkoholu. Skoncentrowani na rozmowie, widzimy sytuacje drogowe wyrywkowo, bez związku przyczynowo-skutkowego. Przez to nasza reakcja może być nieadekwatna do sytuacji. Gdy rozmawiamy przez telefon, jesteśmy skłonni do podejmowania większego ryzyka – twierdzi Radosław Jaskulski, instruktor Škoda Auto Szkoły.

Wróćmy do naszych przedstawicielek handlowych. Według statystyk zebranych przez firmy ubezpieczeniowe prawie co czwarty kierowca w Warszawie spowodował wypadek samochodowy, a statystyczny warszawski szkodowy kierowca ma 37 lat i jeździ oplem astrą. Dlaczego o tym wspominam? Bo astry są od ponad dekady jednym z najczęstszych wyborów przy zakupach flotowych oprócz samochodów Škody. Średnik wiek mężczyzny pracującego jako przedstawiciel handlowy wynosi zaś… 37 lat. Dodajmy do tego typowy dla handlowców agresywny styl jazdy, tzw. ciśnij, ile fabryka dała, bo nie ty płacisz za paliwo, i wiemy, skąd się wzięły takie statystyki w stolicy. O komórkach nawet nie ma co wspominać, bo od lat 90. przedstawiciele firm są z nimi zrośnięci. Korporacje zafundowały więc nam na drodze swoistych terrorystów, którzy zawsze i wszędzie się śpieszą, a na dodatek „pracują” w samochodzie, czyli ciągle dzwonią i piszą, zamiast patrzeć na drogę.

Influencerzy źródłem patologii

W połowie lutego br. polska streamerka o pseudonimie Sidneuke nadawała na żywo podczas jazdy samochodem. Kobieta skomentowała, że przy drodze kręci się sporo psów, po czym sięgnęła po telefon komórkowy. Sekundę później, gdy czytała zawartość ekranu, rozjechała zwierzę. Oczywiście internetowa gwiazdeczka nawet się nie zatrzymała i nie przyznała do błędu. Na nagraniu rzuca przekleństwami i złorzeczy właścicielom, że zostawili zwierzę bez opieki. „Jeżeli ktoś wypuszcza psy… Te psy są non stop na ulicy. Od razu mówię, że nie powinny psy być na wolności. I jest to złe. I niezgodne z prawem. Nie możecie zostawiać psów bez opieki k…”, podkreśla gniewnie kobieta, nie chcąc zauważyć, że również niezgodne z prawem jest prowadzenie z telefonem w ręku. Wideo z tego zdarzenia wywołało w sieci burzę. Budujące jest to, że internauci wezwali do działania policję.

Aktywistka Maja Staśko zauważyła wtedy, że nagrywanie podczas jazdy ma przyzwolenie społeczne. Mniejsze i większe internetowe gwiazdki nagrywają za kierownicą relacje do swoich mediów społecznościowych. Mówią do wiszącego na szybie telefonu, zamiast patrzeć na drogę. Staśko wskazała bardzo istotną rzecz – ludzie dosłownie sami na siebie dostarczają dowodów. Tymczasem platformy społecznościowe i policja niewiele z tym robią. Internautom takie zachowanie też zdaje się nie przeszkadzać. Według badań „Dajemy Ci wolną rękę” przeprowadzonych przez Millward Brown prawie 60% Polaków przyznaje, że korzysta w trakcie jazdy z komórki. Do tego co piąty taki kierowca uważa, że nie jest to żadnym problemem. Równocześnie 97% pytanych kierowców wiedziało, że za rozmowę przez telefon grozi mandat. Ponad jedna czwarta badanych przyznała się, że czyta wiadomości SMS podczas jazdy, a 18% pisze za kółkiem wiadomości.

Nie ma jednak co się dziwić, skoro przykład idzie z góry. Nagrania live zza kółka to prawdziwa plaga bezmyślności. Gwiazdeczki z Instagrama udowadniają, że żart o znajdowaniu prawa jazdy w paczce czipsów nie wziął się znikąd. Głośnym echem odbiło się nagranie pogodynki TVN Doroty Gardias. Kobieta ma na Instagramie 232 tys. obserwujących. Właśnie tam zamieściła swój filmik, który miał reklamować jeden z salonów samochodowych, a nagrywała tę relację, trzymając komórkę w ręku. Jechała 80 km/godz. Jej kilkuletnia córka siedziała obok na przednim siedzeniu, trzymając nogi na desce rozdzielczej, i nie miała zapiętych pasów. Po fali krytyki Gardias opublikowała oświadczenie. „Dziękuję za wszystkie natychmiastowe rady i słowa przestrogi moich fanów. Wysłuchałam wszystkich słów krytyki, już na pierwszy telefon zareagowałam błyskawicznie”, podkreśliła pogodynka. Problem polega na tym, że jako osoba posiadająca prawo jazdy Gardias po prostu powinna znać przepisy dotyczące poruszania się samochodem. Nie można tego nazwać inaczej jak skrajną głupotą.

Równie kretyńsko zachowała się Małgorzata Ohme, która oczywiście też nagrywała relację podczas jazdy, i to z psem na kolanach. Posypywanie głowy popiołem przybrało tutaj ten sam ton: „Bardzo Wam dziękuję za wszystkie komentarze i wasze uwagi. Rzeczywiście moje zachowanie było absolutnie niebezpieczne. Nie zdawałam sobie z tego sprawy”, pisała Ohme, właściwie przyznając się do tego, że w ogóle nie powinna mieć prawa jazdy, skoro brakuje jej podstawowej wiedzy o prowadzeniu pojazdu. A to tylko dwa przykłady z wielu, jakie można znaleźć w internecie.

Głupota smartrozwiązań

Współczesne samochody od lat projektowane są jako przedłużenie komórki. Dekadę temu, kiedy okazało się, że producenci smartfonów mają lepsze aplikacje nawigacji niż producenci samochodów, popularne stały się uchwyty na telefon, które przytwierdza się do przedniej szyby lub kokpitu. Głównym zagrożeniem wynikającym z tego rozwiązania było ograniczenie pola widzenia kierowcy i stała ekspozycja na treści pojawiające się na ekranie smartfona.

Dziś coraz popularniejsze w nowych samochodach są systemy Apple Car Play oraz Android Auto. W telegraficznym skrócie: komórki łączą się z wyświetlaczem w samochodzie i można korzystać z większości funkcji smartfona, takich jak GPS (często lepszy niż fabryczny sprzedawany z autem), aplikacje do słuchania muzyki itd. Takie systemy miały zwiększyć bezpieczeństwo użytkowników, bo ci mieli przestać sięgać po komórki w trakcie jazdy, a np. piosenki przełączać guzikami na kierownicy. Koncernom motoryzacyjnym nie do końca to się udało. Niezależnie od tego, jak mądre rozwiązania wymyśliliby inżynierowie, potrzeba jeszcze dobrej woli i zdrowego rozsądku użytkowników. Dlatego korzystanie z powyższych systemów łączności niespecjalnie wpłynęło na poprawę bezpieczeństwa.

Samochodowe wersje komórkowych aplikacji działają w ograniczonym zakresie, aby nie bawić się nimi podczas jazdy. Efekt jest paradoksalny – użytkownik, który np. chce szybko zmienić trasę w GPS, i tak sięgnie po komórkę, bo łatwiej wpisać nowy adres z poziomu telefonu niż ekranu systemu samochodowego. Zresztą, czy zdecyduje się na jedno urządzenie, czy na drugie, przez dłuższy czas nie będzie patrzył na drogę.

Podobnie jest z muzyką. Dzięki łączności z telefonem użytkownik zyskuje dostęp do aplikacji streamingowych. Mają one tę przewagę nad odtwarzaczem płyt CD, do którego wkładało się jedną płytę i przełączało utwory o jeden do przodu lub do tyłu, że oferują niezliczone możliwości wyboru: wykonawcy, płyty, całej listy piosenek. Ale czy naprawdę użytkownicy potrzebują podczas jazdy widocznej na desce rozdzielczej okładki słuchanego albumu? To wszystko dużo bardziej absorbuje kierowcę niż starsze systemy audio.

Hitem jest zaś odbieranie SMS-ów i odpisywanie na nie. Nie dość, że system może przeczytać wiadomość na głos, to jeszcze można podyktować mu odpowiedź. Problem? W Polsce działa jedynie odpisywanie po angielsku i z tego powodu system nie jest w stanie przeczytać nam żadnej wiadomości napisanej w ojczystym języku. Najczęściej skutkuje to sięgnięciem po telefon. – Kiedy pracujesz cały dzień za kółkiem, a coraz więcej osób pisze, zamiast dzwonić, gdy tylko widzisz powiadomienie, od razu sięgasz po komórkę, bo przecież musisz sprawdzić, co jeszcze masz dzisiaj do zrobienia – tłumaczy Marek, który prowadzi jednoosobową działalność gospodarczą. Co gorsza, użytkownicy zazwyczaj muszą się schylić po telefon, bo skoro wszystko wyświetla się na ekranie, to nikt nie używa uchwytu przyczepianego do szyby. Wtedy wzrok kierowcy wędruje poniżej linii maski w poszukiwaniu komórki. Bombardujące użytkownika powiadomienia nie pomagają w zwiększeniu bezpieczeństwa.

Problem ze współczesnymi systemami pogłębiają niektóre marki samochodowe, które w imię bezpieczeństwa wyłączyły obsługę dotykową ekranu podczas jazdy, pozostawiając możliwość sterowania całym systemem za pomocą kontrolera znajdującego się między fotelami. Sprawia to, że użytkownik odrywa jedną rękę od kierownicy. Jakby głupoty było mało, większość producentów w ogóle chce zamienić swoje samochody w smartfony i rezygnuje z fizycznych przycisków na desce rozdzielczej lub wprowadza zamiast guzików dotykowe panele na wzór tabletów. Rozwiązanie jest o tyle bezsensowne, że radio i klimatyzacja znajdują się na jednym ekranie jako osobne aplikacje, które trzeba między sobą przełączać, gapiąc się w ekran. Do absurdu posunęła się w jednym ze swoich modeli firma Volkswagen, umieszczając w aucie dotykowe suwaki klimatyzacji. Użytkownicy narzekają, że nie da się zmienić temperatury bez oderwania wzroku od drogi. W tym samym modelu również na kierownicy zastosowano „dotyk” zamiast guzików, co parkujących doprowadza do szewskiej pasji, kiedy ogłuszą się radiem, włączywszy je zupełnym przypadkiem.

Producenci aut od lat wprowadzają gadżety, które niekoniecznie poprawiają bezpieczeństwo na drogach. Kierowcy skarżą się na nowoczesne lampy w technologii LED. Są one jaśniejsze, mają większy zasięg, a nawet automatycznie przełączają się ze świateł drogowych na światła mijania. Pozornie wszystko wygląda świetnie. Gorzej, gdy taki samochód nas mija. W 2018 r. brytyjski Automobilklub Królewski (RAC) przedstawił badania, z których wynikało, że aż dwie trzecie kierowców narzeka na regularne oślepianie przez innych uczestników ruchu. Automat często „nie widzi” nadjeżdżającego z naprzeciwka samochodu i nie przełącza świateł. Wystarczy mieć na swojej drodze wysepkę drogową lub zjeżdżać ze wzniesienia i maszyna głupieje.

Niezależnie jednak od słuszności proponowanych przez współczesną motoryzację rozwiązań warto sobie przypomnieć, że jesteśmy bezsilni wobec głupoty kierowców. Każdy uczestnik ruchu widział idiotę, który mimo systemów głośnomówiących, obecnych w markach premium od kilkunastu lat, trzyma telefon przy uchu. Część takich kierowców korzysta z trybu głośnomówiącego w telefonie, czyli słucha rozmówców przez głośnik smartfona, ale nie jest to dla nich wystarczający powód, aby wypuścić aparat z ręki. Nie zrobią tego, nawet gdy podłączą telefon do zestawu głośnomówiącego w samochodzie i rozmówcę słychać przez głośniki znajdujące się w kabinie. A przecież sama angielska nazwa tej technologii, hands free, sugeruje, że nie trzeba wtedy trzymać niczego prócz kierownicy. Ktoś tu jednak takich szczytów techniki nie ogarnia. Cóż, głupoty nie da się zrozumieć. Dlatego należałoby ją po prostu tępić dotkliwymi karami, aż wypleni się takie zachowania.

Co z tym zrobić?

Polskie prawo od niedawna surowiej karze niesfornych kierowców, ale w kwestii komórek zwiększono jedynie liczbę przyznawanych punktów karnych. Ciekawostką jest to, że przy każdym poważnym wypadku drogowym policja sprawdza, czy uczestnicy zdarzenia nie korzystali z telefonów komórkowych. Przypomnijmy jeszcze, że w Polsce korzystanie z komórki za kierownicą kosztuje, prócz punktów, 500 zł mandatu. Tymczasem za granicą kary za używanie telefonu są dużo bardziej biją po kieszeni. W Estonii jest to 400 euro, w Hiszpanii zapłacimy nie mniej niż 200 euro, w Wielkiej Brytanii – od 200 funtów do nawet 2,5 tys. (jeśli sprawa trafi do sądu).

Kolejne kraje przede wszystkim przystosowują swoje prawo do możliwości, jakie oferują współczesne telefony, ale też inne smarturządzenia. Sąd okręgowy w Essen nałożył 100 euro grzywny na kierowcę, który w trakcie jazdy trzymał w ręku samochodowy kluczyk z wbudowanym wyświetlaczem (tzw. SmartKey). Uznano, że skoro urządzenie wyświetla dużo danych, to istnieje spore ryzyko, że kierowca może spowodować zagrożenie na drodze. Niemiecka drogówka podobnie traktuje np. terminale używane przez kurierów, dyktafony, smartzegarki, tablety czy przenośne odtwarzacze multimedialne. Prawo w Niemczech jest bardzo precyzyjne. Kiedy działa silnik samochodu, kierowca nie może odbierać telefonu, ustawiać nawigacji czy zmieniać muzyki, nawet jeśli stanął w korku.

Kontrowersyjne może się wydawać rozwiązanie z Cypru. Nie wolno tam jeść ani pić za kierownicą, ponieważ kierowca podczas jazdy musi zawsze trzymać obydwie ręce na kierownicy. Notabene w Polsce również istnieje przepis, który zakazuje jedzenia oraz palenia papierosów podczas prowadzenia pojazdu. Obowiązuje on jednak wyłącznie kierowców zawodowych. Kara także jest niewielka, bo wynosi 50 zł bez punktów karnych.

W Hiszpanii i we Francji prawo dotyczące komórek jest bardzo restrykcyjne. Nawet za korzystanie ze słuchawki bluetooth podczas jazdy kierowcy dostają mandaty. W Holandii, Grecji, Austrii czy na Białorusi można rozmawiać jedynie przez zestaw głośnomówiący zainstalowany w samochodzie. Irlandczycy grają zaś w zupełnie innej lidze – kara za przyłapanie kierowcy na wysyłaniu SMS-ów lub trzymaniu telefonu w ręku wynosi nawet 1 tys. euro.

Co możemy zrobić w Polsce? 500 zł to w świetle nowych przepisów za łamanie ograniczeń prędkości fraszka. Kierowców z komórką w ręku widać zaś na każdym kroku. Gdybyśmy chcieli jednak wykazać się obywatelską postawą i nagrać kogoś piszącego SMS-a za kierownicą, sami musimy sięgnąć po telefon. Niestety, zgłaszający wykroczenie zrobi dokładnie to samo, co zgłaszany. Jedynym rozsądnym rozwiązaniem wydaje się zatem zaostrzenie przepisów prawa drogowego oraz skuteczność w jego egzekwowaniu. Warto pamiętać, że przez używanie komórki za kierownicą giną ludzie. Trzeba więc karać adekwatnie do czynu.

 

Fot. Shutterstock

Wydanie: 2023, 21/2023

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy