Nick z Sheffield

Nick z Sheffield

W czwartkowych wyborach Liberalni Demokraci mogą przeorać polityczny krajobraz Zjednoczonego Królestwa Na Wyspach Brytyjskich zanosi się na polityczną rewolucję za sprawą Liberalnych Demokratów i ich lidera Nicka Clegga, który od momentu wstąpienia do tej partii zyskał opinię człowieka przeznaczonego do rzeczy wielkich. Nawet jeśli w to uwierzył, tegoroczne wybory muszą mu uprzytomnić, że ma poważnego rywala. Lider torysów David Cameron też jest, i to od czterech lat, przekonany, że to jemu przypadnie fotel premiera. Zaplanowane na 6 maja wybory parlamentarne zapowiadają się więc interesująco. Nick Clegg jest o trzy miesiące młodszy od Davida Camerona, co czyni go najmłodszym liderem partii politycznej w Wielkiej Brytanii. Jest też najbardziej proeuropejski, co nie powinno dziwić, zważywszy na to, że ma rosyjsko-holenderskie korzenie i mówi pięcioma językami. Odebrał rzetelną edukację w prywatnej The Royal College of St. Peter w londyńskiej dzielnicy Westminster, najlepszej niepublicznej szkole na Wyspach. Kiedy wyjechał do Monachium w ramach szkolnej wymiany, podpalił jednemu z nauczycieli kolekcję kaktusów. Wiele lat później winą za ten incydent obarczał mocne niemieckie piwo. Potwierdzałoby to opinię naszej emigracji o brytyjskim browarnictwie. Tytuł magistra antropologii społecznej uzyskał na uniwersytecie w Cambridge. Zapowiadał się na świetnego dziennikarza. Został pierwszym laureatem przyznawanej przez tygodnik „Financial Times” nagrody im. Davida Thomasa. Wysłano go na Węgry, gdzie zajmował się prywatyzacją przedsiębiorstw państwowych. Stamtąd trafił do Brukseli, gdzie zaczęła się jego kariera polityczna i gdzie pod okiem brytyjskiego komisarza Leona Brittana zarządzał pomocą rozwojową dla republik postradzieckich, dowodził także zespołem, który z ramienia UE negocjował wstąpienie Chin i Rosji do WTO. W 1999 r. został europejskim parlamentarzystą z ramienia Liberalnych Demokratów. Nie musiał długo czekać, nim partyjna centrala doceniła jego talent, w wyniku czego został specjalistą ds. europejskich w gabinecie cieni Charlesa Kennedy’ego, ówczesnego szefa partii. W 2005 r. dostał się do Izby Gmin. Nie bał się popełnić politycznego ojcobójstwa. Stanął na czele grupy 25 parlamentarzystów, którzy zażądali ustąpienia przewodniczącego, kiedy wyszły na jaw jego problemy alkoholowe. Wsparł wtedy Menziesa Campbella, który odwdzięczył mu się stanowiskiem ministra spraw wewnętrznych w gabinecie cieni. „Od kiedy zostałem liderem, przemierzam kraj, wyjaśniając swoje wartości i rozmawiając z ludźmi o sprawach, na których zależy im najbardziej”, można przeczytać na domowej stronie Clegga. Faktycznie, komunikatywności liderowi nie można odmówić. Partia środka Liberalni Demokraci (Lib Dems, jak skrótowo się o nich mówi) powstali w 1988 r. ze zjednoczenia Partii Liberalnej i Partii Socjaldemokratycznej. Członkowie tej drugiej to dezerterzy, którzy opuścili łono partii matki parę lat wcześniej. Później zorientowali się, że na Wyspach nie wystarczy wyborców dla dwóch liberalnych partii. Liberałowie w UK mogą dopatrywać się swoich korzeni w ruchu wigów (albo petycjonistów), który wyrósł na gruncie niezgody wobec absolutystycznych zapędów panującej rodziny Stuartów, a więc sięgać aż do czasów sprzed chwalebnej rewolucji (1688). Partia Liberalna zaistniała oficjalnie na scenie politycznej Zjednoczonego Królestwa w 1859 r. Z nurtu liberalnego wywodzili się wybitni przywódcy (wtedy jeszcze) Imperium Brytyjskiego, m.in. czterokrotnie sprawujący urząd premiera William Ewart Gladstone („wielki stary człowiek”) oraz David Lloyd George („człowiek, który wygrał wojnę”). Liberałowie z absolutnego szczytu wpadli w czarną otchłań, w latach 1930-1970, wegetując z poparciem nieprzekraczającym 10%. Przez następnych 40 lat starali się złamać duopol torysów i laburzystów, co przez wzgląd na małą liczbę miejsc w Westminsterze nazywano z przekąsem systemem dwuipółpartyjnym. Jeszcze przed pierwszą telewizyjną debatą bukmacherzy oferowali zakłady 300 do 1, że liberałowie zdobędą większość 6 maja. Po debacie było to już 20 do 1. Szanse uzyskania przez liberałów statusu największej partii w parlamencie wcześniej oceniano na 150 do 1, teraz na 8 do 1. Dopiero pod zarządem Clegga coś drgnęło. Liberałowie po raz pierwszy prześcignęli w sondażach laburzystów pod koniec maja zeszłego roku. Zdarzają się również takie, w których uzyskują pierwszą lokatę. Być może 104 lata po swoim największym wyborczym zwycięstwie osiągną podobny sukces. Wydaje się, że Brytyjczycy są zmęczeni polityką. To chyba najwłaściwsze słowa: zmęczenie, znużenie, opatrzenie się. Nie są wściekli, w kraju nie szykuje się rewolucja. Jak w małżeństwie z długim stażem: ludzie

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 18/2010, 2010

Kategorie: Świat