Pisarz nie musi się wypowiadać na każdy temat tylko dlatego, że jest pisarzem Gaja Grzegorzewska– autorka kryminałów, ostatnio ukazała się jej książką „Betonowy pałac”. Mieszka w Krakowie. Nie spóźniła się pani na wywiad. To takie niekrakowskie… – W Krakowie mamy na wszystko czas i nigdzie nam się nie śpieszy. Sama zwykle się spóźniam, to podobno moja najgorsza cecha, którą często wytykają mi znajomi. Krakowskie spóźnianie się to oczywiście stereotyp, ale jest w nim trochę prawdy. Jest tutaj mnóstwo freelancerów. Na co dzień w godzinach pracy widać wiele osób siedzących w kawiarniach, stąd to wrażenie, że nikt tu nie pracuje, zamiast tego miło spędza czas. A jednak pracujemy, tylko godziny pracy często mamy nietypowe. Mnie to odpowiada. Jaki jest pani stosunek do stereotypów o Krakowie? – Raczej mnie śmieszą. Akurat te o Krakowie nie są specjalnie krzywdzące. Skoro nie krzywdzą, to są w porządku. Poza tym często cechy, które większość ludzi uznałaby za przywary, dla krakowian są zaletami. Która dzielnica jest pani najbliższa? – Od roku mieszkam tutaj, przy Krupniczej, dwa kroki od miejsca, w którym siedzimy teraz (rozmawiamy w ogródku kawiarni przy ulicy Krupniczej, widać z niego popularny Dom Literatów. W kamienicy przy Krupniczej 22 w latach 1945-1995 mieszkali m.in.: Konstanty Ildefons Gałczyński, Stefan Kisielewski, Sławomir Mrożek, Jerzy Andrzejewski, Stanisław Dygat, Leon Kruczkowski, Kazimierz Brandys i Wisława Szymborska – przyp. autor). Najmocniej jednak identyfikuję się z Dębnikami. Moim zdaniem, to najładniejsza dzielnica Krakowa, trochę takie miasteczko w środku miasta. Znajduje się w zakolu Wisły, ma ryneczek, piękne przedwojenne kamienice i dworki. Takie samowystarczalne miejsce, do tego urocze. Dębniki są w idealnej odległości od Rynku, Kazimierza i Zakrzówka. I tam przecinają się moje najważniejsze trasy. Zlokalizowanie Rynku i Kazimierza nie powinno być trudne nawet dla osób, które słabo znają Kraków, ale Zakrzówek może być im obcy… – Zakrzówek to kąpielisko powstałe w zalanym kamieniołomie. W najgłębszym miejscu woda ma 39 m. To zbiornik wodny pierwszej klasy czystości, woda oczyszcza się o wapienne skały. Naprawdę przyjemnie się tam pływa. Nie to co Bagry czy inne miejsca w Krakowie, które są po prostu brudne, zatłoczone i głośne. Od lat chodzę na Zakrzówek: pływam, czytam książki i wypoczywam. Ze znajomymi jeździmy tam też popływać w nocy. W książce, którą kończę pisać, po raz pierwszy pojawia się Zakrzówek. Uznałam, że najwyższa pora. Ulubione knajpy znajduje pani w archipelagu Rynku i Kazimierza? – Tak, chociaż teraz jest już ich mniej. Wiele lokali zamknęli. W Krakowie co chwilę zamykają knajpy – mieszkańcom nie podoba się hałas – a na ich miejscu nie powstaje nic nowego. Trudno znaleźć miejsce, gdzie można się bawić. Tak naprawdę chodzimy cały czas tymi samymi ścieżkami – od Bomby na placu Szczepańskim do Psa na Kazimierzu. Po drodze jeszcze czasem zahaczymy o Śledzia, jeśli zgłodniejemy, albo o Świętą Krowę, która jest idealna do potańczenia w weekend. Na Kazimierzu lubię oczywiście Psa, Alchemię, Mleczarnię, Singera. I to chyba wszystko. No i jeszcze bywam nad Wisłą w Forum Przestrzenie. A co z kiedyś odwiedzanymi przez krakowskich literatów Dymem, Vis-a-vis, Pierwszym lokalem na Stolarskiej? – Prawda, w Dymie byłam dzisiaj. Zgubił się, niestety, sens nazwy tego lokalu, odkąd nie można tam palić. W Dymie fajnie się siedzi, spotykamy się tam z kolegami w niedzielę, aby omówić wydarzenia kończącego się weekendu. Zaułek Niewiernego Tomasza jest bardzo przyjemny. Miejsca, które pani wymieniła, są poza listą krakowskich hitów turystycznych. Tych pani unika? – Nawet nie wiem, które to mogłyby być. Wierzynek… – Nie wyobrażam sobie, że mogłabym się dobrze bawić w Wierzynku. Byłam tam chyba dwa razy w życiu. Krakusi przecież nie chodzą ulicą Floriańską czy Szewską. Drażnią ich turyści. – Szewską nie chodzi się, żeby nie dostać po ryju. Chyba maczetą. A nie! Maczetą to na Grodzkiej. – Maczetą w Krakowie można dostać wszędzie. Kraków od lat jest w czołówce najniebezpieczniejszych miast w Polsce, plasuje się na czwartym, piątym miejscu. Powodują to w dużej mierze starcia kibiców. Tyle że jeszcze parę lat temu w walkach używano noży i bejsboli. A teraz
Tagi:
Łukasz Grzesiczak









