Mój dziadek był zbrodniarzem

Mój dziadek był zbrodniarzem

Naziści w mojej rodzinie

Neuengamme, kwiecień 2016 r. Osoby, którym pokazano film „Close to Evil”, doskonale wiedzą, o co chodzi. Są dziećmi albo wnukami niemieckich oprawców, a zarazem uczestnikami seminarium „Naziści w mojej rodzinie”. Pragną poznać historię dziadków i rodziców, przede wszystkim jednak zrozumieć, jakimi motywami było podyktowane ich zachowanie i powojenne milczenie. Jak mogli uczestniczyć w takiej niepojętej zbrodni?

Dla wielu rodzin to nadal ogromny ciężar. Młodsi Niemcy drugiego czy trzeciego pokolenia korzystali niekiedy z pomocy psychologów, aby się z nim uporać. Niektórym nie pomogła żadna terapia, toteż seminarium w Neuen­gamme jest niejako ostatnią deską ratunku. Inspiratorem tego rodzaju zlotów jest Hans-Jürgen Brennecke, syn gestapowca. Jego ojciec nie sprostał powierzonym mu zadaniom i odebrał sobie życie. Jednak od początku aktywnie wspierał Hitlera. – Po jego śmierci znalazłem listy do mojej matki, gdzie usprawiedliwiał zabójstwa, których dopuszczało się gestapo. To było straszne – wspomina Brennecke.

W jego seminarium uczestniczy zaledwie 15 osób. Dlaczego tak mało? – Wielu nadal wypiera przewinienia swoich krewnych, uważając, że nie mają z tym nic wspólnego. Inni przeciwnie, potrzebują pomocy, stąd tego rodzaju seminaria – mówi Oliver von Wrochem, historyk i drugi pomysłodawca projektu.

– Brak wiedzy na temat Neuengamme wciąż jest ogromny, z mozołem stawiamy pierwsze kroki – dorzuca. Seminarium jest głównie po to, aby poradzić sobie z rodzinną traumą, ale zajęcia mają także uczyć pracy naukowej w pokrytych kurzem archiwach. – O ile dzieci nazistów często jeszcze wstydliwie pomijały historię rodziców, o tyle ich dorosłe wnuki mają już wystarczający dystans, aby się nią zająć. To paradoksalne, ale cierpią bardziej niż ich rodzice – uważa Reimer Möller, który zajmuje się pracą archiwalną w Gedenkstätte Neuengamme.

Przełomowym momentem w refleksji dorosłych dzieci nazistów był z pewnością rok 1987, kiedy dziennikarz Niklas Frank opublikował książkę o swoim ojcu, nazistowskim zbrodniarzu Hansie

Franku. „Der Vater – Die Abrechnung” to rozrachunek z szefem Generalnej Guberni, który ma na sumieniu życie milionów ludzi i zyskał niepochlebny przydomek „rzeźnika Polski”. – Od 40 lat noszę w portfelu zdjęcie mojego powieszonego ojca, aby mieć świadomość, że naprawdę nie żyje – zaznaczył Niklas Frank w wywiadzie w 2013 r. Natomiast w 2005 r. uwagę krytyków filmowych przykuł przejmujący obraz Malte Ludina „Zwei oder drei Dinge, die ich von ihm weiss” („Dwie lub trzy rzeczy, które o nim wiem”), w którym autor rozprawia się z ojcem Hannsem, odpowiedzialnym za zagładę słowackich Żydów. – Nie można tego problemu zamieść pod dywan – mówi Ludin, do dziś nieradzący sobie z nawiedzającymi go lękami. Nie radzi sobie z nimi także wspomniana Anja z Bremerhaven, która podobnie jak jej rodzice (dzieci nazistowskiego oficjela) długo nie chciała zajrzeć pod rodzinny „dywan”. Toteż kiedy nabrała trochę odwagi, wolała się zająć tą sprawą anonimowo, nie poinformowawszy rodziców. – Robiłam to głównie dla siebie, nie chciałam wprowadzać zamętu – wspomina Anja. Jak opowiada, jej zmarły w 1960 r. dziadek został przez rodziców wykreowany na bohatera, który należał wprawdzie do NSDAP, ale w gruncie rzeczy był „zdolnym” i „przyzwoitym” prawnikiem, ratującym „po cichu” i „pod biurkiem” ludzi przed zagładą. Po seminarium w Neuengamme i pierwszej solidniejszej kwerendzie Anja zmieniła zdanie. – Mój dziadek był gorliwym wyznawcą tej ideologii i świadomie przyczyniał się do śmierci wielu ludzi – zaznacza. Kiedy Anja zaczęła odsłaniać mroczny rozdział rodzinnej historii, martwiła się, że tego nie udźwignie. – Coś się zaczęło ze mną dziać, miałam depresję i myślałam, że zwariuję, ale okazuje się, że nie jestem w tym osamotniona. Teraz wiem, że byłam nieszczęśliwa, bo nie mogłam się odciąć od odpowiedzialności dziadka – zauważa. Z czasem ustąpiły także jej lęki przed konfrontacją z rodzicami. – Mój dziadek był zbrodniarzem. To smutne, lecz musi zostać wypowiedziane. Relacje rodzinne są niczym, jeśli nie przetrwają takiej próby, twierdzi młoda Niemka. Nie każdy jednak jest w stanie zdobyć się na taką refleksję.

Rodzice nie chcieli o tym mówić

O krok dalej jest 46-letnia Katja z Hamburga. Jej dziadek Bernhard Rakers był wysokim rangą funkcjonariuszem SS, pełnił służbę w obozach koncentracyjnych, m.in. w Auschwitz. Był również pierwszym esesmanem, który po 1945 r. został skazany na karę więzienia. Po zawieszeniu pierwszego postępowania usłyszał wyrok 15 lat pozbawienia wolności. Z więzienia wyszedł w 1971 r., zmarł w 1980 r. w Barmstedt. Rakers był znany zarówno śledczym, jak i historykom, jedynie Katja nie wiedziała, kim był jej dziadek. – Czułam, że coś tu niezbyt ładnie pachniało, ale rodzice nie chcieli o tym mówić – przyznaje. Na własną rękę dotarła do akt sądowych Bernharda Rakersa i wypowiedzi świadków, głównie Żydów. Podobnie jak inni uczestnicy spotkania w Neuengamme Katja obawiała się, że nie będzie potrafiła zmierzyć się z narosłymi od dziesięcioleci problemami, ale szybko pozbyła się lęków. – Im dalej się posuwałam i im więcej dowiadywałam o czynach dziadka, o jego braku empatii wobec ofiar, tym lepiej się czułam. To było oczyszczające. Moja matka na pewno nie była zachwycona, kiedy widziała w gazecie zdjęcie ojca w hitlerowskim mundurze obok zdjęcia swojej córki.

Czy to już zdrada, jak zarzucają Katji niektórzy członkowie jej rodziny? – Bynajmniej, musiałam wziąć na siebie odpowiedzialność, od której mój dziadek za życia się uchylał – utrzymuje. Wtóruje jej Hans-Jürgen Brennecke. – Uczestnicy naszego spotkania nie muszą się niczego wstydzić, nie ponoszą winy za krewnych, jakkolwiek są świadomi swojej odpowiedzialności. Są spadkobiercami historii, której muszą stawić czoło. Tylko w ten sposób mogą się pogodzić z przeszłością, tu nie ma planu B.


KZ Neuengamme

W latach 1938-1945 w Neuengamme znajdował się największy obóz koncentracyjny w północnych Niemczech. W czasie wojny hitlerowskie władze deportowały do Konzentrationslager Neuengamme ponad 80 tys. mężczyzn i 13 tys. kobiet, spośród których niemal 43 tys. zginęło wskutek nieludzkich warunków życia i katorżniczej pracy. Założono go z myślą o produkcji cegieł na rozbudowę pobliskiej metropolii. Początkowo obozy koncentracyjne służyły głównie jako miejsce izolacji politycznych przeciwników reżimu. Od 1937 r. wysyłano tam coraz częściej innych prześladowanych. Należeli do nich Żydzi, zarówno mężczyźni, jak i kobiety, Sinti i Romowie, homoseksualiści, świadkowie Jehowy, rzekomi „asocjalni” i „kryminaliści”. Tak było i w Neuengamme, gdzie oprócz Niemców więziono Polaków, Rosjan, Belgów, Francuzów i Holendrów przede wszystkim za udział w ruchu oporu. Dziś w miejscu hamburskiego obozu znajduje się Gedenkstätte Neuengamme, centrum upamiętnienia i edukacji, dbające o pamięć o ofiarach terroru SS oraz umożliwiające w ramach seminariów dogłębną analizę przyczyn i skutków panowania nazistów.

Strony: 1 2

Wydanie: 2016, 23/2016

Kategorie: Świat

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy