Moja córka zdaje maturę (2)
Z pamiętnika matki licealistki Poniedziałek, czyli fałszywe tematy Wieczór. Siedzę w hipermarkecie. Tylko tu w godzinę wypiorą czarną spódnicę Marianny. Piję colę i oglądam pomiętą, białą bluzkę, której nikt w pralni chemicznej nie chciał przyjąć. – Pranie wodne na jutro – pouczyła mnie pani o głosie żelazka. – Za późno? O tym, że córka ma maturę, trzeba było pomyśleć wcześniej. Czeka mnie domowe prasowanie, bez sensu, co wyprostuję, to i tak się zagniecie. Nie tak wyobrażałam sobie ten wieczór. Miałyśmy pójść do kina albo na spacer, dorosłe i radosne, tymczasem Marianna studiuje “150 pewnych tematów maturalnych”, a ja siedzę w tłumie obładowanym cukrem (promocja). Późny wieczór. Są tematy. To znaczy zadzwonił kolega, który ma kolegę, którego kolega skrzyknął się z grupą i kupili pewniaki. Za duże pieniądze. Jest wymarzona przez uczniów tolerancja i “rola sztuki w życiu jako taka”, co miał powiedzieć Umberto Eco. W to nawet średni maturzysta bardzo wątpi. Później okaże się, że zakup jest kompilacją tematów z próbnych matur. Bo zarabianie na przerażonych jest najbardziej bezwzględnym biznesem w przedmaturalne dni. Można sprzedać nawet książkę kucharską. Wtorek rano, czyli ucieszyło mnie Jedwabne W radiowej sondzie młodzież błaga o tematy związane z holokaustem. – Jak usłyszałam o Jedwabnem, to się ucieszyłam, że będzie jakiś temat wojenny na maturze – mądrzy się panienka. – Żydzi. Musi być coś o Żydach – pokrzykuje jej kolega. Wyłączam radio. Ranek. Ponieważ w redakcji zapowiedziano mi, że tylko wyrodne matki nie odprowadzają dzieci do bram szkoły, idę odstać swoje. Idę sama, bo Marianna wyszła wcześniej po rozmowie telefonicznej w stylu “pa, pa, buziaczki, ja też nic nie umiem”. W szkole witają mnie dzieci, ale nie moje. Pojawiają się różne podejrzenia: że Marianna pomyliła licea, że stoi w korku (szkoła jest naprzeciwko naszego domu), że wybrała życie bez matury. Ale nie, wolnym krokiem nadchodzi grupa. Znajoma postać. Biało-czarny tłum stoi u podnóża rozłożystych schodów. Polonistka wyczytuje – kto do jakiej sali. Gwar rozstań, jakby wsiadano na “Titanica”. Następną listę odczytuje matematyk. Cisza jak makiem zasiał. Jak na lekcji, gdy zaczynał: “No to do tablicy poprosimy…”. W kącie dyskutują rodzice. Niewielu ich. Bo jeszcze nie ma rywalizacji o miejsce. Jest życzliwość. W sali gimnastycznej są: dyrektorka, Anna Graf i wychowawczyni, Irena Goszko. Czego się bać? No, ale ja jestem tu zawodowo. Za uczniami przedzieram się na piętro. – Proszę wyjść, dzisiaj jest pani matką, nie dziennikarką – strofuje mnie pani sekretarka. – Nikt im tu krzywdy nie zrobi. Marianna decyduje się na test ze zrozumienia tekstu o Ajschylosie i esej o tragizmie. Wtorek po południu, czyli “Ma pani ściągi?” Trawniki, osiedlowe uliczki – wszystko stratowane przez samochody. Rejestracje z całego województwa. Wokół budynku szkoły krąży wielki amerykański wóz. – Już za rok matura – wyje młodzieniec. Tłum nerwowo chichocze. Tu są prawdziwe nerwy, utopione na kursach pieniądze, desperacja, łzy, stracone lata. Maturę dla dorosłych zdaje 800 osób. Całe rodziny hipnotyzują okno, za którym siedzi abiturient. Ale towarzystwo jest także aktywne. W samochodzie pochylona staruszka w skupieniu przesuwa paciorki różańca. Siedzenie pokryte wypracowaniami w stylu: “Bohater »Lalki« bohaterem naszych czasów”. Obok, na masce auta ciężka praca. Zmięta kartka – są tematy wyrzucone przez okno. Do dzieła. Maturzysta czeka. Młoda dziewczyna w ażurowej bluzce wznosi oczy do nieba. – Człowiek, człowiek – szepce – zawsze mówiłam, że coś o nim będzie. A więc pisz: Biografia pisarza ma ważny wpływ na jego twórczość. Bowiem w popołudniowych maturach pojawił się temat o powiązaniu biografii z twórczością. – Od kogo by tu zacząć? – zastanawia się “ażurowa”. – Może od Konopnickiej? Podobno miała kochanka. – Coś ty, jakby miała, to by tak nie smędziła – oburza się “okularnica”, która pomaga w tworzeniu pracy. Równie szybko odrzucona zostaje Orzeszkowa, zaakceptowany Kochanowski (pisz, że mu dziecko umarło), Mickiewicz (kłopoty z żoną), Zapolska (aktorka). – No, a teraz o wojnie – decyduje “ażurowa”. Wiadomo, jak ktoś siedział w obozie, to miało to wpływ na jego życie. Odchodzę. Pod bramą szkoły stoi zatroskana









