Nowi biedacy

Nowi biedacy

We włoskich miastach powstają przytułki dla mężczyzn, których po rozwodzie nie stać na wynajem mieszkania Małgorzata Brączyk Korespondencja z Mediolanu We Włoszech pojawiła się grupa nowych biedaków. To mężczyźni, których po rozwodzie nie stać na wynajem mieszkania. Jeśli mogą, wracają do rodziców, ale coraz większa grupa ląduje w przytułkach dla bezdomnych. Problem jest na tyle poważny, że w wielu włoskich miastach powstają specjalne domy dla rozwiedzionych ojców. Rozwodnicy w kolejce do jadłodajni O ósmej wieczorem w istniejącym od czterech lat schronisku przy ulicy Saponara, na południowych peryferiach Mediolanu, robi się gwarno. To pora kolacji. Zasiadają do niej wspólnie Włosi i cudzoziemcy, narkomani, nosiciele HIV, cierpiący na AIDS, chorzy psychicznie. Przytułek pod wezwaniem św. Franciszka z Asyżu przyjmuje wszystkich. Co noc je tu i śpi ok. 400 mężczyzn. Co czwarty to rozwiedziony Włoch. Marco ma 48 lat. Jeszcze niedawno był policjantem. Potem stracił pracę. 12 lat temu się rozwiódł. Od tego czasu nie widział swej córki. Ciągle ma nadzieję, że uda mu się jakoś pozbierać i na nowo poukładać życie. Na razie jeździ społecznie jako szofer z grupą wolontariuszy, którzy co rano budzą śpiących na ulicach Mediolanu bezdomnych. 51-letni Ivano pozbył się wszelkich złudzeń. Kiedyś pracował jako operator koparki. Po rozwodzie wszystko zaczęło się sypać. Musiał wyprowadzić się z mieszkania. Niedługo potem stracił pracę. Sypiał na dworcu. W schronisku jest od chwili jego powstania. Ma tu kolegów. Była żona wie, gdzie mieszka, i nie woła o pieniądze. Nie musi. Wyszła ponownie za mąż. Za porządnego człowieka. Ivano cieszy się, bo znał go i wie, że jest dobrym ojcem dla jego syna. Francesco ma 54 lata i pochodzi z Catanzaro. Do Mediolanu emigrował za pracą. Znalazł zatrudnienie w banku. Jego problemy zaczęły się dziesięć lat temu. Lekarze mówią, że jest psychicznie chory. Nie może sobie ze sobą poradzić. Po rozwodzie żona wróciła w rodzinne strony, na Sycylię. Najgorzej jest w święta. Boże Narodzenie i Wielkanoc w przytułku to rozpacz, tylko walić głową w mur. Najbardziej tęskni za córką. Nie widział jej od siedmiu lat. Pamięta ją jako małą dziewczynkę. Śni mu się domowa kuchnia. Wieprzowe sycylijskie ragu. W jadłodajni nie ma go prawie nigdy, bo wielu bezdomnych to muzułmanie. Carlo wierzy, że jeszcze odbije się od dna. Ma 38 lat i dobry fach w ręku. Jest mechanikiem samochodowym. Po rozwodzie nie może związać końca z końcem, bo spłaca pożyczkę za wspólne niegdyś mieszkanie, do tego dochodzą alimenty. Znajomi mówią mu, że jeśli nie stać go na płacenie rat, to niech zwróci się do sądu, aby bank wystawił mieszkanie na licytację, ale on nie chce tego zrobić, bo przecież mieszka w nim dwójka jego dzieci. Zostało jeszcze 18 rat. Potem zacznie myśleć o sobie. Gnieżdżąca się w przytułku, licząca blisko sto osób kolonia będących w separacji lub rozwiedzionych mężczyzn leży szczególnie na sercu franciszkanom opiekującym się placówką. – Powinni zająć się tym politycy, bez ich pomocy z ludzi, którzy chwilowo znaleźli się bez dachu nad głową, staną się bezdomnymi na zawsze – mówi przeor Clemente Moriggi. Na alarm bije też włoskie stowarzyszenie prawników specjalizujących się w sprawach rozwodowych. Według przedstawionych przez nie danych 25% korzystających z darmowych jadłodajni stanowią rozwodnicy, a większość z nich, bo aż 80%, to płeć męska. To samo źródło podaje, że w Mediolanie i na jego peryferiach jest 50 tys. mężczyzn, których po rozwodzie nie stać na wynajem mieszkania. Władze miasta obiecują energiczne działania. Niebawem przy ulicy Calvino zostanie otwarty pierwszy w Mediolanie dom dla rozwiedzionych ojców. Organizatorzy zdecydowali się na pokoje jedno- i dwuosobowe. W obiekcie będzie też wspólna jadłodajnia oraz biblioteka. Mężczyźni będą mieli do dyspozycji niewielki ogród. W sumie placówka da dach nad głową 160 osobom. Odpłatność ustalono na 100-150 euro miesięcznie. – Dom jeszcze nie został oddany do użytku, a liczba chętnych wielokrotnie przekracza liczbę miejsc. To tylko kropla w morzu potrzeb – powiedział Domenico Fumagalli, szef lombardzkiego stowarzyszenia ojców w separacji. Podobnymi refleksjami podzielił się Elio Cirimbelli, szef stowarzyszenia pomocy separowanym i rozwiedzionym w Bolzano. To z jego inicjatywy powstał w tym bogatym miasteczku dom, w którym rozwiedzeni ojcowie bez dachu nad głową mogą spotykać się z dziećmi. –

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 15/2010, 2010

Kategorie: Świat