Z 21 pokazanych na festiwalu filmów fabularnych próbę czasu przetrwają może dwa Nadzieje związane z 28. Festiwalem Polskich Filmów Fabularnych były bardzo duże. Jeśli nawet sarkano na finansową mizerię, pocieszające miało być to, że polskie filmy „choć biedne, to przynajmniej dobre”. I te optymistyczne recenzje na wyrost, i nadzieje okazały się płonne. Na tegorocznym festiwalu pokazano 21 filmów w konkursie głównym, w tym pięć debiutów. W pamięci pozostanie cztery, pięć filmów, a próbę czasu przetrwają może dwa, w tym na pewno „Pornografia” Jana Jakuba Kolskiego. Ale na festiwalowe projekcje nie można było się dostać, nie pomagała nawet akredytacja, a miejsce na schodach należało do luksusowych. Zdeterminowani widzowie oglądali filmy na stojąco, przewieszeni przez wszystkie możliwe barierki albo leżąc niemal tuż pod ekranem. Tyle że widownia Teatru Muzycznego, gdzie od lat znajduje się festiwalowe centrum, mieści około 700 osób. Kina są bardziej pojemne. Czy uda się ściągnąć widza na polskie filmy? Tęsknota za współczesnością Jerzy Hoffman, który w tym roku pokazał „Starą baśń. Kiedy słońce było bogiem”, bardzo głośno i obcesowo przekonywał na konferencji prasowej, że polski widz kocha jego filmy: – Zrobiłem ten film dla siebie! – krzyczał. – Ale utożsamiam się z widzem i on przychodzi na moje filmy. Pohukiwał też głośno na polityków, którzy „nie rozumieją, że kultura jest jedna”, i na recenzentów, którzy „są niedouczeni” i nie potrafią rzetelnie pisać o jego filmie. Dramatycznie opowiadał, że od córki musiał pożyczyć 500 tys. dol. na zabezpieczenie kredytu bankowego zaciągniętego na „Starą baśń”. Przekonywał, że to film zrobiony z pasją i za prywatne pieniądze – przede wszystkim zarobione na „Ogniem i mieczem”. Kogo jednak oprócz filmowców i recenzentów może to wszystko obchodzić? Widza interesuje wyłącznie film, a ten najwyraźniej jest zmęczony historycznymi opowieściami z zamierzchłych dziejów. „Starą baśń” oklaskiwano na festiwalu przez… pół minuty, dużo krócej niż filmy współczesne i kino debiutantów (około dwóch minut). Udało się jednak Jerzemu Hoffmanowi stworzyć ciekawą epicką opowieść, jest też w tym filmie kilka dobrych ról – Jerzego Treli, Anny Dymnej, Bohdana Stupki, Małgorzaty Foremniak oraz Ewy Wiśniewskiej. Są i gwiazdy – Michał Żebrowski, Daniel Olbrychski i piękna Marina Aleksandrowa. Dwie sceny zapadają szczególnie w pamięć – pełna nieokiełznanego erotyzmu noc kupały i gusła, jakie nad Milą (w tej roli urocza Katarzyna Bujakiewicz) odprawia jako wiedźma Ewa Wiśniewska. „Starą baśń” ogląda się szybko i dobrze – jak komiks. I… równie szybko się zapomina. Mimo to film ma szansę na dużą widownię, choć na pewno nie tak liczną jak „Ogniem i mieczem”. Po pierwsze powieść Kraszewskiego to nie jest lektura obowiązkowa w szkołach, a po drugie już teraz niektórzy nauczyciele zdecydowanie odmawiają zaprowadzenia uczniów na film, gdzie głowy spadają bez umiaru, a krwawy trup ściele się gęsto. Jeszcze na półmetku festiwalu najgoręcej oklaskiwanym filmem była „Pogoda na jutro” Jerzego Stuhra, przypowieść o współczesności opowiedziana z dystansem i poczuciem humoru, bez moralizatorstwa. Ojca powracającego z 17-letniego pobytu u braci zakonnych i jego dorosłego już syna zagrali Jerzy i Maciej Stuhrowie, po raz pierwszy razem na ekranie. Świetną drugoplanową rolę cynicznego polityka zagrał Andrzej Chyra. Owacje na stojąco dla filmu Stuhra także były na tegorocznym festiwalu świadectwem, jak bardzo polski widz tęskni za współczesnością w kinie. Dlaczego, k… nie chcecie pytać? Paradoksalnie na sporą widownię ma szansę „Nienasycenie” w reżyserii Wiktora Grodeckiego. Wiele jednak zależy od recenzentów. Jeśli się skupią na opisywaniu scen, gdzie Monika Marczuk-Pazura i Cezary Pazura w niewybrednych rolach zjadają ekskrementy z nocnika, a później się całują, kto nie będzie chciał tego zobaczyć? Podobnych scen i jeszcze bardziej pieprznych jest w tym filmie bez liku – biegną bez ładu i składu nieskażone jakąkolwiek głębszą myślą. Lepiej jednak je zmilczeć, bo wystarczającą reklamę – trzeba przyznać bardzo profesjonalnie – robi i filmowi, i Cezaremu Pazurze jego żona jako producentka filmu. Poinformowała, że na rynku wydawniczym ukaże się niebawem wznowienie powieści Witkacego z fotosami z filmu. Wiktor Grodecki tłumaczył, że wybrał powieść Witkacego, bo właśnie w jego
Tagi:
Beata Czechowska-Derkacz









