Najważniejszy szpieg

Najważniejszy szpieg

Opublikowana książka Weisera oparta na amerykańskich dokumentach wskazuje właściwe miejsce Ryszarda Kuklińskiego

Jeszcze 13 grudnia ubiegłego roku czytałem artykuł prof. Andrzeja Paczkowskiego gromiący gen. Wojciecha Jaruzelskiego za to, że z cynizmu i uległości wobec Moskwy wprowadził stan wojenny. Zdaniem profesora, decyzja z 13 grudnia 1981 r. nie była uzasadniona ani zewnętrzną, ani wewnętrzną sytuacją. Minęły niecałe dwa miesiące i niespodziewanie profesor zrewidował swoje opinie, i zaczął używać innych słów.
To nie odkrycie jakichś nowych, nieznanych dotychczas dokumentów doprowadziło do tej przemiany. Wystarczyła do tego dość ogólnikowa informacja o wydanej właśnie w USA najnowszej książce Benjamina Weisera „Tajne życie” o Ryszardzie Kuklińskim i jego współpracy z CIA. Z noty prasowej prof. Paczkowski dowiedział się nagle rzeczy, o których dotychczas nie miał pojęcia. Np. o tym, że marszałek Wiktor Kulikow żądał wprowadzenia radzieckich doradców do polskiej armii. „Ta wiadomość jest dla mnie zupełnie nowa”, powiada. „Powinno się ponownie przeanalizować dokumenty na temat przygotowań do stanu wojennego”, dodaje. Paczkowski zdaje się dopuszczać do siebie myśl, że – wbrew temu, co z niezwykłym zapałem głosił przez ostatnie lata – istniało dla Polski w 1981 r. zagrożenie interwencją zewnętrzną, którą stan wojenny mógł powstrzymać.
Z omówienia książki Weisera w „Gazecie Wyborczej” nie wynika w rzeczywistości żadna nowa wiedza. Wszystkie podane tam informacje były w kraju

ujawnione już znacznie wcześniej.

Przed kilku laty sam mówiłem w wywiadzie dla nieistniejącego już tygodnika „Prawo i Życie” o ustawicznej presji Moskwy na wprowadzenie radzieckich przedstawicieli w polskiej armii aż do szczebla dywizji. Mówili i pisali o tym gen. Jaruzelski i gen. Siwicki. Nigdy nie spełniliśmy tych żądań. W kilku publikacjach ujawnione zostały informacje o odsunięciu polskich oficerów od przygotowań manewrów „Sojuz 81”, które mogły być kamuflażem interwencji. Ostatnią próbą przed interwencją były też wielkie manewry „Zapad 81”, co wynika z materiałów publikowanych w Rosji i na Litwie.
Także sprawa 18 grup radzieckich żołnierzy skrycie przebywających w różnych rejonach Polski w 1981 r. nie jest odkryciem. O ich pojawieniu się wiedziano wówczas i w Sztabie Generalnym, i w „Solidarności”. Wielokrotnie wspominał o tym w swoich relacjach Ryszard Kukliński. Ale w Sztabie Generalnym wiedziano więcej. To nie były rekonesansowe grupki komandosów mające dokonać jakiejś dywersji czy też wyznaczyć lądowisko dla większego oddziału. Byli to żołnierze wojsk łączności. Moskwa, przekonana, że w razie interwencji Polacy zablokują przebiegające przez nasz kraj połączenia Układu Warszawskiego, budowała odrębny polowy system łączności dla wojsk interwencyjnych.
Przez minione 10 lat w Polsce ujawniono bardzo wiele informacji na temat zewnętrznego zagrożenia wiszącego nad Polską w latach 1980 i 1981. Wielu innych historyków nie chce przyjąć tego do wiadomości. Polityczna, a może po części także osobista niechęć wobec gen. Jaruzelskiego nie pozwalała podjąć próby weryfikacji tych informacji. Wygodniej było bronić tezy o cynizmie i uległości generała?
Teraz, gdy informacje te nadchodzą z amerykańskiego źródła, które trudno posądzać o chęć usprawiedliwienia autorów stanu wojennego, historycy zmieniają zdanie, gotowi są sprostać nowemu wyzwaniu. Gotowi są do nowych badań nad przyczynami stanu wojennego. To dobrze, bo na naukę nigdy nie jest za późno.
Podobno w książce Benjamina Weisera prezentowana jest opinia Kuklińskiego, że w latach 1980-1981 polscy wojskowi byli przekonani

o nieuchronności interwencji radzieckiej.

Przez cały 1981 r. w Sztabie Generalnym wiedzieliśmy doskonale to, co wynika z książki Benjamina Weisera. Siły zbrojne ZSRR i innych krajów Układu Warszawskiego skrycie, ale systematycznie przygotowywały się do operacji inwazyjnej na Polskę. Dla mnie i dla moich podwładnych przygotowanie stanu wojennego było rozwiązaniem alternatywnym, chroniącym kraj przed obcym najazdem. Tak rozumiałem to wówczas i z tym przekonaniem odejdę.
Byłem bezpośrednim przełożonym Ryszarda Kuklińskiego w Sztabie Generalnym. Wiem, do jakich dokumentów miał dostęp i co mógł przekazać wywiadowi USA. Jestem przekonany, że prof. Paczkowski jeszcze nie raz będzie zaskoczony, jak wielkiej wagi informacje – nie o Układzie Warszawskim, ale o systemie obronnym Polski – przekazał Kukliński obcemu wywiadowi.
Uważałem go za zdolnego oficera. Nigdy nie potrafiłem zaakceptować zdrady, ale to nie zmieniło mojej oceny jego walorów intelektualnych. Dlatego z najwyższym zdumieniem obserwowałem, jak Ryszard Kukliński zmienia się w postać z papierowego mitu, który w żaden sposób nie przystaje do rzeczywistości.
Jak przekracza granice absurdu i śmieszności, godząc się na przypisywanie sobie roli „oficera łącznikowego gen. Jaruzelskiego przy radzieckim dowództwie”, „pierwszego polskiego oficera w NATO” czy „zdobywcy planów operacyjnych ZSRR”. Jak nie prostuje groteskowych opinii przypisujących mu ocalenie świata przed III wojną światową. Jak z powagą zapewnia, że nie był agentem amerykańskiego wywiadu, ale jednoosobowym politycznym i militarnym sojusznikiem USA. Jak bezwstydnie nadużywa autorytetu nieżyjącego gen. Bolesława Chochy. Wreszcie jak serwuje polskim czytelnikom głupstwa o tym, że przez cały okres PRL pomiędzy siłami zbrojnymi USA a Wojskiem Polskim utrzymywane były jakieś tajne polityczne kontakty.
Ryszard Kukliński, traktowany dotychczas dość instrumentalnie w propagandowej i politycznej walce z PRL i ludowym Wojskiem Polskim, wykorzystywany dla personalnych ataków na gen. Wojciecha Jaruzelskiego, uczynił wiele, aby zakłamać wizerunek Sztabu Generalnego WP, aby odebrać honor i godność wielu przyzwoitym Polakom w mundurach.
Jako stary, emerytowany generał z dumą patrzę na oficerów i generałów Sił Zbrojnych III RP. Wielu z nich rozpoczynało służbę

pod moim dowództwem,

z wieloma zetknąłem się podczas wykonywania zadań służbowych. Także podczas stanu wojennego.
Żaden z nich nie zdradził – jak Ryszard Kukliński – munduru ani przysięgi wojskowej składanej Ojczyźnie. Takiej, jaka ona wówczas była. To oni, a nie Ryszard Kukliński, byli pierwszymi polskimi oficerami w NATO. To oni modernizują polską armię, tak by była zdolna sprostać wyzwaniom i zagrożeniom XXI w. To oni są wśród tych, którzy narażają zdrowie i życie w pokojowych misjach na Bałkanach, w Azji i na Bliskim Wschodzie. Przynoszą Polsce chlubę, kierując, z polityczną mądrością i profesjonalną perfekcją, trudnymi działaniami w ogarniętym chaosem Iraku. Niektórzy zginęli na służbie.
To oni tworzą dzisiaj tradycję i ducha nowej polskiej armii.
A Ryszard Kukliński? Książka Benjamina Weisera wyznacza mu właściwe miejsce w historii PRL. Był „najważniejszym szpiegiem, jakiego miała CIA nie tylko w Polsce, ale i w całym bloku wschodnim”. I tylko tyle.

Autor jest generałem dywizji w stanie spoczynku

 

Wydanie: 07/2004, 2004

Kategorie: Opinie

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy