Ostatnia barykada

Ostatnia barykada

W Szczecinie toczy się już bezpardonowa walka o schedę po Jurczyku

Marian Jurczyk, legenda „Solidarności”, znów stanął na barykadzie. Naprzeciw niego politycy i szczecińskie środowiska opiniotwórcze. Jest jeszcze 32.277 szczecinian, którzy podpisali się pod wnioskiem o referendum odwoławcze. Podpisy zebrane w 30 dni – o miesiąc szybciej, niż wymaga ustawa – gwarantują głosowanie. Nie gwarantują jednak odwołania prezydenta. Na to potrzeba 96 tys. głosów – 30% pełnoletnich mieszkańców miasta. Historia uczy, że to trudne zadanie. Komitet Referendalny Szczecinian złoży karty z podpisami w biurze Krajowej Komisji Wyborczej 31 marca. Potem rozpocznie kampanię zachęcającą do głosowania w referendum. Kampanię zapowiada też Marian Jurczyk. To podgrzeje gorącą atmosferę w Szczecinie. Tym bardziej że w mieście toczy się już bezpardonowa walka między politykami o schedę po Jurczyku.

Tu i teraz

Komitet Referendalny chce odwołać Jurczyka za „zrywanie umów z inwestorami, za co miasto zapłaciło ponad 10 mln zł odszkodowań; niespełnianie wyborczych obietnic; niewłaściwy styl rządzenia w magistracie; brak koncepcji rozwoju miasta i ośmieszanie Szczecina”. Niektóre z tych zarzutów formułowali politycy; inne powstały w skutek publikacji medialnych. Czarę goryczy przelało powołanie na wiceprezydenta miasta Mirosława Czesnego, biznesmena z Łodzi. Czesny jest byłym członkiem PZPR, był I sekretarzem partii w Sieradzu. Zdaniem łódzkich dziennikarzy, jako biznesmen „zepsuł wszystkie inwestycje, które prowadził”. Marian Jurczyk uważa go za świetnego fachowca.
– Znam przeszłość Czesnego. Nie ma znaczenia, kim był, o ile nie ma rąk po łokcie umazanych we krwi – mówi. – Mam jeszcze dwa i pół roku prezydentury. Będę oceniany nie za to, z kim pracuję, ale za to, co zrobiłem dla miasta. Dlatego dałem szansę Czesnemu i uważam, że się sprawdza.
Jurczyk rozliczany jest jednak tu, teraz i za to, z kim pracuje. Mirosław Czesny jest prawą ręką łódzkiego biznesmena Antoniego Ptaka, właściciela klubu piłkarskiego Pogoń. Ptak ubiega się o atrakcyjne tereny miejskie. Szczecińscy politycy obawiają się, że Czesny będzie w magistracie rzecznikiem jego interesów. Zarzucają Jurczykowi „tworzenie korupcjogennego układu”. Prezydent nie ukrywa swojej sympatii do Ptaka. – On uratował Pogoń – mówi. – Teraz klub potrzebuje płynności finansowej, więc Ptak musi coś wybudować w Szczecinie. Dostanie teren. Liczę, że stworzy tam wiele miejsc pracy dla mieszkańców miasta.
Obejmując urząd, Mirosław Czesny zapowiedział, że nie będzie się zajmował sprawami Ptaka. W magistracie odpowiada jednak za inwestycje miejskie i uczestniczy w rozmowach w sprawie interesów byłego szefa. – Może uczestniczyć, byle tylko nie złamał prawa – komentuje to Jurczyk.

Wszystko jest polityką

W kampanii prezydenckiej Jurczyk obiecywał odpolitycznienie magistratu. Gdy wybrał wiceprezydentów spoza układów politycznych, szczecinianie byli zachwyceni, media zaskoczone, a politycy wściekli. Jurczyk był prezydentem w latach 1998-2000, w lewicowym zarządzie miasta. Jak sam przyznaje, był „zakładnikiem SLD” i „robił, co mu kazano”. Wybrany w 2002 r. w bezpośrednich wyborach uznał, że nikogo nie potrzebuje. Zdaniem szczecińskich elit, to był błąd. – Marian Jurczyk nie wypracował sobie żadnego zaplecza politycznego w radzie miasta – mówi Grzegorz Napieralski, szef szczecińskiego SLD i wiceprzewodniczący partii. – Nie związał się z żadną opcją, która dawałaby mu siłę, oparcie, stabilność rządzenia i wpływała na jego decyzję. – Kiedy kandydowałem, obiecałem pracę na rzecz miasta – wyjaśnia prezydent. – To samo obiecali radni. Po co mi więc jakiś układ w radzie?
Odpowiedź przyniosło życie – inicjatorami akcji zbierania podpisów byli radni miejscy, głównie z klubu POPiS. Założyli komitet, wspierali go organizacyjnie i utożsamiają się z jego działaniami. Planowali również przegłosować zorganizowanie referendum na wniosek rady miasta. Wniosek został odrzucony na sesji 14 marca br., stosunkiem głosów 11 za do 19 przeciw. Przeciw byli głównie radni SLD. – Referendum powinno się odbyć w wyniku akcji obywatelskiej, nie z woli polityków – tłumaczy Grzegorz Napieralski. Politycy PO byli innego zdania. – Wstyd, panie i panowie z SLD! – mówił na sesji poseł Krzysztof Zaremba. – To był test, czy rzeczywiście chcecie uzdrowić to miasto, czy też zależy wam na rządzeniu miastem przez kliki. Inny radny PO orzekł, że „szczecińska elita jest skundlona”. Radni Sojuszu próbowali go zagłuszyć, tupali nogami i bili rękoma w blaty. Ten wybuch emocji to konsekwencja gry, którą przy okazji referendum od początku prowadziły ze sobą obie strony sceny politycznej. – Oni nie zebrali nawet tysiąca podpisów – wyrzucają lewicy działacze PO.
– Nie zostaliśmy zaproszeni do komitetu – odpowiada Napieralski. Na feralnej sesji radni POPiS zapowiedzieli, że opublikują listę tych, którzy głosowali przeciw wnioskowi o referendum. Na razie ujawnili inną listę – działaczy SLD, którzy pracują na etatach w magistracie lub w innych instytucjach państwowych. Twierdzą, że w ten sposób demaskują powody takiego głosowania radnych SLD. Radni Sojuszu sprawdzili już powiązania PO, ale wstrzymali publikację swojej listy. Zdaniem lewicy, te rozgrywki prowokują liderzy PO, walczący o to, który z nich będzie kandydował na prezydenta. Zdaniem PO, SLD ma cichy układ z Jurczykiem i torpeduje referendum. Układom zaprzeczają zarówno Napieralski, jak i Marian Jurczyk. – To kampania wyborcza. Oni walczą o władzę, nie o Szczecin – mówi prezydent. Jako przykład podaje wiszące na mieście plakaty wyborcze prof. Teresy Lubińskiej, liderki klubu radnych Od Nowa, przegranej w minionych wyborach prezydenckich. Swoje kandydatury zamierzają zgłosić też PO i SLD. Nie zdecydowali jeszcze, czy przed, czy po referendum. Składający podpisy szczecinianie często pytają, kto będzie rządził po Jurczyku. Wielu twierdzi, że nie ma w mieście żadnej dobrej alternatywy, inni, że każdy lepszy, byle nie Jurczyk. Obecny prezydent nie chce mówić o swoim ewentualnym następcy. – W ogóle o tym nie myślę – mówi. Pytam posła Zarembę, czy się nie obawia, że polityka wypaczy demokratyczną ideę referendum. – Wszystko, co dzieje się publicznie, jest polityką – odpowiada.

Lustracja legendy

Marian Jurczyk trzyma się na uboczu. Mieszka w rozbudowanej altance wśród ogródków działkowych. Dom ma 72 m kw., a regulamin działek nie zezwala na budowanie tak wielkich obiektów. Sprawę bada prokuratura; ekipa „Przeglądu” zbadała dom od środka. Byliśmy pierwszymi przedstawicielami mediów, którzy przekroczyli próg prezydenckiej altanki. Dom z zewnątrz wygląda okazale, w środku nie wydaje się jednak pałacem. Dwa pomieszczenia na dole, dwa na górze, połączone przedpokojem z wąskimi schodami. Marian Jurczyk prezentuje dom z gospodarską dumą. W jego pokoju skromnie i pusto. Łóżko, stolik, szafa. Nawet nie ma telewizora. Ma za to deskę do prasowania – wniosek: koszule prasuje sam. Rozmawiał z nami w krawacie, urzędowo, ale potem zdjął marynarkę i poluźnił węzeł. Szczecińskie media piszą, że dumnie się nosi, bo władza uderzyła mu do głowy. – Mam ambicje, ale myślę, że zdrowe – konstatuje. Historia jego życia to materiał na książkę. Dźwigowy w Stoczni Szczecińskiej, w latach 70. i 80. brał udział w strajkach. W sierpniu 1980 r., stojąc na czele Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego, podpisał z przedstawicielami rządu tzw. porozumienie szczecińskie. Internowany w stanie wojennym, przesiedział trzy lata. W 1997 r. został wybrany na senatora RP. W 1998 r. objął stanowisko prezydenta Szczecina w zarządzie SLD. Wielu uznało go wówczas za zdrajcę „Solidarności”. Potem sąd lustracyjny uznał go za informatora tajnych służb PRL, więc w styczniu 2000 r. zakończył prezydenturę i odebrano mu mandat senatorski. Oczyszczony z zarzutów na krótko przed wyborami samorządowymi w 2002 r., wystartował i wygrał. Dziś czeka go referendum, ale mało się nim interesuje. – Referendum dla mnie skończy się pozytywnie – mówi krótko i przechodzi do innych spraw. Pytam, po co w ogóle poszedł w politykę. Nie lepiej było spokojnie cieszyć się sławą legendy? – Prawo moralne było po mojej stronie – odpowiada. – To ja byłem gnębiony za obalanie komuny, siedziałem w więzieniu. Warto było. Jurczyk ze swadą i ogniem w oczach opowiada o tym, co przeżył, co widział. Wyrzuca polskiemu rządowi, że są sługusami Brukseli i wyprzedali Polskę. Liczy na sojusz narodowców: Samoobrony, Ligi Polskich Rodzin i PSL. – Oczyścimy ten kraj – obiecuje. Pytam prezydenta, czy ma kompetencje, by rządzić Szczecinem. – Mądrość prezydenta polega na tym, żeby miał wizję i dobrał sobie dobrych, uczciwych ludzi – odpowiada. – A najważniejsze jest, by mieć czyste sumienie. Móc spokojnie spać, że żadnej łapówki się nie wzięło.

Dobry na barykady

Marian Jurczyk boi się niesławy. Lokalne media zarzucają mu, że nie ma honoru, bo nie chce ustąpić. – Chcę odejść z honorem, ale nie teraz. Mam jeszcze wiele do zrobienia – mówi.
– Nawoływania do mojego odejścia, politycy, artykuły, nawet ubliżanie nie deprymuje mnie. Tylko przykro mi – wyznaje. Prezydent Jurczyk ma wiele żalu do dziennikarzy i polityków za brak taktu, szacunku dla legendy i obiektywności. – Doszło do tego, że mój list do mieszkańców muszę publikować jako płatne ogłoszenia w codziennej prasie – mówi. Zamieścił je 5 marca w trzech lokalnych tytułach. Kosztowały 8193,52 zł. Pierwotnie miał zapłacić urząd miasta, potem Jurczyk zdecydował, że zapłaci z własnej kieszeni. Podczas referendum zapowiada skromną kampanię informacyjną. – Myślę o otwartych spotkaniach z mieszkańcami. Powiem, ile zrobiłem, co zamierzam zrobić.
Mieszkańcy przeczytali o tym już w ogłoszeniu, a jednak złożyli odpowiednią liczbę podpisów o referendum. – Nie wszyscy są przeciwko mnie, a ludzi jest więcej niż polityków – kwituje to prezydent. W Komitecie Referendalnym są byli stoczniowcy, którzy strajkowali z Jurczykiem. – Marian był dobry na barykady – mówi jeden z nich. Prezydent Jurczyk stanął właśnie na swojej ostatniej barykadzie. – Mam 69 lat, kawałek działki, nie najgorszą rentę. Nie muszę być prezydentem, ale chcę jeszcze coś zrobić dla miasta – mówi. Jeśli przegra referendum, nie wróci już do polityki. Jeśli wygra, zostanie mu dwa i pół roku prezydentury. Już wkrótce obronią go lub zniszczą ci, którzy go wybrali.

 

 

Wydanie: 14/2004, 2004

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy