Mistrzowie odchodzą

Mistrzowie odchodzą

Nawet ministra kultury kultura w Polsce mało obchodzi Bogusław Kaczyński – Niedawno zakończył się kolejny Festiwal im. Jana Kiepury w Krynicy, największy letni festiwal w Europie Środkowej. Jak udało się panu mimo choroby dopiąć artystycznie i organizacyjnie tak wielką imprezę? – To był niesamowity wysiłek, bo sprawami festiwalu zajmowałem się, leżąc przez trzy miesiące w łóżku szpitalnym. Oczywiście mogłem coś zdziałać tylko dzięki pomocy moich współpracowników, bo sam nie miałem nawet dostępu do telefonu. Ale udało się na tę dwutygodniową imprezę zaprosić ok. tysiąca wykonawców, którzy przyciągnęli masy publiczności, lekko licząc jakieś 60 tys. osób. Odbyły się spektakle teatralne, operetkowe, musicalowe. Publiczność przyjechała nie tylko z Polski, ale z Europy, nawet z Australii i San Francisco. Teraz już przyjmujemy rezerwacje biletów na następny festiwal, choć jego program nie jest jeszcze znany. Zdobyliśmy kredyt zaufania i zrobię wszystko, aby gości festiwalu w przyszłości nie zawieść. Staram się tak układać program, aby każdego roku dostarczyć atrakcji różnym odbiorcom, i tym, którzy gustują w wysokiej kulturze, i tym którzy wolą raczej rzeczy popularne. Jednak jest cecha wspólna – mistrzostwo wykonania i profesjonalizm. – W krynickich festiwalach biorą udział znani i doświadczeni artyści, ale zdarzają się też bardzo młodzi. – Tak, w tym roku pojawiły się nawet debiuty, zaprosiliśmy młodych laureatów konkursów wokalnych, którzy nie tylko pięknie śpiewają, z ogromnym żarem należnym młodości, ale też mają świetną prezencję, co we współczesnym świecie jest wręcz niezbędne. Mówiąc brutalnie, tylko wtedy, jeśli mamy do czynienia z fenomenem, nie zwracamy uwagi na grubasy, bo niedostatki sylwetki rekompensuje nam mistrzostwo głosu. Tak było w przypadku Montserrat Caballe czy Luciana Pavarottiego. Jednak gdy mamy do czynienia z młodym artystą stawiającym pierwsze kroki na scenie, oczekujemy też, by pięknie wyglądał. Nieśmiertelna Callas – Prawa sceny są bezwzględne, czasami także wobec największych. Znana jest historia Marii Callas, której jednak pogoń za szczupłą sylwetką zaszkodziła. – To był wielki dramat. Maria Callas w pewnym momencie życia, kiedy zdobyła już światowy rozgłos, zapragnęła wyglądać jak syrena i wraz ze swym mężem Giovannim Battistą Meneghinim zgodzili się na podjęcie kuracji odchudzającej, jaką zaproponował jeden z rzymskich lekarzy. Polegała ona na spożywaniu specjalnego, bardzo twardego makaronu z odpowiednimi chemicznymi dodatkami. Callas całkowicie poddała się tym zaleceniom i schudła w krótkim czasie 30 kg. Rzeczywiście wyglądała pięknie, ale pojawiły się problemy wokalne. Natura upomniała się o tak gwałtownie odebrane kilogramy, Callas zaczęła mieć kłopoty z głosem, aż go w ogóle straciła. W końcu przepłaciła odchudzanie nagłą śmiercią w wieku pięćdziesięciu kilku lat. Nie ona pierwsza i nie ostania padła ofiarą specjalistów od odchudzania. Także słynni tenorzy Jussi Björling i Mario Lanza nie wytrzymali kuracji. – We wrześniu minęło 30 lat od śmieci Primadonny Stulecia. Jedynym polskim śpiewakiem, który dostąpił zaszczytu wspólnego występowania z nią był Bernard Ładysz. Pan natomiast był jedynym polskim dziennikarzem, który z nią rozmawiał. – Spotkałem ją w 1973 r. Rzecz w tym, że Callas, choć była zupełnie normalnym człowiekiem, miała też swoje fobie i nienawidziła dziennikarzy, bo twierdziła, że wyrządzili jej w życiu wiele krzywd. Dlatego nie przedstawiłem się jej jako dziennikarz, ale po prostu miłośnik muzyki z Polski i poprosiłem o autograf. Powiedziałem „Polonia”, a on zrozumiała, że przybywam z Bolonii. Ale gdy wytłumaczyłem, że jestem z Warszawy, prosiła, aby przekazać pozdrowienia rodakom. Później umówiłem się z nią na godzinną rozmowę w hotelu w Turynie. Była bardzo miła, czarująca. Marzyłem o tym, by zaprosić ją do Polski. Podjąłem już starania w naszej telewizji i wtedy dotarła do nas wiadomość, że Callas nie żyje. To był dla mnie kolosalny cios. – Ponoć Callas była niedostępna. – Prywatnie nie. Ona była niedostępna w swej profesji, wymagająca doskonałości od każdego, kto się obok niej znalazł. Żądała najwyższej maestrii nie tylko od siebie, ale także wszystkich partnerów. Podobnie bezwzględne i szalenie wymagające były niektóre gwiazdy sceny w Polsce, np. Irena Eichlerówna. Ona już na pierwszej próbie nowej sztuki znała cały tekst na pamięć. Nie tylko swoją rolę , ale wszystkich partnerów. Jeśli ktoś

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2007, 39/2007

Kategorie: Kultura