Normalny gej

Z gadziej perspektywy Może to sezon ogórkowy, brak ekscytujących medialnie wydarzeń sprawił, że dyskusja o związkach homoseksualnych wyskoczyła poza „branżowo-parlamentarne” getto aż na strony „Gazety Wyborczej”. Cud stał się, bo oto o „tej” tematyce zaczęto pisać spokojnie, bez uraz i wyzwisk. Jacek Kochanowski, młody socjolog, zadeklarował w największym krajowym dzienniku, iż „przyjęcie ustawy o partnerstwie gejowskim nie byłoby jakimś szczególnym uprzywilejowaniem, lecz aktem sprawiedliwości umożliwiającym gejom i lesbijkom życie zgodnie z własną wewnętrzną prawdą, z godnością”. Odpowiadała mu Zofia Milska-Wrzosińska, uważająca, iż „upodobania seksualne można mieć różne. Ale nie wolno żądać od społeczeństwa pomocy w ich zaspokajaniu. Realizacja seksualnych pragnień nie jest największą wartością społeczną”. I tu tkwi sedno niepogrzebanej jeszcze ustawy o partnerstwie seksualnym. Jej przeciwnicy, oczywiście ci uważający się za światłych, humanistycznych, nie traktujących homoseksualnych jako zło wszelkie, nie pragnący odesłać gejów do gazu, podnoszą dwa argumenty. Po pierwsze, nie ma mowy o małżeństwach homoseksualnych, bo to godzi w konstytucję i podstawę naszej kultury, w rodzinę. Drugi brzmi mniej więcej tak: niech już ci kochający inaczej są ze sobą, ale niech nie czynią tego publicznie, nie manifestują swych preferencji, związków, bo to obraża naszą moralność i estetykę. Tymczasem, co celnie zauważa Jacek Kochanowski, przygotowane i przygotowywane projekty ustaw o związkach homoseksualnych, czy partnerskich dla

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2002, 32/2002

Kategorie: Blog