– Z obcym by tak cicho nie znikła, bo by krzyczała. To musiał być swój – mówią ludzie we wsi Biadaszki, gdzie zaginęła ośmioletnia Ola Do Szkoły Podstawowej we wsi Biadaszki uczęszcza osiemdziesięcioro dzieci. Jest gwarno, trochę więcej luzu, jak to przed wakacjami, i… smutno. Na tablicy w małym korytarzu wisi plakat z napisem: „Piotruś jest okrutnie karany przez rodziców, Zosia patrzy, jak tata bije mamę. Oboje są ofiarami przemocy”. W klasie, w której uczy się Ola, jest dziesięcioro maluchów. Siedzę w żółtej, niskiej ławeczce na zielonym krzesełku. Przy każdym stoi kolorowy tornister. Brak tylko jednego… Z panią Agnieszką, wychowawczynią Oli, oglądamy ostatnią klasową wystawkę dziecięcych prac. Dziewczynka namalowała flamastrem brązowe drzewa, chmury i siebie z dużym panem na spacerze. – Tata musiał być silną osobowością w tej rodzinie – nauczycielka analizuje rysunek. – Dzieci zwykle malują mamę, starsze rodzeństwo. – Na korytarzu zawsze pełno było (jest) jej śmiechu – niepewnie odmienia się dziś, mówiąc o Oli, czasownik „być”. – Zadbana, systematyczna, starannie prowadziła zeszyty. Gdy rozmawiałyśmy o domu, często wspominała tatę, rysowała szosy i samochody: „Mój tata podróżuje dużymi autami”, mówiła. On był kierowcą tira i wyjeżdżał na długie trasy za granicę. Już miesiąc przed przyjazdem chwaliła się: „Mój tato przyjedzie”. Po ostatnim powrocie podeszła do mnie z pięknym granatowym zegarkiem na ręku: „Proszę pani, to od taty”. Pana Bielewskiego spotkałam tylko raz. Myślę, że był dla niej kimś ważnym. Może dlatego, że rzadko bywał w domu? W ostatnim czasie, tuż przed zaginięciem, Oli często nie było w szkole. – Może jest to związane z dalekimi dojazdami? – zastanawia się pani Agnieszka. Bielewscy przeprowadzili się kilka tygodni temu do oddalonej o 15 km Osowej. W Biadaszkach mieszkali „na lokatornym”. Do tego czasu mama często kontaktowała się z wychowawczynią. Po przeprowadzce nie przyszła ani razu. – Zawsze pytałam Olę, czy nie jest zmęczona, głodna – tłumaczy wychowawczyni. – „Basia się mną zaopiekuje”, odpowiadała. Codziennie chodziła do Banachówny i czekała tam na autobus. Potem Basia wsadzała ją do PKS-u. Ponoć od czasu przeprowadzki trochę się zmieniła. Jest wyciszona, uśmiecha się rzadziej. To był jakiś moment przełomowy. – Wiem tylko tyle, ile mieszkańcy, że nie miała łatwej sytuacji w domu. Mówi się w wiosce, że pan Waldemar nadużywał alkoholu – opowiada nauczycielka. W piątek lekcje jak zwykle zaczęły się o 8.25. Ola przyjechała autobusem. Po religii, o 12.30, dzieci opuściły szkołę. – Jest bystra, rozważna i ostrożna, często oglądamy filmy edukacyjne. Nie mogła zaufać obcej osobie – zastanawia się wychowawczyni. Rozmowę przerywa dzwonek na lekcje. Wbiegają pierwszaki. – Ola miała czerwony tornister z Myszką Miki – mówi Przemek, który teraz siedzi w ławce sam. – Najbardziej lubiła się bawić i biegać, i miała też czerwony piórnik – cichutko opowiada mi o Oli i skubie paluszki. Czasami odruchowo spojrzy, żeby pożyczyć od niej flamaster. Dzieci mówią, że Ola przyjdzie. Przecież czeka na nią niespodzianka. Ponieważ miała przenieść się do innej szkoły, w tajemnicy przygotowały książkę „Akademia Pana Kleksa” z dedykacją. Jakby jastrząb porwał w niebo – Różne poszlaki bierzemy pod uwagę – mówi oficer prasowy Powiatowej Komendy Policji w Wieruszowie, podkomisarz Paweł Gnych. – Jedna z wersji zakłada, że uległa nieszczęśliwemu wypadkowi w lesie. Inna, że padła ofiarą przestępcy. Trzecia to dom rodzinny. Kwestia ojca. Od dawna działo się tam źle. W przeddzień zaginięcia zatrzymaliśmy na czas wytrzeźwienia Waldemara B. Policjanci stwierdzili, że zagraża bezpieczeństwu domowników. Wypuszczono go rano w piątek. Przeszukaliśmy już 8 km w obrębie miejscowości. To ogromny obszar leśny. W poszukiwaniu brało udział kilkuset miejscowych ochotników i strażaków, zjawiały się też trzy ekipy ze specjalnie przeszkolonymi psami, które pracują na górny węch, m.in. słynny rzeszowski Storat i jednostka z Nowego Sącza. Wczoraj doszliśmy do wniosku, że tu już nie ma co szukać. Niech pani spojrzy na te zboża – wskazuje palcem na przechodzone łany pszenicy. Zostały wszczęte działania operacyjne, ale są tajne i na ten temat podkomisarz
Tagi:
Edyta Gietka









