Niewolnictwo XXI wieku

Niewolnictwo XXI wieku

La Strada – Fundacja Przeciwko Handlowi Ludźmi i Niewolnictwu działa już 15 lat Media chętnie sięgają po takie historie. Dziewczyna z małego miasteczka, brak pracy. Wszyscy młodzi wyjeżdżają za chlebem, jedni do stolicy, drudzy na Zachód. Znajduje ogłoszenie o pracy za granicą: opieka nad dzieckiem, zbieranie owoców, sprzątanie, praca kelnerki. Nawet języka nie trzeba znać. Zajęcie ma być dobrze płatne, z mieszkaniem, więc posiedzi kilka miesięcy, może rok, oszczędzi, wróci i pomoże rodzicom. Pośrednik zapewnia, że wszystko załatwi, ona o nic nie musi się martwić. Albo inaczej: wielka miłość do obcokrajowca. Przystojny, szarmancki, czarujący, trochę egzotyczny, co tylko dodaje mu czaru. Czasem pojawia się niepokój, ale szybko się go ucisza, miłość jest ważniejsza. I wyjeżdża się z tą miłością, tak wielką, że nie można z nią walczyć. Dziewczyna ma się odezwać, kiedy już się rozejrzy, zorientuje, co i jak, zaaklimatyzuje w nowym miejscu. Dni mijają, a kontaktu nadal brak. Albo nawet dzwoni, chwilę jakoś sztucznie porozmawia, zaraz kończy i znów długo, długo milczy. Miał być rok Stana Buchowska, Słowaczka, założycielka La Strady, spotkała wiele takich kobiet. Zmuszanych do prostytucji, żebractwa, niewolniczej pracy. Sprzedawanych jak przedmioty: z rąk do rąk, z kraju do kraju. Od 15 lat organizacja pomaga walczyć z handlem ludźmi i niewolnictwem. – Na początku, w 1995 r., miał to być projekt tylko na rok – wspomina. – Holenderska organizacja STV zajmująca się przeciwdziałaniem handlowi kobietami szukała organizacji partnerskiej. Na początku lat 90. do Holandii zaczęło trafiać coraz więcej kobiet z Europy Środkowej i Wschodniej: Polki, Czeszki, Węgierki, potem też Ukrainki, Białorusinki, Rosjanki. To były zupełnie nowe grupy, wcześniej działaczki z Holandii pomagały raczej kobietom z Azji, Ameryki Południowej, Afryki… Teraz potrzebowały nowych danych. Stana znała czeski i angielski, wcześniej kilka lat była w USA, gdzie współpracowała z organizacjami pozarządowymi. Od pewnego czasu mieszkała w Polsce. Przeszła pozytywnie przez rozmowę i wzięła się do pracy. Po roku projekt był zrealizowany, rozliczony, miał być zakończony. A jednak trwał i zamiast zwinąć skrzydła, zamienił się w fundację. – Byłyśmy zielone jak trawa na wiosnę – opowiada o pierwszych latach Stana. – To był skok na głęboką wodę, uczyłyśmy się w trakcie pracy. Brak wiedzy o problemie handlu ludźmi, niedoinformowanie organów ścigania, nieświadomość osób wyjeżdżających za granicę były ogromne. – Zawsze byłem przerażony, kiedy dowiadywałem się, jak wiele osób nie ma poczucia, że może być w niebezpieczeństwie – wspomina prof. Zbigniew Izdebski, który współdziałał z organizacją od początku jej istnienia i przez lata prowadził badania nad prostytucją. – Wszystkim się wydaje, że to dotyczy kogoś innego. Bardzo trudno odnieść to do siebie: że ja, moi bliscy też możemy być zagrożeni. Szybko okazało się, że ich działania są niezwykle potrzebne i że lokalna praca nie wystarczy. Oddziały La Strady powstały w Czechach, na Ukrainie i w Bułgarii. Później doszły Białoruś, Mołdawia, Macedonia, Bośnia i Hercegowina. Od 2004 r. działają wspólnie jako zarejestrowane w Holandii International La Strada Association. – Daje nam to np. rolę obserwatora przy ONZ, pozwala zgłaszać inicjatywy, ubiegać się wspólnie o dofinansowanie, lobbować na rzecz zmiany prawa – tłumaczy Buchowska. Kim jest prostytutka Bo z prawem bywa trudno. Władze, także krajowe, różnie patrzą na handel kobietami, prostytucję. Lepper uważał przecież, że prostytutki nie można zgwałcić, a jeden z hierarchów kościelnych stwierdził przed kilkoma laty, że „trzeba posprzątać Polskę z tirówek, bo zaśmiecają polski krajobraz”. Pracownice La Strady musiały się sporo napracować, żeby uświadomić społeczeństwu, policji i politykom, że prostytutka nie jest przedmiotem, że ktoś stoi za jej działalnością, że nawet jeśli zgodziła się na swoje zajęcie, nie daje to nikomu prawa do zmuszania, bicia i gwałtów. Że handel ludźmi: kobietą, mężczyzną, dzieckiem – zawsze jest zbrodnią. Z handlem też łatwo nie było, bo przez lata polskie prawo nie do końca wiedziało, co to właściwie jest. Istniał wprawdzie art. 253 par. 1 kodeksu karnego: „Kto uprawia handel ludźmi nawet za ich zgodą, podlega karze pozbawienia wolności na czas nie krótszy od lat trzech”, ale nie definiował, czym właściwie ten handel

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2010, 37/2010

Kategorie: Kraj
Tagi: Agata Grabau