Ludzie potrzebują inności

Ludzie potrzebują inności

Rozmowa z prof. Rochem Sulimą Na prowincji dogorywa coś, co można nazwać etosem chłopskim, etosem szlacheckim – Uff… panie profesorze, latem spotkać pana w Warszawie to cud. – Rozmawia pan z człowiekiem, który deklaruje, że jest prowincjuszem z urodzenia i z zamiłowania. Latem, a może nawet już przez większość roku, mieszkam na wsi, położonej – w prostej linii – kilkanaście kilometrów od Sycyny Jana Kochanowskiego. Blisko stąd i do Gardzienic Jacka Malczewskiego, i malinowych chruśniaków Leśmiana w Iłży. Zawsze też podkreślam, że na moim końcu wsi mieszka trzech profesorów zwyczajnych. Jeden z nich opublikował w tym roku „Kronikę” naszej wsi. To są moje rodzinne strony. Przyjeżdżam z tej wsi do Warszawy po to, żeby kupić znakomity „chleb chłopski”. Kupuję go w Almie, wypieka go piekarnia Grzybki na Grochowie, już od kilkudziesięciu lat. – A u pana na wsi już takiego nie pieką? – Była dobra piekarnia w Wielgiem, ale już nie rozwożą z niej chleba po wsiach. Jak pan widzi, to się wszystko przemieszało, stało się płynne. Zniknął obowiązek wobec pola – Podział centrum-prowincja w wielkim stopniu zanegowała technologia. Można mieszkać na wsi i mając dostęp do internetu, być w centrum wydarzeń. A można mieszkać w mieście, w blokowisku, i być zacofanym i prymitywnym. – Ja nawet kiedyś napisałem

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2009, 34/2009

Kategorie: Wywiady