Przez piach dla PAH

Przez piach dla PAH

250 km biegu przez Saharę, by wspomóc budowę studni To będzie walka z upałem (60 st. w dzień) i zimnem (2-3 st. w nocy). Walka ze skorpionami. Ale przede wszystkim z samą sobą. Natalia, która mieszka w Londynie, przemierzy południowe Maroko w Maratonie Piasków, jednym z najtrudniejszych na Ziemi. Kół ratunkowych jest niewiele – samemu trzeba o siebie zadbać. A wszystko w szczytnym celu: wspomóc Polską Akcję Humanitarną, która buduje w Afryce studnie ratujące życie. W tym roku nie będzie mazurka na Wielkanoc? – Będę jeść mięso pozbawione wody. Najważniejsze, by mój plecak ważył jak najmniej, dlatego podstawą diety będzie sucha żywność. Będę ją zalewać otrzymaną od organizatorów wodą, bardzo rygorystycznie racjonowaną. A na deser czekolada w pudrze. Też zalana wodą – zimną. Menu pomogli mi ułożyć specjaliści z polskiej armii. Jaki jest plan wyjazdu? – W piątek 3 kwietnia samoloty przetransportują ze 178 krajów uczestników maratonu do miejscowości Ouarzazate. To wrota Sahary, ostatnia ludzka osada. Zaraz za jej murami zaczyna się szlak wielbłądzi i wisi tabliczka: „Najbliższa ludzka osada: Timbuktu, Mali. 52 dni na wielbłądzie”. 1,4 tys. uczestników zostanie przetransportowanych do pierwszego obozu. Ta podróż potrwa sześć godzin, więc od razu znajdziemy się daleko wśród piasków Sahary. Wtedy po raz pierwszy otrzymam mapkę pokazującą trasę biegu. Dopiero wtedy? – Trasa zmienia się co roku, bo wydmy nieustannie się przemieszczają. Poza tym niedaleko znajduje się granica z Algierią. Ze względu na zagrożenie terrorystyczne informacje są trzymane w tajemnicy praktycznie do samego końca. Możemy się spodziewać trasy o długości ok. 250 km. Sądząc po dotychczasowych edycjach, czeka nas pięć etapów liczących 30-50 km. Do tego jeden dłuższy, o długości ok. 90 km. Nie tylko przez piasek. Bo przyroda pustyni jest bardzo zróżnicowana. Możemy się spodziewać skalnych podbiegów, wysuszonych jezior i rzek czy opuszczonych oaz lub osad ludzkich dziś pożartych już przez pustynię. To będą miejsca, w których żaden turysta raczej by się nie znalazł. A na plecach cały czas będziesz miała plecak. Co będzie w środku? – Kluczowa jest tu samowystarczalność. Każdy uczestnik musi sam sobie dawać radę: sam się wykarmić, sam zatroszczyć się o zranione stopy, sam wypompować z rany jad skorpiona, jeżeli zostanie ugryziony. Będziemy nieść własne jedzenie. Minimum 14 tys. kilokalorii na tydzień. Trzeba to dobrze rozplanować, bo jeżeli się przeje wszystko na początku, należy się liczyć z dyskwalifikacją. Spodziewam się, że połowa wagi plecaka to będzie pożywienie. Cały czas toczymy walkę, żeby to wszystko było jak najlżejsze. Przepiłowujemy np. szczoteczkę do zębów na pół, żeby była jeszcze lżejsza. Dochodzi też śpiwór i ciepłe ubranie na noc. Bo nocą temperatura spada do 2-3 st. W otwartym namiocie, szczególnie po dniu, kiedy temperatury sięgają 60 st., bez śpiwora ani rusz. Mam apteczkę, pompkę do jadu skorpiona i flarę alarmową. Strategia wielu uczestników polega na tym, by zabrać jedną rzecz, która da im poczucie komfortu i bezpieczeństwa, coś, co przypomni o minimum człowieczeństwa. Jedni biorą butelkę perfum (bo przecież nie myjemy się przez tydzień), drudzy książkę. A ty co zabierzesz? – Tusz do rzęs i czerwoną szminkę. W 60 st. C to ścieknie po paru minutach! – Trzeba się starać. Prawdziwa dama nigdy się nie poddaje. Jak będzie wyglądać taki marsz? – Każdy etap zaczyna się bladym świtem, w obozie. Poprzedniego dnia, zaraz po rozpoczęciu biegu, Berberowie zwijają obóz, pakują wszystko na wielbłądy i rozstawiają na mecie kolejnego etapu. Ustawiają go zawsze w identycznym planie, więc gdy po całym dniu wbiegasz do obozu, wiesz dokładnie, gdzie się kierować. To taki tymczasowy dom. Na śniadanie jem owsiankę, a potem wyruszam. Po paru godzinach odczuwam głód, więc wcinam jakieś rodzynki, orzeszki, suszone owoce czy mięso. Organizm musi mieć paliwo. Największym problemem nie jest jednak głód, ale odwodnienie. Co pięć minut mój zegarek będzie dzwonił, przypominając, bym upiła łyczek wody. Bo gdy człowiek idzie przez pustynię, łatwo stracić rachubę czasu. Sprawą życia i śmierci są też otrzymane od organizatorów tabletki czystej soli. Po co? – W takich ekstremalnych warunkach organizm

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 14/2015, 2015

Kategorie: Wywiady