Nie chcą Królikiewicza

Nie chcą Królikiewicza

Aktorzy łódzkiego teatru nie wpuścili nowego dyrektora. Uważają, że to polityczna nominacja Z wielkiej płachty zawieszonej od strony ruchliwej arterii krzyczy napis: „Prezydent Kropiwnicki nas lekceważy”. Przy drzwiach oflagowanego budynku dyżurują pracownicy, do środka wpuszczają tylko tych, którzy mają przepustkę. Tak wygląda Teatr Nowy w Łodzi, w którym od 6 lutego trwa akcja protestacyjna. Zespół podjął protest po serii zmian dokonanych w teatrze przez Jerzego Kropiwnickiego. Prezydent Łodzi najpierw powierzył dyrekcję artystyczną Nowego znanemu reżyserowi filmowemu, Grzegorzowi Królikiewiczowi, a Grażynie Wasilewskiej, dyrektor naczelnej teatru, wręczył (na schodach) pismo informujące o zamiarze jej zwolnienia i zażądał, by już dalej nie świadczyła pracy. Nazajutrz w teatrze zjawił się Mirosław Orzechowski, wiceprezydent odpowiedzialny za sprawy kultury, i wprowadził Tomasza Bieszczada, który został właśnie pełniącym obowiązki dyrektorem naczelnym. – Kodeks pracy nie zna pojęcia „zwolnienie z obowiązku świadczenia pracy”. Grażyna Wasilewska nadal jest dyrektorem naczelnym, a Tomasz Bieszczad nie może być p.o. dyrektorem naczelnym – wylicza mecenas Irena Zirk-Sadowska, rzecznik komitetu strajkowego. – W przypadku Grzegorza Królikiewicza prezydent Łodzi nie wystąpił o niezbędną opinię do Związku Zawodowego Artystów Polskich. A na dodatek mianował go w godzinach wieczornych i w dzień ustawowo wolny od pracy. Dokumenty dotyczące zmian personalnych w kierownictwie teatru analizowali też prawnicy na zlecenie Sylwestra Pawłowskiego, przewodniczącego rady miejskiej. – Otrzymałem opinie, że są wadliwe pod względem prawnym – twierdzi. Pomysł narodził się w Lidze Polskich Rodzin Artyści sprzeciwiają się odwołaniu Grażyny Wasilewskiej. W Nowym pracuje od 1997 r., początkowo jako zastępca dyrektora, dwa lata później została dyrektorem naczelnym. Jej praca w tym teatrze przypadła na finisz generalnego remontu budynku i tworzenie od nowa zlikwidowanego wcześniej zespołu. Z kolei wskazany na jej następcę Tomasz Bieszczad, popularny „pan Tomek” z teleturnieju „Idź na całość”, przez kilka lat kierował łódzkim informatorem „Kalejdoskop”, co tydzień współredaguje kolumnę satyryczną w jednej z lokalnych gazet, a jako aktor współpracuje z miejscowym Teatrem 77. W 2001 r. ubiegał się o mandat poselski z listy Prawa i Sprawiedliwości. Jednak największe emocje wywołała nominacja na stanowisko dyrektora artystycznego teatru. Grzegorz Królikiewicz to profesor łódzkiej Filmówki, wybitny reżyser głośnych filmów fabularnych („Na wylot”, „Tańczący Jastrząb” i „Przypadek Pekosińskiego”) oraz dokumentalnych. W swoim dorobku ma też szereg przedstawień Teatru Telewizji budzących burzliwe dyskusje swoją wymową oraz kształtem inscenizacyjnym. Prezydent uznał go za najlepszego kandydata do objęcia schedy po zmarłym w noc sylwestrową Kazimierzu Dejmku, jednym z najwybitniejszych artystów polskiej sceny, twórcy Teatru Nowego i jego trzykrotnym dyrektorze. A wiceprezydent Orzechowski (Liga Polskich Rodzin) dumnie wypinał pierś i powtarzał, że jest ojcem pomysłu posadzenia Królikiewicza na dyrektorskim fotelu. Obecnie protestujący żądają odwołania Królikiewicza. Twierdzą, że ma mgliste pojęcie o teatrze. – Z racji swojego tytułu naukowego nie znam się na filmie i telewizji, natomiast znam się trochę na teatrze – mówi „dejmkowski” aktor, Andrzej Żarnecki. – Pan Królikiewicz, z racji swojego tytułu naukowego, zna się na filmie i telewizji, ale nie zna się na teatrze. Przygotowanie aktora do jednorazowego sfilmowania kamerą jest inne niż przygotowanie aktora do powtórzenia danej roli na scenie kilkadziesiąt, a nawet kilkaset razy. Łódź była zszokowana tempem i momentem dokonywania zmiany na kierowniczym stanowisku. Łodzianie porównywali tę sytuację z zaistniałą w 1996 r., kiedy w wypadku drogowym zginął Grzegorz Palka, ówczesny przewodniczący łódzkiej rady miejskiej, a kilkadziesiąt minut po wypadku partyjni koledzy zmarłego w jego gabinecie już pospiesznie szykowali do wyniesienia znajdujące się tam dokumenty. Liczyli, że znajdą wśród nich „haki” na politycznych konkurentów i przeciwników. Kropiwnicki, który przejął wówczas szefostwo ZChN, zamiast potępić – usprawiedliwiał to postępowanie. W przypadku Nowego zgrozą napawał również brak jakichkolwiek procedur wyłaniania następcy Dejmka. Nie było rozmów, poszukiwań ani konsultacji. Wystarczyło, że prezydent znał filmowca z czasów pracy w podziemiu, w okresie stanu wojennego. Do tego Królikiewicz ostatnio deklaruje sympatie ideowe bliskie przekonaniom prezydenta z ZChN. – Polityczna nominacja – niosło się po Polsce. Był to swoisty chichot historii, gdyż łódzki Teatr Nowy swoją

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 08/2003, 2003

Kategorie: Kraj
Tagi: Jan Skąpski