Niedobre pochodzenie?

Niedobre pochodzenie?

Nie należy przemilczać, kim byli rodzice Krzysztofa K. Baczyńskiego Motto: Głupi niedźwiedziu, gdybyś w mateczniku siedział Nigdy by się o tobie Wojski nie dowiedział. (Adam Mickiewicz „Pan Tadeusz”, „Dyplomatyka i łowy”) Zjawił się na moim biurku nieprzypadkowo wybór poezji Krzysztofa Kamila Baczyńskiego w klasycznym wydaniu Biblioteki Narodowej – Ossolineum – poprzedzony przedmową znakomitego znawcy literatury polskiej, Jerzego Święcha. Nieprzypadkowo. Nigdy to wydanie – jedno z licznych wyborów wierszy K.K. Baczyńskiego – nie zawędrowałoby do Izraela, gdyż publikacje Biblioteki Narodowej mają charakter szkolno-naukowy, to znaczy są lekturą poleconą uczniom gimnazjalnym w Polsce i ośmielam się sądzić, że wydawcy nie wzięli pod uwagę dystrybucji w Izraelu. A jednak – habent sua fata libelli. Ktoś przeczytał przeszło sto stron teoretycznych analiz wstępu J. Święcha i zwrócił uwagę, że na samym końcu figuruje też moje nazwisko (zaszczyt nie lada!), i to wśród niezłego, choć niekompletnego towarzystwa. Po opisie niesłabnącego powodzenia Baczyńskiego u młodzieży, jego licznych wyborów wierszy, czwartej edycji „Utworów zebranych” poety, tłumaczeń na języki obce, nowych prac i monografii figuruje też wzmianka: „Posmak pewnej sensacji towarzyszył natomiast próbom interpretacji wierszy Baczyńskiego pod kątem jego przypuszczalnych reakcji na Holocaust, co rzekomo miało związek z żydowskim pochodzeniem matki (publikacje Budzyńskiego, Józefa Lewandowskiego, Natana Grossa, Joany Roztropowicz-Clark)”. Należy się panu Święchowi uznanie za pewnego rodzaju uczciwość: mógł z łatwością przemilczeć te „próby interpretacji” i przypuszczalnie nikt by się o nie nie upomniał. Ale ponieważ zasygnalizował je w swoim wstępie, a przemilczał to, co niewątpliwie wiedział (choćby z lektury prac wymienionych autorów), ja mu tego nie przemilczę. Samo tak szerokie (104 strony) ujęcie prosi się o dodatkowe omówienie historyka literatury. Nie jestem nim i nie podejmuję się tego zadania. Wolno mi jednak, wolnemu jako czytelnikowi, rzucić parę uwag ogólnych i dorzucić parę szczegółów szczególnych. Edycja przeznaczona, w moim pojęciu, dla trzeciego pokolenia po drugiej wojnie światowej zakłada niejako, że przedmiot ten – to jest tło historyczne – znane jest czytelnikowi i nie ma potrzeby raz jeszcze opisywać, co działo się przez cztery lata w okupowanej Warszawie. Mnie się wydaje, że to nie jest samo przez się zrozumiałe. Młode pokolenie nie żyje na co dzień wypadkami sprzed 50 lat, tym bardziej że w tym czasie też się coś w tej Polsce działo. Nie wspomnieć – zapomnieć – o tym, że się Warszawa paliła w kwietniu 1943 r., zanim spłonęła doszczętnie w roku 1944, to co najmniej niedopatrzenie, a może i świadome przeoczenie. „Próba interpretacji wierszy Baczyńskiego pod kątem jego przypuszczalnych reakcji na Holocaust” – może się ta próba panu Święchowi nie podoba – jego prawo – niech da swoją interpretację… Ale zamknąć oczy i serce poety na to, co się dookoła działo, gdy wszyscy wtedy jakoś reagowali, czy to wypada rzetelnemu krytykowi? Czy Baczyński opatrywał datami napisane wiersze z przyzwyczajenia urzędnika, a może te daty mają coś wspólnego z napisanym wierszem? „Co rzekomo miało związek z żydowskim pochodzeniem matki”. Dlaczego „rzekomo”? Czy może kryje się tu sugestia rzekomego żydowskiego pochodzenia matki Baczyńskiego opisanej we wstępie jako gorąca katoliczka (a była istotnie dewotką)? Ojciec i matka Cofnijmy się o sto stronic wstecz. Wstęp do wyboru Biblioteki Narodowej nie jest pierwszym wstępem J. Święcha do wierszy Baczyńskiego. Mam u siebie wydanie lubelskie (1992 r.): „Wybrał i wstępem opatrzył Jerzy Święch” – oczywiście znacznie krótszym. W tym wstępie pomija pan Święch zupełnie rys biograficzny poety – nie urodził się, nie miał rodziców ani rodziny (ale żonę miał!). W przeciwieństwie do tego wstępu, przedmowa do wydania Ossolineum zaczyna się od bardzo szeroko zakrojonej biografii. Wiele miejsca poświęca J. Święch ojcu Kamila – Stanisławowi, wyliczając jego wszystkie publikacje z historii literatury, przeważnie zapomniane, ale Święch je pamięta. Zapomina tylko, że Stanisław Baczyński nazywał się Bittner (jeśli nie był z pochodzenia Żydem – ponoć nie – to nazwisko wskazuje jednoznacznie na pochodzenie niemieckie), ale umarł przed wojną, więc zaoszczędzona mu może była próba wciągnięcia na listę jako folksdeutscha. Być może, Niemcy przypomnieliby sobie – bo pan Święch zapomniał, a może nie wiedział –

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2002, 30/2002

Kategorie: Kultura
Tagi: Natan Gross