Wyróżniona Nagrodą Nobla teoria kwarkowa wyjaśnia powstanie wszechświata Prof. dr Frank Wilczek z Instytutu Technologicznego Massachusetts w Bostonie, laureat Nagrody Nobla w dziedzinie fizyki – Panie profesorze, jest pan znany z szampańskiego poczucia humoru. Zapytam więc, kim jest dla pana Godzilla? – Widzę, że rozmawiał pan już z moją żoną Betsy… Godzilla to ulubiony pomocnik. Mechaniczna zabawka zasilana bateriami przedstawiająca znanego japońskiego potwora życzliwego ludziom. Mój potwór porusza się, wydaje dźwięki i ma świecące oczy. Bardzo go lubię i mam nadzieję – z wzajemnością. – Podobno bardzo lubi pan mechaniczne zabawki. – Lubię i dobrze się czuję w ich towarzystwie. Mam nadzieję, że to widać na zdjęciu… – Czy to nie dziwne jak na laureata Nagrody Nobla? – Nie w dziedzinie fizyki. Fizycy to ludzie wolni, szczerzy i otwarci, trudno ich uwięzić w barierach konwenansów. Poczynając od mojej rodaczki, Marii Curie-Skłodowskiej, po czasy obecne… – Skoro mówi pan „rodaczki”, pytanie o pana polską krew zdaje się nie mieć sensu. – Wilczek to przecież nie jest nazwisko anglosaskie czy hiszpańskie. Nosił je mój dziadek Jan. Był żołnierzem generała Hallera i walczył o wyzwolenie Polski podczas I wojny światowej. Pochodził z Galicji i był kowalem. Do Ameryki wyjechał chyba w 1920 r. i osiadł w północnym New Jersey. Tu poznał Franciszkę Żyburę pochodzącą z Babic koło Warszawy, która przyjechała w 1921 r. W 1925 r. w Newark wzięli ślub w polskiej parafii i przenieśli się na podnowojorską Long Island. Rok później przyszedł na świat mój ojciec Franciszek, czyli Frank, a po nim Władysław (Walter). Żoną ojca została włoska dziewczyna, Maria Cona. Jej ojciec był emigrantem z Neapolu, a matka Włoszką urodzoną w Nowym Jorku. Rodzice pobrali się w 1947 r., ja zaś urodziłem się jako ich pierworodny w 1951 r. w Mineoli na Long Island. Pięć lat później urodził się mój brat. Ja dostałem imię po babci, a on po stryju Walterze. Babcia Franciszka była strażniczką polskości. Na ile mogła, starała się to przekazać wnukom, głównie w formie polskich piosenek. Niektóre umiałem nawet grać na akordeonie. Ze strony mamy mieliśmy wpływy włoskie. Tak więc jestem produktem mieszanym, silnie zakorzenionym w kulturze i tradycji europejskiej. Jestem z tego dumny. Rodzice mieszkają do dziś na Long Island, w Port Washington. Ojciec jest inżynierem elektronikiem i cała jego kariera zawodowa była związana z firmami o takim charakterze. Mama zajmowała się domem. Dziś oboje mają po 78 lat i są emerytami. – Wychowywał się pan w nowojorskiej dzielnicy Queens i z dumą podkreśla, że chodził do szkół publicznych. – Tak. Jestem chłopakiem z Queens. Chodziłem do podstawówki Public School 186 na Floral Parku, a potem do Junior High School 172. Maturę zrobiłem zaś w Martin Van Buren High School w Queens Village. Nigdy nie zapominam, gdzie się uczyłem, i podkreślam to, ilekroć mogę. Utrzymuję kontakty z kolegami. W miniony weekend z kolegami z tej ostatniej szkoły mieliśmy bardzo wesołe i bardzo długie party. Wielu porobiło interesujące kariery zawodowe w medycynie, prawie albo biznesie. Było co wspominać. Wszystkich ucieszyła moja Nagroda Nobla. Po powrocie ze Sztokholmu mam im opowiedzieć, „jak było”. – Z Queens poszedł pan na studia… – …na Uniwersytet Chicago. Stamtąd w 1970 r. trafiłem na studia doktoranckie z fizyki na Uniwersytecie Princeton. Tam poznałem starszego ode mnie o 10 lat Davida Grossa. Byłem jego pierwszym studentem podyplomowym. Nasze drogi naukowe są właściwie nierozdzielne. Dziś David pracuje na Uniwersytecie Kalifornijskim w Santa Barbara. Wspólnie opracowaliśmy założenia chromodynamiki kwantowej (QCD). W 1973 r. obroniłem doktorat z tej problematyki i praktycznie już niczym innym poza kwarkami się nie zajmowałem. – W waszej trójce, która sięgnęła po tegoroczną Nagrodę Nobla, jest też David Politzer… – Podobnie jak ja jest nowojorczykiem, tyle że z Bronksu, i jest dwa lata starszy. Studia ukończył na Uniwersytecie Michigan, a doktoryzował się na Harvardzie. Pracował nad analogicznymi problemami, dochodząc do analogicznych konstatacji. Skontaktował nas ze sobą Sidney Coleman i odtąd byliśmy jako tercet uważani za ojców QCD. Teraz jest związany z Kalifornijskim Instytutem Technologicznym w Pasadenie. – Pan z kolei jest związany ze słynnym
Tagi:
Waldemar Piasecki









