Lokalni działacze mają nadzieję, że Oleksy przywróci znaczenie mazowieckiemu SLD Pogłoska o tym, że Józef Oleksy chce zostać baronem na Mazowszu, rozeszła się już w sierpniu. Wtedy też Oleksy ruszył w teren, gdzie składał przyjacielskie wizyty członkom lokalnych zarządów Sojuszu. I jak mówią działacze, spotykał się z nimi bynajmniej nie jako wiceprzewodniczący partii, ale jako Józek z okręgu siedleckiego. W mazowieckim SLD nikt nie może sobie przypomnieć, kto jako pierwszy wysunął kandydaturę Oleksego (na zjeździe oficjalnie zrobiła to delegatka z Płocka). W kuluarach mówi się więc, że wybrał się sam i jak pokazał zjazd, był to wybór słuszny. Oleksy robi szpagat Pasmo sukcesów byłego premiera (wcześniej zdobył największą liczbę głosów na wiceprzewodniczącego partii) jest tym bardziej widoczne, że przyszło w czasie gwałtownie topniejącego zaufania do lidera Sojuszu – Leszka Millera. Znów ożyły spekulacje na temat rywalizacji między tymi politykami. Coraz więcej osób rozczarowanych premierem zwraca uwagę na ogromną popularność Oleksego. W oczach lokalnych działaczy stał się kandydatem na następnego premiera, a kto wie, może nawet na prezydenta. W SLD oczywiście nikt oficjalnie tego nie potwierdza, ale w towarzyskich rozmowach politycy przyznają, że Miller coraz wyraźniej czuje na plecach oddech konkurenta. W kuluarach zjazdu dało się również słyszeć sceptyczne komentarze, że Oleksy jest jedynie silny słabością Millera. – To żadna alternatywa. Tak naprawdę Oleksy i Miller to ta sama kategoria polityków. Podobny wiek, podobny styl uprawiania polityki. Jeśli zastąpi się jednego drugim, to i tak nic się nie zmieni – twierdzi jeden z liderów SLD. Część polityków Sojuszu zastanawia się, czy Oleksemu był potrzebny kolejny tytuł. Już teraz mówi się o nim „człowiek choinka”. Jest wiceprzewodniczącym SLD, przewodniczącym rady mazowieckiej, przewodniczącym sejmowej Komisji Europejskiej. Te funkcje wymagają od niego trudnej sztuki bycia aktywnym w kilku miejscach jednocześnie: w kraju, regionie i Brukseli. Takie „rozkraczenie” może osłabić jego pozycję, jeśli się okaże, że nie potrafi sobie z tym poradzić. Na razie jednak nowo wybrany przewodniczący jest dla większości terenu nadzieją na poprawę napiętej sytuacji. Chwalą go za to, że nie odgradza się murem od zwykłych działaczy i co dla lokalnych liderów najważniejsze – pozostawi w spokoju dotychczasowe układy. A to oznacza, że Mazowszem nie będą wstrząsać walki wewnętrzne. Tak jak to miało miejsce za Łapińskiego zwalczającego Nieporęta i Piłata. – Oleksy ma charyzmę, ale nie jest mściwy. To bardzo dobrze, bo na Mazowszu nie są już potrzebne kolejne wojny – przekonuje warszawski delegat Krzysztof Jachimczyk. – Nie traci kontaktu z ludźmi na dole. Potrafi rozmawiać ze wszystkimi. Ma szansę zintegrować Mazowsze – zachwala z kolei Aleksandra Łuszczyńska z Płocka, gorąca zwolenniczka Oleksego. – Po Łapińskim był u nas taki marazm, zastój. Byliśmy zażenowani i oburzeni tym, co się stało. W takiej atmosferze trudno pracować. Oleksy potrafi dać impuls do działania. Jest życzliwy ludziom i to się czuje – dodaje Jan Górski, burmistrz Węgrowa. Zawiedzeni działacze Oleksy podejmuje się niełatwej roli, bo powodów do złego samopoczucia działacze SLD mają na Mazowszu niemało. Ostatnie wybory samorządowe – najważniejsze dla terenu, bo bezpośrednio przekładające się na sytuację partyjnych działaczy – SLD przegrał. Rozmowy o stworzeniu koalicji z PSL, które w województwie jest bardzo silne (tutaj są okręgi wyborcze Jarosława Kalinowskiego i Waldemara Pawlaka), skończyły się fiaskiem, bo ludowcy w ostatniej chwili się wycofali. Co więcej, dogadali się z PiS i LPR, a Sojusz został zepchnięty do opozycji. Efekt? Równie bolesny, co łatwy do przewidzenia. Działacze nie tylko nie zyskali nowych stanowisk, ale jeszcze utracili te, które mieli do wyborów. – Kiedy zdobyliśmy władzę w kraju, wszyscy mieli nadzieję, że wreszcie się polepszy. Każdy myślał, że od razu otworzą się przed nim możliwości lepszego życia. To było irracjonalne, bo przecież wiadomo, że na to trzeba czasu. Ale faktem jest, że oczekiwania były i nie spełniły się. Na to jeszcze nałożyła się przegrana w samorządzie warszawskim. To wszystko doprowadziło do frustracji w partii – opowiada o nastrojach w regionie Krzysztof Jachimczyk, członek rady mazowieckiej. Tę frustrację w szeregach mazowieckiego SLD pogłębia
Tagi:
Joanna Tańska









