Polityk PO kupił za bezcen budynek z działką w centrum Ostrowca Świętokrzyskiego O tym, że łączenie biznesu z polityką nie wychodzi na dobre, przekonał się na własnej skórze szef Platformy Obywatelskiej w powiecie ostrowieckim, Wojciech Wiśniewski. Interesy miejscowego przedsiębiorcy zawsze wywoływały komentarze, ale dopiero kupno trzypiętrowego biurowca starej huty z działką o powierzchni ponad 2 tys. m kw. za 110 tys. zł rozpętało prawdziwą burzę. Do transakcji doszło bowiem wśród członków tego samego koła Platformy Obywatelskiej. Biurowiec kupował przewodniczący Wojciech Wiśniewski, sprzedawał syndyk Sławomir G., który przy jego poparciu zamierzał startować na posła. Całość wyceniał rzeczoznawca Krzysztof C., kolejny członek PO. – To zbieg okoliczności, że wszyscy należymy do jednej partii – zapewniał po ujawnieniu powiązań Wojciech Wiśniewski. Czy to wszystko jest jednak zbiegiem okoliczności? Zastanawia fakt, że syndyk Sławomir G., mieszkaniec Kielc, zdecydował się wstąpić do koła PO w Ostrowcu Świętokrzyskim i stąd startować do parlamentu. Czyżby liczył na pomoc Wojciecha Wiśniewskiego, który w wywiadzie dla lokalnej prasy chwalił się, że należy do czteroosobowej grupy mającej decydować o wojewódzkiej liście kandydatów na posłów? 100 tysięcy w ratach O złotym interesie głośno w mieście i regionie. Codziennie ludzie zatrzymują się przed olbrzymim biurowcem i nie mogą ukryć zdenerwowania. Nie ma co się dziwić, większość mieszkańców żyje w biedzie i trudno im się pogodzić, że jeden z najbogatszych ludzie w mieście za bezcen bierze majątek wypracowany przez ich ojców i dziadów. Szczególnie zbulwersowani są byli hutnicy z upadłych zakładów, którzy chcieliby jak najszybciej otrzymać zaległe wypłaty i należności. – To niesprawiedliwość! – mówią. – Dlaczego syndyk sprzedał za tak niską cenę? Jeszcze Platforma nie doszła do władzy, a już dzieli nasz wspólny majątek. W tej części miasta czekają na rozbiórkę dwa bloki w bardzo złym stanie technicznym. Już dawno ludzie powinni być przesiedleni, ale brakuje mieszkań. – Biurowiec byłby jak znalazł na mieszkania! – sugerują mieszkańcy. Syndyk Sławomir G. zapewniał, że o żadnych nieprawidłowościach nie ma mowy. Transakcji dokonał zgodnie z przepisami. Kilkakrotnie zamieszczał ogłoszenia w prasie centralnej, ale oprócz Wojciecha Wiśniewskiego nikt się nie zgłosił. Od sędziego komisarza otrzymał zgodę na sprzedaż z wolnej ręki. Co do ceny, to miała na nią wpływ wymuszona sprzedaż. Na dodatek co miesiąc syndyk musiał płacić gminie prawie 4 tys. zł podatku, a nowy właściciel obiecał mu pomieszczenia biurowe nieodpłatnie. Dziwnym jednak trafem syndyk zdążył sprzedać biurowiec tuż przed ukonstytuowaniem się rady wierzycieli. Nowy właściciel biurowca zaczął umniejszać wartość nabytku. Wyliczał, ile będą go kosztowały remont, wymiana dachu, okien, instalacji. Użalać się jednak nie powinien, bo syndyk rozłożył 110 tys. zł na 23 raty. I w konsekwencji miesięczna rata może być mniejsza niż dochody z wynajmu pomieszczeń biurowych. Wojciech Wiśniewski zaraz bowiem wywiesił ogłoszenie o tanich lokalach do wynajęcia, by biurowiec mógł już na siebie pracować. Szef świętokrzyskich struktur PO, poseł Konstanty Miodowicz, początkowo bronił partyjnych kolegów. Twierdził, że jeśli dokonano transakcji, to na pewno zgodnie z prawem. Zmienił zdanie dopiero po kilku dniach, gdy dokładnie zapoznał się ze sprawą. Przyjął decyzje Wojciecha Wiśniewskiego i Sławomira G. o zawieszeniu ich członkostwa w PO. Powołał pełnomocnika, który dokładnie ma się przyjrzeć ostrowieckiej organizacji. Upoważnił go do podjęcia radykalnych kroków łącznie z rozwiązaniem całych struktur. Poprosił prokuraturę i sąd o wyjaśnienie okoliczności transakcji. Dla Sławomira G. nie był to koniec konsekwencji. Szybko przestał być kandydatem PO na posła, odwołano go też z funkcji syndyka. Najlepszy przedsiębiorca najgorszym pracodawcą Wojciech Wiśniewski zaczynał rozkręcać swój biznes jeszcze na początku lat 90. Z Niemiec sprowadzał powypadkowe auta i po remoncie bez trudu sprzedawał. Z czasem zaczął poszerzać działalność. Kupił dużą działkę przy ruchliwej trasie i zajął się usługami transportowymi. Na dużą skalę zaczął współpracować z hutą. Nie zawsze otrzymywał gotówkę, ale z czasem i to mu się opłaciło. W formie kompensaty nabył olbrzymie tereny należące do zakładu, wraz z halami. Od razu wiedział, jak to wykorzystać, założył kolejną firmę i ruszył z produkcją cystern. Zamierzał też prowadzić zakład utylizacji opakowań plastikowych. Chwalił się, że posiada patent
Tagi:
Andrzej Arczewski









