(Nie)dopuszczalne błędy

(Nie)dopuszczalne błędy

Mnie skazano za obrazę pani doktor. Tymczasem od czterech lat nie mogę się dowiedzieć, czy to nie przez nią umarła moja matka – Nie życzę nikomu, by patrzył na śmierć najbliższej osoby i był tak bezradny jak ja. Życia mojej matki nic już nie wróci, ale stanę na głowie, by sprawiedliwości stało się zadość – mówi Zenon Krzeszowski i na dowód zawziętości pokazuje grubą teczkę, wypełnioną opiniami, orzeczeniami, petycjami i odwołaniami. Jest przekonany, że jego matki nie leczono prawidłowo i za wcześnie wypisano ją ze szpitala. Kobieta zmarła w domu, w czwartej dobie po wypisie. Sprawa oparła się o prokuratora. Śledztwo trwało ponad trzy lata. Za pierwszym razem zostało umorzone, wznowiono je po interwencji Prokuratury Krajowej. Od pół roku przed Sądem Rejonowym w Ostrowcu Świętokrzyskim toczy się proces lekarki, ordynatora oddziału, która podjęła decyzję o wypisie kobiety ze szpitala. Oskarżona nie przyznaje się do winy, uważa, że leczenie przeprowadzono prawidłowo, z zachowaniem wszelkiej staranności. Na Krzeszowskim ciąży prawomocny wyrok za użycie groźby karalnej, o co oskarżyła go pani ordynator. Miał grozić jej i jej rodzinie pozbawieniem życia. – Do awantury doszło przy wypisie mojej matki – przyznaje Krzeszowski. – Wściekłem się, kiedy lekarka upierała się przy wypisaniu matki, twierdząc, że leczenie zostało zakończone, a na pierwszy rzut oka było widać, że kobieta jest chora. Zdenerwowałem się, powiedziałem do ordynator, że jest “g… a nie lekarz”. Po tych słowach trzasnęła mi drzwiami przed nosem i na tym się skończyło. Nikomu nie groziłem śmiercią. Sąd jednak nie dał wiary oskarżonemu. Świadek – pielęgniarka powołana przez panią doktor – zeznała na rozprawie, że słyszała pod adresem szefowej groźby pozbawienia życia. Zenon Krzeszowski został uznany winnym i skazano go na 400 zł grzywny. Nie odwoływał się od wyroku. Komornik wyegzekwował należność z renty. – Mnie skazano na jednej rozprawie, raz-dwa i po krzyku – winny. Nikt nie miał wątpliwości. Tymczasem ja od czterech lat nie mogę dojść sprawiedliwości w sprawie leczenia mojej matki przez tę samą panią doktor – mówi rozżalony Krzeszowski. Historia choroby Był 4 listopada 1997 roku, wtorek, Brody Iłżeckie koło Starachowic w województwie świętokrzyskim. 59-letnia Genowefa Krzeszowska skarżyła się na gorączkę, bóle gardła, bóle w piersiach, osłabienie. Z ośrodka zdrowia w Brodach przyjechał lekarz, zbadał chorą i stwierdził lewostronne zapalenie płuc oraz zapalenie gardła. Przepisał antybiotyki. Minął tydzień, ale kuracja nie dała spodziewanych efektów. 12 listopada, środa. Rodzina ponownie wezwała lekarza z ośrodka, który dodatkowo stwierdził u chorej zapalenie biodra. Kobieta leczona była jeszcze przez następne dwa dni w domu, ale wciąż nie odczuwała żadnej poprawy. Była słaba, bez apetytu, bóle nie ustępowały. Syn wezwał pogotowie ratunkowe. Lekarz potwierdził wcześniejszą diagnozę i zabrał chorą do szpitala powiatowego w Starachowicach. Kobieta została umieszczona na oddziale ginekologicznym, gdyż III oddział wewnętrzny był w remoncie. Badania szpitalne wykazały u chorej zapalenie gardła, nie stwierdzono natomiast objawów zapalenia płuc. Pacjentka miała 39,4 st. C, ropny nalot na migdałkach, szmer pęcherzykowy nad płucami. Po zastosowaniu leków temperatura nieco spadła. Pacjentka jednak nie przestała skarżyć się na dolegliwości. Wykonano rentgen klatki piersiowej, stwierdzając, iż “płuca i serce są w granicach normy, w ekg cechy uszkodzenia mięśnia sercowego”. 20 listopada rodzina Genowefy Krzeszowskiej dostała telefoniczną wiadomość ze szpitala, że następnego dnia kobieta będzie wypisana do domu. Zenon Krzeszowski, syn chorej, przyjechał do szpitala i stwierdził, że matka nadal jest słaba, nie wygląda na osobę wyleczoną. W karcie szpitalnej tego dnia zapisano: “Chora w stanie dobrym wypisana do dalszego leczenia ambulatoryjnego”. Mężczyzna starał się o rozmowę z ordynator oddziału i wówczas doszło do awantury, za którą Krzeszowski zapłacił 400 zł grzywny. Mężczyzna uważa, że lekarka chciała pozbyć się chorej ze względu na trudne warunki w placówce, spowodowane remontem oddziału. Po powrocie do domu kobieta miała wciąż te same dolegliwości: osłabienie, bóle barku, głowy, brak apetytu, choć – zgodnie z zaleceniami – zażywała przepisane leki. 25 listopada, około godziny 10-11 Genowefa Krzeszowska skarży się na ból w klatce piersiowej, prosi o podanie nitrogliceryny. Następuje chwilowa poprawa. Osłabienie wraca

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 12/2001, 2001

Kategorie: Reportaż