Od czasów starożytnych kultura ma związek z polityką Gdy ponad sto lat temu kniaź Gorczakow obserwował ze swego zamkowego okna ekscentryczną demonstrację warszawskiej cyganerii, wypowiedział słynne słowa: „Biedna ta polska kultura, skoro takich ma przedstawicieli”. Dzisiaj chciałoby się sparafrazować te słowa: Biedna ta polska kultura, skoro takich ma ministrów; biedna, skoro tak ją lekceważą kolejne rządy. Przegrana dekada Zapaść, pustynia, komercyjna degrengolada, zwycięstwo kultury masowej, dominacja kiczu i intelektualnego chłamu – tak przedstawiciele środowisk twórczych z różnych opcji politycznych podsumowują życie kulturalne w ostatnim dziesięcioleciu. Sondaż, jaki przeprowadziliśmy przed Kongresem Kultury Polskiej („Przegląd” nr 49/2000), wykazał, że niemal wszyscy oceniają bilans minionej dekady jako ujemny dla kultury. I chociaż, jak aktorzy ogłosili w telewizji, w końcu jesteśmy we własnym domu, dom ten jest w stanie opłakanym. Większość wydawców, pisarzy, reżyserów, aktorów, muzyków, plastyków i działaczy kulturalnych, z którymi rozmawiam, niezależnie od wyznawanych poglądów politycznych i wieku, z nostalgią wspomina czasy prężnego mecenatu państwa w latach PRL. Moi rozmówcy podkreślają, że choć system PRL pod wieloma względami był okropny, jednak kultura miała wysoką rangę i nie żałowano na nią pieniędzy. Państwo łożyło na biblioteki, domy kultury, teatry, muzea, dotowało książki, płyty, bilety na imprezy artystyczne. Dbało o szeroko pojętą edukację społeczeństwa i powszechny, a więc tani dostęp do dóbr kultury, w czym pomagały także telewizja publiczna i rozmaite, wyśmiewane wówczas „akcje socjalne” w zakładach pracy i szkołach, takie jak wyjazdy do teatrów czy muzeów. Dla mieszkańców małych miasteczek i wsi były one często jedynym kontaktem z żywą, wartościową kulturą. Na przetrzymanie Obecny stan zapaści kulturalnej w dużej mierze wynika z tego, że w minionej dekadzie kultura została pozostawiona sama sobie, wydana na łup wolnego rynku, na którym obowiązują kryteria kupieckie, a nie artystyczne. Kolejne ekipy rządzące nie wypracowały długofalowej polityki kulturalnej, skupiały się jedynie na doraźnych działaniach, zaś samo pojęcie „polityki kulturalnej” stało się niemalże pojęciem „przeklętym”. Dotyczy to również rządu koalicji SLD-PSL, która przez cztery lata niewiele zrobiła dla kultury, nie miała żadnego programu działania, czyli właśnie polityki kulturalnej. Być może powodowana kompleksami z czasów socrealizmu obawiała się oskarżeń o ideologizację kultury. Obojętność lewicy na kulturę wykorzystała prawica, której udało się pozyskać znaczną część inteligencji i środowisk kulturotwórczych. Poprzez działania takie jak dotowanie książek i czasopism, powoływanie fundacji, przyznawanie stypendiów i promowanie w „swoich” mediach „swoich” artystów przy jednoczesnym pomijaniu artystów „nie swoich” zdołała wylansować nie tylko sympatyzujące z nią grupy, ale – co ważniejsze – upowszechnić swój system wartości. Ponad podziałami W tym kontekście warto zastanowić się, czy idea „kultury ponad podziałami”, powtarzana dziś często na lewicy, ma sens. Z takim hasłem startował do Senatu z ramienia SLD Szymon Szurmiej. Zapytany, jak sobie wyobraża realizację tego hasła, odpowiada, że w dialogu: – Chciałbym zbliżyć za pomocą partnerskich spotkań i dyskusji racje twórców z racjami rządzących. Piękne słowa, ale przecież racje twórców nie są jednakowe, różne grupy artystów mają sprzeczne poglądy i interesy, których żaden dialog nie pogodzi. Zygmunt Kałużyński, nie tylko krytyk filmowy i publicysta, ale także działacz kultury i zdeklarowany socjalista, twierdzi że hasło „Kultura ponad podziałami” to pusty frazes: – Hasło, że kultura łączy ludzi, jest nieprawdziwe. Kultura ludzi dzieli, między kulturą ludu a kulturą elity jest przepaść! O wiele łatwiej byłoby elicie kulturalnej i masom porozumieć się w sprawach ekonomicznych niż artystycznych. Podobnego zdania jest Krzysztof T. Toeplitz, który głosi niepopularną w dzisiejszej Polsce tezę, że kultura ma ścisły związek z polityką, przy czym pojecie „kultura” rozumie szeroko – jako teren sporu światopoglądowego, moralnego i obyczajowego, przejawiającego się zarówno w dziedziczonej tradycji, jak i we współczesnych działaniach artystycznych. Kultura, jego zdaniem, zakorzenia w świadomości społecznej pewne archetypy kulturalne, stałe przekonania i odruchy, buduje i obala mitologie społeczne, a zatem jest czynnikiem decydującym o powodzeniu lub klęsce projektów społecznych. Nie powinniśmy dążyć do „kultury ponad podziałami”, gdyż każda orientacja światopoglądowa ceni inne wartości,
Tagi:
Ewa Likowska








