Wojna w Ukrainie z perspektywy polityki mocarstw

Wojna w Ukrainie z perspektywy polityki mocarstw

W Ukrainie toczy się wojna amerykańsko-rosyjska, tyle że strona amerykańska walczy ukraińskimi rękami W PRZEGLĄDZIE ukazał się niedawno wywiad z amerykańskim teoretykiem stosunków międzynarodowych Johnem Mearsheimerem (nr 12, 14-20.03.2022). W debacie toczącej się w Polsce wokół agresji Rosji na Ukrainę jest to istotny głos, przełamujący monoideowość tej debaty. Analiza Mearsheimera zmusza do spojrzenia na obecne, tragiczne wydarzenia w Ukrainie przez pryzmat wielkiej polityki, spojrzenia w skali makro. A w niej to, co się dzieje w granicach naszego sąsiada – tak dla nas istotne, dotykające tak mocno – pozostaje lokalną odsłoną wielkiej rywalizacji na arenie światowej. Spojrzenie w skali makro może czasem rzucić światło na wydarzenia, które inaczej wydają się niezrozumiałe. Opinia publiczna w Polsce powinna mieć możliwość chociażby chwilowej zamiany lokalnej perspektywy na perspektywę generalną, by odnieść przez to jakąś korzyść. Gdy przyjmie się tę generalną perspektywę, nie ulega kwestii, że zasadniczym problemem w polityce światowej jest antagonizm amerykańsko-chiński. Innymi słowy, realnym zagrożeniem dla Ameryki są Chiny, a nie Rosja. We wspomnianym wywiadzie Mearsheimer mówi o tym otwartym tekstem. Co więcej, amerykański teoretyk pragnąłby, aby Rosja wsparła USA w rozgrywce z Chinami, aby stała się częścią antychińskiej koalicji. Trzeba powiedzieć, że pragnienie to zdecydowanie rozmija się z obecną wolą elit politycznych w Waszyngtonie. Wydaje się, że Waszyngton podjął w pewnym momencie próbę porozumienia się z Moskwą przeciwko Chinom. Wyrazem tego był słynny „reset” w stosunkach amerykańsko-rosyjskich, zaproponowany przez prezydenta Baracka Obamę. Próba ta zakończyła się fiaskiem. Skalę tego fiaska oddaje wywiad prezydenta Joego Bidena udzielony George’owi Stephanopoulosowi, w którym amerykański prezydent twierdząco odpowiada na pytanie dziennikarza, czy uważa prezydenta Putina za zabójcę. Jest to rzecz bez precedensu, bo musimy wykluczyć jakikolwiek element przypadkowości tej wypowiedzi. Pokazuje ona zarazem, że Ameryka nie dążyła do deeskalacji napięcia w stosunkach z Rosją, wręcz przeciwnie. Zmierzała także do wepchnięcia Rosji na drogę rozwiązań siłowych w odniesieniu do Ukrainy z powodów, o których poniżej. Odnotuję jeszcze na marginesie, że deeskalacyjnych zamiarów trudno się dopatrzyć w określeniu przez prezydenta Bidena przywódcy Rosji mianem zbrodniarza wojennego, za co Rosja zagroziła USA zerwaniem stosunków dyplomatycznych. Naturalną konsekwencją fiaska porozumienia amerykańsko-rosyjskiego jest porozumienie chińsko-rosyjskie. Bezsprzecznie jednak w interesie USA nie leży wytworzenie sytuacji, w której silna Rosja sprzymierza się z jeszcze potężniejszymi Chinami. Jeśli Rosja nie chce być antychińskim sojusznikiem Ameryki, to rzecz w tym, by uczynić ją jak najmniej użytecznym, jak najsłabszym sojusznikiem Chin. Oznacza to, że w Ukrainie, przyjmując konsekwentnie perspektywę wielkomocarstwową, toczy się obecnie wojna amerykańsko-rosyjska, tyle że strona amerykańska walczy ukraińskimi rękami. Wiemy z doświadczenia, że Amerykanie są biegli w takim sposobie prowadzenia wojen. Czyż w trakcie II wojny światowej nie pokonali Wehrmachtu rękami czerwonoarmistów? Zdaje się to potwierdzać zachowanie Amerykanów w miesiącach poprzedzających wybuch wojny. Ich działania, jak wspomniałem, nie zmierzały do deeskalacji napięcia. Przeciwnie, można odnieść wrażenie, że Amerykanom zależało na tym, by Rosja uwikłała się w wojnę i okupację Ukrainy. Weźmy oświadczenie prezydenta Bidena, że wykluczone jest wysłanie wojsk amerykańskich do Ukrainy. Czy gdyby celem polityki amerykańskiej było zażegnanie rosyjsko-ukraińskiego konfliktu, niedopuszczenie do niego, należało wydawać takie oświadczenie i później je powtarzać? Nawet jeśli było ono od początku zgodne z założeniami amerykańskiej polityki, to czy nie lepiej byłoby dla zachowania pokoju powstrzymać się od takich deklaracji i wytworzyć w ten sposób stan niepewności? Dla strony amerykańskiej ryzyko wejścia Rosji do Ukrainy nie było wielkie, bez względu na to, który z dwóch możliwych scenariuszy by się realizował. W scenariuszu pierwszym, który się nie ziścił, Rosja bardzo szybko pokonałaby siły zbrojne Ukrainy i podporządkowałaby sobie kraj. Skutkiem byłoby jednak powstanie grup partyzanckich w Ukrainie, dozbrajanych i podtrzymywanych przez Zachód. Rosja miałaby potężne problemy związane z okupacją sąsiada i zużywałaby na to bardzo wiele siły. Czysty amerykański zysk. W scenariuszu drugim, który, wydaje się, jest właśnie realizowany, dozbrajana przez Zachód armia ukraińska stawia opór i konflikt przybiera postać długotrwałych, zaciętych walk. To także jest, rzecz oczywista, na rękę Waszyngtonowi. Z amerykańskiej perspektywy chodzi teraz nade wszystko o to, aby umiejętnie dozować pomoc dostarczaną

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 14/2022, 2022

Kategorie: Opinie