Miliarder z Cezarei

Miliarder z Cezarei

Korespondencja z Izraela Izraelskie partie z prawa i lewa stoją w kolejce do Arkadija Gajdamaka, pragnąc zwerbować do swoich szeregów posiadacza pięciu paszportów Żaden nowy emigrant pojawiający się w Izraelu nie zdołał zaintrygować tubylców tak jak tajemniczy miliarder Arkadij Gajdamak, który ścigany przez francuską prokuraturę przybył własnym samolotem odrzutowym z Angoli i osiadł w Cezarei. Posługując się przebiegle wielomilionowym ofiarodawstwem na cele społeczne i prowadząc wyrachowaną manipulację w mediach, zdołał Arkadij Gajdamak osiągnąć status czołowej postaci państwa żydowskiego i zatrzeć prozaiczny fakt, że jest osobnikiem figurującym na listach Interpolu i nie może postawić stopy w większości krajów europejskich. Posiadany kapitał, zgromadzony przez Gajdamaka dzięki nie do końca jasnej działalności biznesowej, prowadzonej na linii Moskwa-Kazachstan-Paryż-Angola, mógłby zapewnić miliarderowi z Cezarei czołowe miejsce wśród 18 najzamożniejszych izraelskich rodzin, uważanych za właścicieli państwa żydowskiego. Ale bogate miejscowe rodziny, zawiadujące tutejszym przemysłem, bankowością, handlem i mediami, odżegnały się demonstracyjnie od Gajdamaka, instynktownie bądź na mocy niepisanej umowy, wobec czego tajemniczy żydowski miliarder, odznaczony francuską Legią Honorową, posiadacz pięciu paszportów: rosyjskiego, izraelskiego, francuskiego, kanadyjskiego i angolskiego, przebywa rozgoryczony w swojej ogromnej posiadłości w Cezarei. Gdyby nakręcono o Gajdamaku film fabularny, wyszłoby coś w rodzaju „Obywatela Kane’a”, jeśliby reżyser dorównywał talentem Orsonowi Wellesowi. Bardzo zawiedli się na Gajdamaku Izraelczycy, którym ciekawość zastępuje stan posiadania i którzy z natury interesują się zamożnymi bliźnimi. Mało pomaga im obsesyjne śledzenie rubryk plotkarskich, które do wiedzy o Gajdamaku wiele nie dorzucają. Spełzły także na niczym usilne próby izraelskich publicystów pragnących przeprowadzić wywiad z Gajdamakiem. Wprawdzie tajemniczy miliarder z Cezarei chętnie spotyka się z dziennikarzami, ale jego wypowiedzi, udzielane w języku angielskim, ograniczają się do bezpardonowej krytyki izraelskiego rządu, wścibskich władz skarbowych żydowskiego państwa i depczącej mu po piętach policji. W rezultacie Izraelczycy wiedzą o Gajdamaku mniej niż mało. Przeczytali gdzieś, że miliarder jest żonaty i ma troje dzieci, ale nikt nie widział żony ani dzieci Gajdamaka. Nie wiadomo nawet, czy mieszkają w Izraelu, czy też przebywają we Francji, w Rosji czy w Angoli, gdzie zaprzyjaźniony z władcami kraju Gajdamak trzyma rozległe posiadłości. Ale najbardziej dokucza Izraelczykom, że nie mogą się dowiedzieć z hebrajskiej edycji „Forbesa”, ile Gajdamak ma uciułanych pieniędzy i jak nimi kręci. Wiedzą jedynie to, co Gajdamak chce, żeby o nim wiedzieli, i nic ponadto. Wśród krążących pogłosek i nie do końca sprawdzonych informacji o światowych biznesach miliardera znajdują się i te o jego rzekomo gigantycznych inwestycjach ziemskiech we Francji, kopalni złota i fabryce metalurgicznej w Kazachstanie i zbudowanym tamże przez Gajdamaka olbrzymim, ponoć największym w świecie przedsiębiorstwie nawozów sztucznych Kazpozfast, należącym w całości do żydowskiego miliardera. W Rosji Gajdamak posiada wielonakładową gazetę, działa w handlu żywnością i w eksporcie rosyjskiej broni, w Angoli trzyma przedsiębiorstwa hodowli i połowu ryb oraz kontroluje wydobycie ropy naftowej. Nie wiadomo, ile jest prawdy w pogłosce krążącej po Izraelu, jakoby Gajdamak zdobył silną pozycję w Angoli, zaopatrując siły rządowe w broń produkcji rosyjskiej, rakiety przeciwpancerne, czołgi i helikoptery. Zastanawia Izraelczyków, dlaczego prezydent Putin nie sprzeciwia się zbijaniu fortuny przez Gajdamaka i nie zwalcza go jak innych żydowskich oligarchów gromadzących w Rosji astronomiczne majątki. Może sympatia prezydenta Putina do miliardera z Cezarei wywodzi się z okresu wspólnej służby w KGB? – próbują domyślić się izraelscy publicyści. Od Gajdamaka nic na ten temat nie można usłyszeć, ponieważ dyskretny miliarder hołduje dewizie postępowania, przyświecającej niegdyś carskiej rodzinie Romanowów: „Pospólstwo powinno wiedzieć tylko to, co widzi, i ma być trzymane na dystans. Informacje dochodzące do gminu z wysokiej półki mają być dozowane w miarę doraźnej potrzeby”. Po rosyjsku brzmi to znacznie dosadniej. Marokańscy Żydzi handlujący na targu warzywnym Machne Jehuda w Jerozolimie i przepytani na temat Gajdamaka przez wysłannika „Przeglądu” wynosili pod niebiosa miliardera z Cezarei za jego bawienie się kupowaniem i utrzymywaniem izraelskich zespołów sportowych, a przede wszystkim za szczodre wspieranie jerozolimskiej drużyny piłkarskiej Bejtar, której sprzedawcy warzyw zacięcie kibicują. Podoba się także na rynku Machne Jehuda, uważanym za barometr Jerozolimy i zaplecze prawicowego Likudu, że Gajdamak z premedytacją denerwuje miejscowych krezusów

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 01/2007, 2007

Kategorie: Świat
Tagi: Edward Etler