To jest dla nas lekcja pokory– mówią polscy kapłani pracujący w Czechach – Za misjonarzem idzie autorytet Kościoła, ale i pieniądze; taka jest prawda. Tak jest na misjach w Afryce lub w Ameryce Łacińskiej; tu jest dużo trudniej, bo to są Czechy. Tu Kościół ma przeciwko sobie i historię, i teraźniejszość – mówi ks. Marian Lewicki. Do pracy misyjnej na placówkę do sudeckich Polic przybył przed pięcioma laty z odległego zaledwie o 90 km rodzinnego Wałbrzycha. Urządził sobie kwaterę w dwóch przerobionych celach budynku poklasztornego, którego benedyktyni nie chcą z powrotem, ponieważ musieliby zapewnić zastępcze lokum kilkudziesięciu rodzinom mieszkającym w XVII-wiecznym klasztorze, a sami mogliby tu osadzić zaledwie kilku mnichów. nie chodź w sutannie – W Czechach uczymy się pokory, o każdego wiernego trzeba naprawdę zabiegać – zwierza się ks. Lewicki. Podobnie mówią inni polscy księża. Przywiodły ich tu różne motywacje. Najczęściej wyzwanie, jakim dla ukształtowanego w Polsce kapłana są zsekularyzowane Czechy. Kraj, w którym nawet najpopularniejsza postać rodzimej literatury, bezwyznaniowiec Szwejk, z wielkim upodobaniem nabija się z katolickiego księdza, feldkurata Katza, kapelana polowego CK armii austriackiej. Chociaż ich praca jest oceniana wysoko przez czeski Episkopat, nie wszyscy polscy księża wytrzymali konfrontację z laicką kulturą Czechów, powściągliwych, racjonalnych i nieskłonnych do religijnych uniesień. – Niektórzy księża lepiej by zrobili, gdyby w ogóle tam nie wyjeżdżali – mówi znawca Czech, teolog i wydawca, dominikanin o. Tomasz Dostatni, który był w Pradze na misji w latach 1990-95. – Na początku naszych wyjazdów misyjnych do ogołoconych z kapłanów Czech, które zaczęły się po aksamitnej rewolucji przy poparciu samego papieża – mówi ojciec Dostatni – zdarzały się różne konfliktowe sytuacje. Polski ksiądz, który w małym miasteczku upierał się, żeby chodzić wszędzie w sutannie, był traktowany jak dziwak. Czesi nie rozumieli, dlaczego obnosi się z tym strojem, który kojarzy im się z księżmi-kolaboracjonistami z czasu komunistycznych rządów, bo tylko tacy chodzili w sukienkach duchownych. Reszta upodobniła się strojem do zwykłych obywateli, aby uniknąć śledzenia przez policję polityczną. Praski ojciec prowincjał braci mniejszych konwentualnych (franciszkanów) i rektor praskiego seminarium diecezjalnego, jednego z dwóch seminariów duchownych w Czechach, o. Stanisław Gryń, który jest tu na misji od dziesięciu lat, wspomina: – Gdy pokazaliśmy się w 1990 r. na ulicach w sutannach i habitach, ludzie pytali, czy to przebierańcy z teatru, czy może juwenalia. Przeciwko historii W czterotysięcznych Policach ksiądz Lewicki ma co niedzielę w kościele ponad 300 wiernych i w porównaniu z niecałym jednym procentem chodzących nieregularnie na msze w stolicy, czy w Pilznie, jest to piękny wynik. Teren tutejszy jest znacznie bardziej podatny na wpływy Kościoła, bo mimo wysiedlenia po wojnie z Sudetów Niemców, w ogromnej większości katolików, pozostały resztki tradycji. Niemało jest też mieszanych rodzin czesko-polskich. Ale w pozostałych czterech wiejskich kościołach ksiądz proboszcz odprawia nabożeństwa na ogół dla kilku babć i dziadków. Pięć parafii to przeciętna norma na jednego księdza, rekordziści obsługują ich po dwanaście. Polskich księży jest w Czechach ponad stu – co dziesiąty kapłan katolicki nad Wełtawą to Polak. Tu po przewrocie lutowym 1948 r. Kościół był naprawdę prześladowany. Prymas Wyszyński był internowany przez trzy lata, jego czeski odpowiednik, kard. Beran, odzyskał wolność dopiero w 1965 r., ale został zmuszony do natychmiastowej emigracji. Kapłan, który nie godził się ograniczyć swej działalności do mszy i nie chciał się wyrzec katechizacji, ryzykował więzieniem lub zsyłką do kopalni uranu. Prześladowania spadły na Kościół, który i tak nie był silny. – W Czechach katolicyzm był religią okupanta – tłumaczy o. Dostatni. Od spalenia Jana Husa na stosie za to, że nawoływał hierarchię do powrotu do ewangelicznych źródeł wiary, Czesi uważają się za “naród Husa”. Po przegranej z wojskami habsburskimi w 1620 r. bitwie na Białej Górze zaczął się ponury okres rekatolicyzacji ze ścinaniem najświatlejszych głów husyckich. Toteż gdy w 1918 r. powstała niepodległa Czechosłowacja, natychmiast powołano do życia Czechosłowacki Kościół Narodowy. Powstał pod hasłem “precz od Wiednia i Rzymu”, ponieważ austriaccy Habsburgowie wykorzystywali katolicyzm jako instrument podporządkowywania sobie Czechów. Komunizm nie pozostawił po sobie ateizmu, raczej obojętność na sprawy wiary. Trzy największe Kościoły ewangelickie razem wzięte mają mniej wyznawców
Tagi:
Mirosław Ikonowicz









