W upowszechnianiu muzyki klasycznej w sposób rozrywkowy jesteśmy bliscy odnalezienia punktu G Z Waldemarem Mailckim rozmawia Bronisław Tumiłowicz Z niegdysiejszej misji telewizji publicznej został już chyba tylko program „Filharmonia Dowcipu”, który łączy szlachetne ambicje edukacji i kultury wyższej z przystępną rozrywką i humorem. – Trudno powiedzieć, czy pozostał, bo nie mamy teraz w Telewizji Polskiej żadnego programu, a to, co się nadaje w Dwójce, to powtórki wcześniej nagranych audycji. My natomiast pracujemy nad strategią dalszego rozwoju. Dalszego czy wyższego? Bo z tego, co wiadomo, będziecie teraz występować pod szyldem Teatru 6. piętro, któremu dyrektorują Eugeniusz Korin i Michał Żebrowski. Czy to już nie będzie dla telewidzów? – Nie wiemy. Telewizja kupiła nasz gotowy produkt. Nagraliśmy dla niej 23 godziny autorskiego programu. Mają teraz tego dużo i mogą nadawać po raz trzeci, czwarty odcinki złożone wedle telewizyjnego uznania, gdzie już po drugim przemontowaniu oryginalnego programu giną jego główna myśl i przesłanie. Ciągłe powtórki zlepione bez żadnej myśli przewodniej nieźle namieszały widzom w głowach i w żaden sposób nie przyczyniły się do popularyzacji i promocji „Filharmonii Dowcipu”. Programy oryginalne, autorskie docierały do 4 mln widzów, a w rankingu oglądalności TOP 30 znaleźliśmy się raz na 9. miejscu, a raz na 12., wyżej niż show Szymona Majewskiego, nie mówiąc już o Kubie Wojewódzkim. W bezpośredniej konfrontacji programowej mieliśmy w niektóre niedziele więcej widzów niż „Taniec z Gwiazdami”. Popierają nas głównie widzowie oraz środowiska biznesowe, dla których także niekiedy występujemy. Bardziej was interesują pieniądze biznesmenów niż misja szerzenia oświaty i kultury? – Interesuje nas i jedno, i drugie. Uważam, że to zdrowa sytuacja, kiedy podobnie jak w XVIII w. klasy uprzywilejowane konsumowały sztukę z własnej i nieprzymuszonej woli. Nasz produkt jednak dzięki TVP docierał do widza masowego, tylko telewizja nie wyciągnęła z tego żadnej nauki. Jak to nie wyciągnęła, skoro nadawała was niemal w każdą niedzielę? – Po emisji pierwszego cyklu telewizja przeprowadziła sumienne badania rynkowe. Wnioski z nich były następujące: „Filharmonia Dowcipu” stała się odkryciem dla widzów, chcieli jej więcej, chcieli oglądać te programy z całą rodziną. Pytani o porę emisji, wskazywali piątek wieczór albo niedzielę po południu. I jak zwykle pieniądze na badania zostały wydane, ale nikt nie potraktował ich poważnie. Emisję drugiej serii cyklu – moim zdaniem dużo lepszej – schowano po finałach „Mam talent”, a powtórki pojawiły się bodajże w czwartek o godz. 14. I mimo to, wciśnięci gdzieś pomiędzy czystą komercję, dostaliśmy Telekamery – najbardziej wiarygodny dowód uznania widzów. Obroniliśmy się, choć sam pomysł był jak na telewizję nietypowy. Za bardzo misyjny? – Właśnie, ale tę misję i edukację wprowadzaliśmy jakby bocznymi drzwiami, oswajaliśmy, ośmielaliśmy publiczność do odbioru muzyki nieco poważniejszej. Typowy program rozrywkowy telewizji to casting na wokale. Wyjątkiem jest grupa, która tańczy. A my pokazywaliśmy programy, gdzie była treść, dramaturgia, gdzie nie było prostej składanki z muzyką, śpiewem, ruchem, ale widowisko, które dawało jeszcze sporą przyjemność oglądającym. Nawet intelektualną. Sukces frekwencyjny pokazał, że taka formuła, gdzie występują elegancko ubrani ludzie, gdzie produkują się muzycy z dużymi umiejętnościami, też się podoba. Okazało się, że tzw. szeroka publiczność może konsumować coś trochę głębszego. Naszym istnieniem podważyliśmy tezę, że tylko banały mają prawo bytu. Będziemy robić swoje Udowodniliście i co? Banały znikły? – Nie, ale będziemy dalej robić swoje. Skoro publiczność dała się porwać, skoro każdego dnia ludzie oglądają fragmenty naszych programów na YouTube, gdzie też odnotowaliśmy milion wejść nawet z Ameryki Południowej: Meksyku, Kolumbii, Argentyny, możemy szerzyć naszą misję na całym świecie. Co zaproponujecie w Teatrze 6. piętro? – To dla nas duże wyzwanie. Przez ostatnie lata graliśmy prawie zawsze dla kilkutysięcznej widowni. Teraz chcemy wejść do małej, kameralnej sali, gdzie widz dostrzega każdy detal i słyszy każdy nieuzasadniony szmer. To wyższe piętro Filharmonii Dowcipu, bardziej skoncentrowanej na muzyce. Program zarówno Filharmonii Dowcipu z 25-osobową orkiestrą, jak i mojego solowego
Tagi:
Bronisław Tumiłowicz









