Sztab Kaczyńskiego bardzo dokładnie pilnuje, by pamięć o IV RP zniknęła, byśmy nie pamiętali występów Ziobry, Kamińskiego, lustracyjnych szantaży, fałszywych oskarżeń, śmierci Barbary Blidy Kampania wyborcza, która wchodzi właśnie w ostatnią fazę, na razie mało kogo zaskoczyła. Być może coś wydarzy się w ostatnich dniach przed I turą, choć osobiście w to wątpię. Ale z faktu, że była przewidywalna, nie należy wyciągać wniosku, że była nieciekawa. Bo pokazała nam wiele. Nie tylko stan polskiego społeczeństwa, ale i możliwości sztabów wyborczych. A także nakreśliła mapę polityczną Polski – bo pokazała stan wpływów poszczególnych politycznych sił. Każdy strzela z tego, co ma Najwyraźniej widać to było w mediach – tu nie próbowano już nawet udawać obiektywizmu. Nic z tych rzeczy – media, jak chyba nigdy po roku 1989, zaangażowały się w promowanie swych faworytów i zwalczanie przeciwników. W praktyce wygląda to tak, że jedne są za Komorowskim, a drugie za Kaczyńskim. Które? Tu także nie ma niespodzianek. Armią Kaczyńskiego są media „toruńskie”, czyli Radio Maryja, Telewizja Trwam i „Nasz Dziennik”, „Gazeta Polska”, „Fakt”, „Rzeczpospolita” i Program 1 TVP. W porównaniu z poprzednimi wyborami Prawu i Sprawiedliwości trochę ubyło, bo odpadł z tej grupy tygodnik „Wprost”. Ale i tak jest ona imponująca. Na tym tle media chętniej patrzące na Komorowskiego prezentują się skromniej – to stacje TVN i TVN 24, „Gazeta Wyborcza” i „Polityka”. Ale przecież w politycznym polu stawały nie tylko media. Swoją grę, do czasu wyboru Marka Belki, prowadził zarząd NBP, wchodząc w spór z rządem na temat otwartej linii kredytowej z MFW. Tym razem, w przeciwieństwie do poprzedniej kampanii, milczy CBA. Możemy spekulować, że dzieje się tak dlatego, że tą instytucją nie kieruje Mariusz Kamiński. No i prokuratura już nie chodzi na pasku ministra sprawiedliwości. Ale jeszcze parę dni do wyborów pozostało, może coś zostanie wystrzelone. Mieliśmy też rozmaite wojny lokalne – pisowscy samorządowcy atakowali administrację, że jest nieprzygotowana do powodzi, z kolei wojewodowie czy prezydenci spod sztandarów PO prezentowali się jako ci, którzy ciężko pracują, a tu ktoś z boku im przeszkadza. Czyli, w gruncie rzeczy, wielkich zaskoczeń nie było – każdy grał swoją rolę. Zaskoczenie było gdzie indziej – otóż w stopniu niespodziewanym w kampanię wyborczą włączyły się struktury kościelne. Dał nam przykład biskup Kazimierz Pierwszym sygnałem, że hierarchowie mają ambicje aktywniej uczestniczyć w życiu publicznym, były uroczystości pogrzebowe ofiar katastrofy smoleńskiej. Kościół odgrywał w nich rolę pierwszoplanową, ale to można było jeszcze jakoś wytłumaczyć. Drugim sygnałem była zbiórka podpisów pod kandydaturą Jarosława Kaczyńskiego. Rekordowe półtora miliona podpisów zebrano głównie pod kościołami, po niedzielnych mszach. Ale prawdziwy wysyp inicjatyw kościelnych zaobserwowaliśmy w maju. Sygnał dał tu biskup kielecki Kazimierz Ryczan w kazaniu wygłoszonym z okazji rocznicy 3 maja. Atakował w nim media, bronił Jana Pospieszalskiego za film „Solidarni 2010”, no i jednoznacznie sugerował, kogo Polacy powinni wybrać w wyborach prezydenckich. Później, w wywiadzie dla Echa Kielc, mówił otwarcie: – Jeżeli ktoś wyciąga wnioski, że jestem zwolennikiem PiS, oczywiście, ja się tego nie zapieram. Ja się na tym wychowałem. Pytany zaś o mieszanie się duchownych w sprawy polityczne, odpowiadał: – Są stwierdzenia, że Kościół się miesza do polityki. A jak ma się nie mieszać? Polityka też jest przedmiotem ewangelizacji, politycy także. Nie widzę, dlaczego krytyczne zdanie wypowiedziane wobec jakiegoś tam przedstawiciela władzy jest taką wielką obrazą. Oczywiście, nie można obrażać, ale można mieć inne zdanie. Biskup zaprezentował też, na czym to inne zdanie polega. A mianowicie proszony o komentarz do słów abp. Józefa Życińskiego, który mówił o potrzebie Kościoła „otwartego dla wszystkich Polaków”, czyli czegoś przeciwnego do wizji „Kościoła partyjnego”, odparł: – Biskup Życiński określił to, że Matka Boska nie była partyjną. Oczywiście, stare cwaniactwo słowne. (…) Daleko byśmy doszli, gdybym tak dyskutował. Polak-katolik-pisowiec? Wypowiedzi bp. Ryczana to tylko egzemplifikacja znacznie szerszej tendencji. W ostatnich tygodniach i pisma kościelne, i gablotki parafialne zapełniły się artykułami i zdjęciami promującymi PiS. W polskim Kościele mamy więc zadziwiającą sytuację. Nowy prymas abp Józef Kowalczyk otwarcie deklaruje, że Kościół nie będzie się angażował w kampanię









