Nadrabiamy zaległości otóż od 4 kwietnia mamy ambasadora na Cyprze. Jest nim Tomasz Lis, osoba, która zrobiła w MSZ wielką karierę. I bynajmniej nie był to efekt jakichkolwiek zdolności, tylko politycznych układów. O czym wiedzą wszyscy i nikt nie zamierza tego ukrywać. Lis działał w latach 80. w organizacji „Wolność i Pokój” i teraz może od tego odcinać kupony. Przyszedł więc do MSZ w roku 1991. Najpierw był zastępcą dyrektora departamentu konsularnego, potem dyrektorem, za Bartoszewskiego pełnił funkcję szefa jego gabinetu. Na tych wszystkich stanowiskach wyrobił sobie opinię osoby mało kompetentnej, za to bardzo zaangażowanej w zwalczanie „starych” pracowników. Gdy MSZ-em zaczął kierować Rosati, namawiano, go, by pozbył się Lisa szybko i brutalnie – to znaczy, żeby wręczył mu wypowiedzenie, jako powód podając brak znajomości języków obcych. Powód zresztą (to fascynujące – jak można pracować w dyplomacji, nie znając języków obcych!) jak najbardziej prawdziwy. Ostatecznie Rosati, jako litościwy postkomunista, zaproponował Lisowi Wyjazd do Rzymu, na stanowiska ambasadora. Ale Sejmowa Komisja Spraw Zagranicznych jego kandydaturę odrzuciła. Potem Rosati chciał wysłać go na stanowisko Konsula Generalnego w Nowym Jorku. Też się nie udało. Wreszcie wysłał go na konsula do Aten. Przy czym też z trudem, bo Lis