Listy od czytelników nr 23/2020

Listy od czytelników nr 23/2020

Między majem ‘45 a Poczdamem

Państwo polskie przestało istnieć w momencie ucieczki władz pośrodku przegranej wojny we wrześniu 1939 r. Prawo do uzurpowania sobie władzy w kraju miał wtedy teoretycznie każdy, bo Polska była politycznym bytem urojonym. Tzw. rząd londyński, a więc grupka panów kiszących się we własnym smrodku, ale obdarzonych zaufaniem społeczeństwa pod okupacją niemiecko-radziecką, legitymizował się sam przed sobą chwilową tolerancją ze strony zachodnich aliantów. Anglicy i Amerykanie kierowali się zaś realpolitik – wojna z ZSRR nie była im potrzebna, a w zamian za zwycięstwo nad hitleryzmem można było poświęcić kilka „bękartów traktatu wersalskiego”: Polskę, Czechosłowację, Litwę, Łotwę, Estonię, Rumunię, Ukrainę itd. – raczej zarzewie przyszłych konfliktów niż spokojnych lokatorów kontynentu Europa. Cóż, zwycięzcy narzucają własne reguły i w pokonanych krajach ustanawiają rządy sobie przyjazne. Z dwoma krajami nie wyszło im dokładnie tak, jak chcieli – ZSRR poniósł klęskę przy próbie podporządkowania sobie Jugosławii, Brytyjczycy mieli zagwozdkę z wojną domową w Grecji i zdecydowali się na wsparcie w tym konflikcie byłych greckich kolaborantów III Rzeszy.

Olaf Nowaczyk

Tak jest, gdy się przegrywa. Tak było również przed rozbiorami, gdy Polska terytorialnie była potęgą, ale gospodarczo karłem. To wnioski na dzisiaj. Stawianie na doraźne zyski swojej sekty, w celu utrzymania władzy, ma takie same skutki.

Zbigniew Gozdecki

Zagrabić i wycisnąć

Bez definicji, i to precyzyjnej, nie da się nic powiedzieć o systemach demokratycznych, wolnych mediach czy mediach publicznych. To tak jak ważenie towaru fałszowanymi odważnikami. No bo co to są wolne media? Media mają właściciela i to ON decyduje o linii programowej. A media publiczne? Tu jest tak samo, nie są to moje media, tylko tych, którzy mają władzę. Z pełnymi konsekwencjami tego faktu. Jak długo pamiętam, zawsze tak było. A z demokracją jest jeszcze gorzej, przynajmniej w tej części Europy. Czyli zacząć trzeba od definicji.

Wojciech Kloc

We wstępniaku z 22. numeru tygodnika PRZEGLĄD red. Jerzy Domański słusznie zauważa, że społeczeństwo ma „bardziej dla siebie dokuczliwe problemy niż stan mediów” czy sądów. Skąd się wzięły jednak te problemy? Sam felieton jest pisany z perspektywy pięcioletnich rządów PiS, tylko skąd się wzięły te rządy? Dlaczego zwykli ludzie mają gdzieś stan mediów i sądów?

Od zmiany systemu mamy do czynienia z antyspołecznymi rządami, niezależnie od tego, z której strony sceny politycznej są partie będące u władzy. Liberałowie (począwszy od Andrzeja Olechowskiego, na Donaldzie Tusku kończąc) mówią o obniżaniu podatku, po czym, przejmując władzę, podnoszą najbardziej uderzający w szarego człowieka podatek, czyli VAT.

A lewica? Czy w Polsce od zmiany systemu jest w głównym nurcie jakaś lewica? Była nią kiedyś Unia Pracy, ale stopiła się z SdRP czy SLD i przestała nią być. A sam SLD (SdPR)? Lewica? No bez przesady. Te neoliberalne kościółkowe przydupasy miały 40-procentowe i rosnące w latach 90. poparcie społeczne, które na własne życzenie straciły.

Owszem, oni przecież zawsze ładnie się wypowiadali (prof. Joanna Senyszyn i mec. Ryszard Kalisz brylowali w mediach), zauważali problemy, ale… po czynach ich poznacie! Posłowie SLD/SdRP nawet jako opozycja wstrzymywali się od głosu, a nie byli przeciw, gdy kilka czy kilkanaście lat temu w Sejmie była głosowana jakaś ustawa ważna z lewicowego punktu widzenia. Unia Pracy na tym przegrała i straciła poparcie. A dziś?

Ucieszyłem się pięć lat temu z powstania i zdobycia pewnego poparcia przez partię Razem. Głosowałem wówczas na nią w wyborach do Sejmu, w wyborach do Parlamentu Europejskiego, ale w ostatnich do polskiego parlamentu już nie. Dla mnie przegrała, bo związała się właśnie z SLD. Dlaczego?

Owszem, fajnie słucha się pana Czarzastego, kiedy skutecznie wypunktowuje wady PiS (swoją drogą, czasem dobrą diagnozę ma Korwin-Mikke, choć złe lekarstwo na nią), ale – znowu – po czynach ich poznacie. A SLD rządził dwa razy i zdążyłem tych ludzi poznać! Nie tylko ja, bo i całe społeczeństwo. Dlatego roztrwonili wysokie poparcie.

Jest jeszcze Wiosna, ale to cwaniaczki, które uciekły z tonącego okrętu, jakim był SLD, i założyły nową partię (coś jak PO powstała z Unii Wolności).

PiS rządzi dlatego, że rządzili pseudolewica i neoliberałowie mający gdzieś polskie społeczeństwo i jego problemy, więc proszę się nie dziwić, że społeczeństwo ma gdzieś problemy sądów i mediów, gdyż w końcu ktoś zwykłe ludzkie problemy zauważył (i ludzie mają chyba niestety gdzieś, że 500+ dostają także bogaci). Mam lewicowe poglądy i jest mi po prostu smutno, że nie mam na kogo głosować.

Piotr Robecki

Jakoś musimy to przetrwać

Autor tekstu „Jakoś musimy to przetrwać” (PRZEGLĄD nr 22) pisze, że górnicy stoją przed wyborem: albo zdrowie, albo praca. Z tym wyborem to bez przesady, bo wyjdzie, że górnicy tracą pracę i nie mają co jeść. Górnicy to oczko w głowie każdej władzy. Zawsze narzekają – podobnie jak co roku górale na brak turystów lub że pogoda nie taka. O przedsiębiorców, którzy są dojną krową, jakoś nikt się nie martwi, a te tarcze to takie dawanie, żeby nie dawać. Tak komplikuje się i utrudnia procedury, że wcześniej firmy padną, niż dostaną wsparcie. Testy zrobiono górnikom przed protestami w Warszawie, żeby nie przyjechali w ramach poparcia. Tak się stało, stwierdzono zachorowania, górnicy przeprosili i nie przyjechali ze wsparciem protestu przedsiębiorców. Przedsiębiorców policja może pałować i traktować gazem, z górnikami byłby problem i różne reperkusje. Bo górników trzeba szanować, a prywaciarzy nie. Mają płacić podatki i nie dyskutować, a jak się nie podoba lub plajtują, to znaczy, że się nie nadają do tego.

Zygmunt Białka

Niewiarygodne zapewnienia Dudy

Jednym z haseł w wystąpieniu prezydenta Dudy wygłoszonym w związku z wyborami było zapewnienie, że jego formacja polityczna nigdy nie odbierała i nie odbierze w przyszłości tego, co już dała. Takie konkretne postawienie sprawy zrobiło wrażenie, tylko że w moim wypadku zabrzmiało ono niewiarygodnie. Jestem emerytowanym funkcjonariuszem milicji i później policji z 40-letnim stażem. Przekształcałem rzeszowski oddział ZOMO w oddział prewencji i dowodziłem nim do 2006 r., gdy przeszedłem na emeryturę. Już po transformacji byłem wielokrotnie wyróżniany i nagradzany za dokonania służbowe. Po uchwaleniu tzw. ustawy dezubekizacyjnej zostałem niesłusznie pozbawiony przez ministra spraw wewnętrznych znacznej części emerytury. Nigdy w formacjach objętych tą ustawą nie służyłem, odwołałem się zatem i po dłuższym rozpatrywaniu wiceminister Jarosław Zieliński przywrócił mi pełnię praw emerytalnych. Nastąpiła zmiana na stanowisku ministra spraw wewnętrznych. W „Rzeczpospolitej” ukazała się nieprawdziwa publikacja, że jako dowódca rzeszowskiego oddziału ZOMO dowodziłem czymś w pacyfikacji kopalni Wujek. Reakcja ministra Kamińskiego była natychmiastowa, ze złośliwym komentarzem, że ten, kto strzelał do górników, nie może jeść szynki z masełkiem. Prawomocną już decyzję wiceministra Zielińskiego minister najpierw zamroził, a później odwołał. Wszystko na podstawie kłamliwej publikacji. Wyjaśniam, że podczas pacyfikacji w kopalni Wujek do nikogo nie strzelałem i nikim nie dowodziłem. Wystarczy poczytać raport komisji Rokity i kilka innych źródeł książkowych. W dodatku wówczas przebywałem na zwolnieniu lekarskim, gdyż uległem poważnej kontuzji dłoni. W jaki sposób mógłbym strzelać? Z tego wynika, że formacja pana Dudy wpierw dała, a później całkowicie bezzasadnie odebrała należne mi świadczenia emerytalne. Podjąłem stosowne kroki prawne wobec ministra Mariusza Kamińskiego i dziennika „Rzeczpospolita”.

Bronisław Buniowski

Wydanie: 2020, 23/2020

Kategorie: Od czytelników

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy