Nie poleciałam z Rokitą

Nie poleciałam z Rokitą

Kiedy dowiedziałam się, że Jan Rokita chce od Lufthansy 300 tys. euro, przerwałam milczenie Upłynął miesiąc od udziału dr Wiesławy K. w zagranicznej konferencji naukowej i jej powrotu 10 lutego z Monachium do Krakowa samolotem Lufthansy, rejs LH3336, który planowo miał wystartować o godzinie 21.25. Po prawie dwugodzinnym oczekiwaniu na pasie startowym, gdy wreszcie wyprowadzono z samolotu pasażera, z którym pilot nie chciał lecieć, podszedł do niej funkcjonariusz niemieckiej straży granicznej i zapytał po angielsku, czy nie chciałaby podać swojego adresu i być świadkiem incydentu, do jakiego doszło na pokładzie tego boeinga 737. Odmówiła, choć bardzo dobrze widziała, co się działo. Potem, już przy wysiadaniu na lotnisku w Krakowie, a było to ok. 1.30 w nocy, podeszła do niej stewardesa i zapytała, czy przypadkiem nie zmieniła zdania i czy zgodzi się być świadkiem. Nie zgodziła się po raz drugi. Po raz trzeci odmówiła, gdy następnego dnia zatelefonował do niej dziennikarz radia RMF i poprosił o zrelacjonowanie tego, co się działo, bo „przecież wiemy, że była Pani w tym samolocie, którym miał lecieć Rokita”. Ani w domu, ani na uczelni dr K. nie opowiedziała, co było w samolocie, choć bała się, że ktoś rozpozna ją po głosie, bo słuchając relacji radiowych i telewizyjnych, w tle wrzasków wzywającego na pomoc rodaków Rokity, można usłyszeć jej głos: „Niech pan wysiądzie”. Nie chciała przyznać się, że była w tym samolocie, bo dla niej to nie była żadna sensacja, ale coś tak żenującego, że chciała o tym jak najszybciej zapomnieć. Nie chciała też szkodzić politykowi, który i tak musi mocno przeżywać odsunięcie go na boczny tor. Przypuszczała, że Rokita wszystko przemyśli, przeprosi za swoje zachowanie i będzie po sprawie. Tak jednak się nie stało i gdy kilka dni temu dr K. przeczytała w „Gazecie Krakowskiej”, że Jan Rokita chce żądać od Lufthansy 300 tys. euro odszkodowania, wytoczyć proces nie tylko tym liniom lotniczym, ale i władzom niemieckim, bo został potraktowany jak na Białorusi, to zmieniła zdanie i przyznała się, że siedziała w 11. rzędzie tego samolotu. Rokitowie byli w 9. Nelly Rokita przy oknie, jej mąż w środku, miejsce przy przejściu było wolne. Dr K. nie wie, kiedy Rokitowie wsiedli do samolotu. Nie było ich w sali odlotów, gdzie wszyscy czekali na opóźniony start. Do samolotu szła „rękawem” na samym końcu i też ich nie widziała. Dopiero gdy wszyscy byli już na swoich miejscach, zauważyła kobietę w wielkim czerwonym kapeluszu i w białych rękawiczkach, która przeszła przez cały samolot i wdała się w rozmowę po niemiecku ze stewardesą, pokazując na mężczyznę w czarnym kapeluszu siedzącego w klasie biznes. Wtedy poznała, że to Rokitowie. – Nie znam niemieckiego, ale nietrudno było zrozumieć, że chciała uzyskać zezwolenie na zajęcie przez nich miejsc w klasie biznes, na co stewardesa nie zgodziła się, bo mieli kupione bilety w klasie ekonomicznej. Nelly Rokita to zrozumiała i usiadła przy oknie w 9. rzędzie, a Rokita pozostał tam, gdzie siedział. Po chwili stewardesa podeszła do niego i poprosiła go o przejście na swoje miejsce, co on zrobił z gestem oburzenia, nie zabierając jednak ze sobą płaszczy. Niemiecka stewardesa zabrała płaszcze z foteli w klasie biznes, zwinęła je w rulon i włożyła do pierwszego wolnego schowka w klasie ekonomicznej, gdyż nad fotelami Rokitów wszystkie schowki były zajęte. – Gdy zatrzaskiwała klapę tego schowka, nagle ze swego miejsca poderwał, się Rokita i krzycząc: „What do you do?”, czyli „Kim pani jest”, odepchnął ją, wyjął płaszcze i przeniósł je do bliższego schowka, mówiąc: „Co za chamstwo!”. To nie było uderzenie, ale wyraźne popchnięcie. Do tego stewardesa najwyraźniej mogła poczuć się urażona słowami: „Kim pani jest?”. Osobiście przypuszczam, że Rokita chciał powiedzieć: „What are you doing?”, czyli „Co pani robi?”, ale nie znając angielskiego, powiedział co innego. Nie jestem też przekonana, czy ta stewardesa nie znała trochę polskiego i nie zrozumiała, co to jest chamstwo. Potem nastąpiło to, co już było wielokrotnie opisywane. Stewardesa poinformowała o incydencie pilota i po chwili przez mikrofon pilot poprosił, aby awanturujący się pasażer opuścił pokład samolotu, bo drzwi są otwarte. Gdy na ten apel nie było żadnej reakcji, stewardesa podeszła do Rokitów i wiedząc, że Nelly Rokita mówi po niemiecku, tłumaczyła jej, że Jan Rokita musi opuścić pokład, bo samolot nie odleci. Gdy nie było żadnej reakcji na kolejną prośbę o dobrowolne wyjście z samolotu, stewardesa udała się

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 11/2009, 2009

Kategorie: Kraj