Pięć lat walczyła o znalezienie zabójcy swojej córki. Prokurator nie wiedział, że można badać zaschniętą krew Ela sama bała się gdziekolwiek wychodzić, ale znajoma droga dodała jej odwagi. Do remizy szła wzdłuż ojcowego pola. Zwabiła ją dochodząca stamtąd muzyka. Stała przy płocie, patrzyła na tańczących, uśmiechała się i poruszała w rytm dyskotekowych przebojów. Właśnie tutaj 38-letnią Elę z Błogoszowa widzieli ostatni raz uczestnicy zabawy. Dwa dni później jej zmasakrowane ciało znalazła ciotka na swoim polu. Po Eli zostało tylko ubranie, w którym umierała: spódnica, niebieska bluzka z krótkim rękawem, sweter, tenisówki, rajstopy. Wszystko we krwi i błocie. Teresa Soboń, matka Eli, tobołek z ubraniami zaniosła na strych. Wchodziła tam nieraz, by się pomodlić i wypłakać. Przyrzekała córce, że znajdzie mordercę. Wtedy jeszcze nie wiedziała, że zajmie jej to ponad pięć lat. Prokurator cztery razy umarzał sprawę. Swoje decyzje uzasadniał brakiem wystarczających dowodów, by kogokolwiek oskarżyć. Patrząc na starszą, spracowaną, wiejską kobietę, aż trudno uwierzyć, że miała w sobie tyle siły i determinacji, by nie poddać się kolejnym postanowieniom prokuratury. – Już nawet nie pamiętam, ile razy się odwoływaliśmy – rozkłada ręce. – Ile to ja się najeździłam do Jędrzejowa, Kielc. Jak chcieli umorzyć sprawę, to albo mąż pisał zażalenia, albo adwokat, albo szłam do biura podań. Z szuflady wyjmuje stertę dokumentów, zakłada okulary. Trzęsącymi się rękami przekłada papiery, odczytuje na głos niektóre fragmenty. Kiedy po raz pierwszy prokurator z Jędrzejowa umorzył sprawę, złożyła zażalenie do Prokuratury Wojewódzkiej w Kielcach. Ta zleciła wznowienie i uzupełnienie śledztwa. Pięć miesięcy później jędrzejowska prokuratura znów umorzyła śledztwo, a wojewódzka znów kazała je uzupełnić. I tak było jeszcze dwa razy. W czerwcu ubiegłego roku sędzia z Kielc, Adam Kabziński, znów uchylił postanowienie prokuratury o umorzeniu i zlecił przeprowadzenie badań DNA śladów krwi pozostawionych na ubraniu zamordowanej kobiety. – Że też nikt wcześniej mnie nie pytał o ubrania Eli, dopiero sędzia z Kielc! – dziwi się kobieta. O wynikach badań dowiedziała się od ludzi ze wsi, którzy przeczytali w lokalnej prasie, że niejaki Maciej S. został aresztowany. DNA krwi zaschniętej na ubraniu Eli okazało się identyczne z DNA mężczyzny od samego początku podejrzewanego o dokonanie zbrodni. O pomyłce nie może być mowy, bo prawdopodobieństwo wystąpienia takich samych cech u innego człowieka wynosi od 1 do 1,16 biliona. – A przecież tylu ludzi nawet na świecie nie ma – dorzuca zaraz brat zamordowanej. Bił pięścią albo kijem We wsi wołali na nią Elka, wszyscy wiedzieli, że jest upośledzona umysłowo, ale nikt z tego powodu nie dokuczał ani jej, ani rodzinie. Sama też nikomu przykrego słowa nie powiedziała, była spokojna, trochę nawet bojaźliwa. Wolała przebywać z tymi, których znała. Pomagała w gospodarstwie, sprzątała w domu. Zawsze lubiła muzykę, chętnie patrzyła, jak bawią się inni. 13 sierpnia 1995 roku we wsi była dyskoteka. – Przyszła do obory, gdy doiłam krowy – dobrze pamięta Teresa Soboń. – Kazałam jej iść do domu. Gdy kładłam się spać, Ela siedziała w swoim pokoju. W środku nocy Soboniowa zajrzała do pokoju córki. Nie było jej w domu. Kobieta wyszła na podwórze, jasne, bo księżyc był w pełni. Zaczęła wołać Elkę. Potem razem z synem obeszła dookoła chałupę, ale na próżno. Rano starszy syn objechał cały las. Szukali u rodziny; nikt jednak nie widział Eli. Matka zgłosiła zaginięcie córki na posterunku. Gdy wróciła do domu, siostra pokazała jej znaleziony na polu but. – Od razu ogarnęło mnie przeczucie, że stało się coś strasznego – głos Soboniowej załamuje się, z trudem powstrzymuje szloch. Zdejmuje okulary i przeciera oczy. Chwilę później rodzina znalazła ciało Eli na grządkach z ziemniakami. Zmasakrowane, zakrwawione, w błocie. Sekcja zwłok wykazała wielokrotne złamanie kości twarzoczaszki, krwawe wylewy; krew dostała się do dróg oddechowych i płuc. Morderca zadawał ciosy ze znaczną siłą – albo pięścią, albo obutą nogą. Mógł też bić ofiarę kijem. Krew tryskała na wszystkie
Tagi:
Andrzej Arczewski








