O co chodzi w wojnie o media

O co chodzi w wojnie o media

Tzw. afera Rywina sprawiła, niestety, że na cenzurowanym znalazły się polskie media publiczne. Występujący przed Komisją Śledczą szefowie Agory i „Gazety Wyborczej” zrobili wiele, by poprzez różne aluzje i niedomówienia stworzyć czarny obraz mediów publicznych. Po zeznaniach przewodniczącego Krajowej Rady, Juliusza Brauna, oliwy do ognia dolewają komentarze nieprzyjaznych lewicy polityków i publicystów, wśród których rej wodzą gorliwi neofici w rodzaju red. Tomasza Lisa czy red. Moniki Olejnik. Gdy się ich słucha i ogląda, ma się wrażenie, że całe polskie zło skupiło się w mediach publicznych, Krajowej Radzie, a personalnie we Włodzimierzu Czarzastym i Robercie Kwiatkowskim. Przez cały praktycznie 2002 r. na łamach prasy (szczególnie „Gazety Wyborczej”) i na antenach prywatnych stacji radiowych (zwłaszcza RMF) i telewizyjnych (np. w TVN ) toczyła się agresywna kampania dyskredytująca rządowy projekt znowelizowanej Ustawy o Radiofonii i Telewizji. Atakowane były przede wszystkim dwie jej regulacje: uszczelnienie systemu abonamentowego, ergo: wzmocnienie mediów publicznych, i ochrona przed nadmierną koncentracją kapitału w mediach. Notabene regulacje, które pojawiły się już w projekcie skierowanym do Sejmu jeszcze przez rząd premiera Buzka. O ile jednak w trakcie kampanii nienawiści wobec ustawy wytaczane były tylko argumenty merytoryczne, choć największego

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 12/2003, 2003

Kategorie: Opinie