Łochów już skazał morderców

Łochów już skazał morderców

Po napadzie w Kredyt Banku mieszkańcy mówią jednym głosem: mordercy zepsuli nam opinię, przez nich tracimy pracę Rodziny chłopców nie chcą rozmawiać. Zamykają drzwi, zasłaniają okna. Sąsiadka na własnym podwórku mówi ściszonym głosem: – Jak się urodzili, znałam każdego, rodzice tego Marka – bardzo porządni. Grzesiek jak wyskoczył na świat, tak go tylko dziadkowie wychowali. Zawodówkę skończył, zarabiał sporo pieniędzy, babcię utrzymywał. Co ich pchnęło do zabójstwa – trudno powiedzieć. No, zabili czworo, muszą ponieść karę. Łochów to niewielkie miasto. W sobotnie popołudnie przypomina opuszczoną dzielnicę domków jednorodzinnych. Wiatr zamiata chodniki, nie widać ani jednego człowieka. Asfaltowa droga biegnie od zrujnowanej stacji kolejowej, omija bazarek, wcina się w zapuszczony park, by w końcu zawijasami okrążyć okoliczne pola i dotrzeć do pobliskiego lasu. Tu stoi rząd drewnianych zagród. Dachy domostw pochylają się nisko nad ziemią. To stary Łochów, gdzie na jednej uliczce mieszkali Grzesiek i Marek, a tylko paręset metrów dalej trzeci – Krzysiek. Znali się od „takiego”, bo tu każdy sąsiadem każdego i nie sposób inaczej. Wszędzie blisko, do sklepu i do kościoła. Do pobliskiego zagajnika też można wyskoczyć – wziąć z sobą pistolet i postrzelać do drzew. Nie do ludzi,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 11/2002, 2002

Kategorie: Kraj