Pacanów za sprawą Koziołka Matołka zostanie Europejską Stolicą Bajki 70 lat temu powstał biały profil z bródką. Następnie Marian Walentynowicz dorysował całego koziołka w czerwonych spodenkach i ciżemkach, a Kornel Makuszyński opatrzył rysunki komicznymi tekstami. Koziołek Matołek mógł wyruszyć w długą podróż do Pacanowa, gdzie ponoć kozy kują. Przez siedem dekad zabrał ze sobą przyszłych: filozofa Leszka Kołakowskiego, artystę plastyka Rafała Olbińskiego, aktora Piotra Machalicę, pisarkę Wandę Chotomską, lekarza Bibianę Mossakowską, finansistę Leszka Balcerowicza, i dżudokę Rafała Kubackiego. Wszyscy wymienili go jako bohatera dziecięcej wyobraźni w ubiegłorocznej ankiecie Fundacji ABC XXI. Narodziny gwiazdy Matołek urodził się w 1933 r. i od razu miał 120 przygód, bo taki tytuł nosiła pierwsza księga. O jego książkowej rodzinie niewiele wiadomo: „Czule żegnał go ród kozi / Mama i sędziwy tata”. Za to miał sławnych twórców, którzy przysporzyli mu rysunkowego rodzeństwa w postaci małpki Fiki-Miki, wawelskiego smoka i niejakiej Wandy, co „leży w naszej ziemi”. Poza formą podobieństw trudno się jednak dopatrzyć. Właściwym miejscem narodzin Koziołka było sanatorium w Otwocku, gdzie na cukrzycę leczył się Kornel Makuszyński. Marian Walentynowicz w wywiadzie dla „Słowa Powszechnego” w 1957 r. tak wspominał tę wiekopomną chwilę: „Był to nasz wspólny pomysł. W siedzibie Makuszyńskiego w Otwocku, przy butelce wina, szukaliśmy bohatera do książeczki obrazkowej dla dzieci. Przejrzeliśmy wszystkie zwierzęta, poczynając od kota i psa, a kończąc na zwierzętach egzotycznych. Doszliśmy do wniosku, że wszystko już było. Przyszedł mi do głowy kozioł. Kozioł, koziołek, Koziołek Matołek. Już piszę – powiedział Makuszyński – i wzięliśmy się do pracy”. Sukces ma wielu ojców – do udziału w owej biesiadzie przyznawał się też wydawca Stanisław Gebethner. Początki nie były łatwe. Pojawiały się co prawda głosy pochlebne, jak recenzenta wileńskiego „Słowa”, który z entuzjazmem pisał: „120 przygód…” jest to zadziwiający swą barwnością film, którego autorowie (…) popisali się tak świetnie, że zmuszą młodocianych czytelników do niecierpliwego wyczekiwania dokończenia lub przynajmniej dalszego ciągu awanturniczych przygód Koziołka-Matołka”. Głośniej jednak grzmieli krytycy. Wanda Borudzka w „Wiadomościach Literackich” pisała: „Są to przygody nie tylko matołka, ale przede wszystkim dla matołków. (…) Niezrozumiałe jest, dlaczego ten bydlak ma obnażony tors anemicznego ojca rodziny, zabierającego się do mycia górnego dekoltu”. Opowiastki te są niebezpieczne dla zdrowia dzieci, twierdzili inni, bo opowiadają o rzeczach absurdalnych, jak skok do komina, czy zjazd na nartach na łeb na szyję. Dzieci za nic miały te uwagi i pokochały Koziołka od pierwszego rysunku i pierwszego rymu. Do wybuchu II wojny światowej wydawnictwo Gebethnera i Wolffa opublikowało pięć wydań „120 przygód Koziołka Matołka” i po cztery edycje kolejnych ksiąg, w nakładach sięgających 10 tys. egzemplarzy. Po wojnie książeczki popadły w niełaskę jako nielicujące z obowiązującymi metodami wychowawczymi. Potem znów przyszły dobre czasy, aż do incydentu w stanie wojennym, gdy cenzura doszukała się obrazoburczych treści w pocztówce z rysunkiem, na którym uzbrojony Koziołek stał obok drzewa z wroną na gałęzi. Życie usłane ciosami Nie wszyscy chcą przyznać przygodom Matołka palmę pierwszeństwa w dziedzinie polskiego komiksu w ogóle. Zgadzają się jednak, aby nazywać je prekursorskimi w kategorii dziecięcej. Adam Rusek, autor książki „Tarzan, Matołek i inni – cykliczne historyjki obrazkowe w Polsce w latach 1919-1939” uważa, że to raczej „powieść obrazkowa”, hybryda, która łączyła komiksowo-filmowy sposób narracji z przekonaniem, że najodpowiedniejszą formą tekstu dla dzieci jest wiersz rymowany. Według Makuszyńskiego, brydżysta pokroju Koziołka może grać w brydża 107 lat i nigdy nie będzie umiał. Poczciwy brodacz w wielu dziedzinach okazuje się beztalenciem, a jego wyczyny śpiewacze, czy kulinarne wywołują gwałtowne reakcje: „Gdy uwarzył pierwszy obiad / Wszyscy w krzyk, i miast zapłaty / Za wyborne gotowanie / Wsadzili go do armaty”. Zewsząd czyhają nań niebezpieczeństwa. Zęby ostrzą na niego m.in. czarownica, lew, smok, kłusownik, a Murzyni-smakosze mają chęć na „kozi bigos”. Autor zrzuca mu na głowę cios za ciosem, ale dzielny kozioł nigdy nie traci hartu ducha i dobrego humoru. Poza tym często w porę przychodzi cudowne ocalenie – jak droga ucieczki po moście z tęczy. Kozioł
Tagi:
Katarzyna Długosz









